Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Historia Krzysztofa Łukasika, to jedna z tych, które można byłoby zaszufladkować w kategorii „od zera do bohatera”. Swoją historię z kolarstwem rozpoczął mając dopiero 22 lata, by dziesięć lat później sięgnąć po jeden z celów, który dla wielu sportowców jest jednym z tych niedoścignionych. Mowa tu oczywiście o starcie w Igrzyskach Olimpijskich, gdzie w stawce 36 najlepszych zawodników z całego świata zajął naprawdę dobre, 27. miejsce.
Komentarz postartowy:
Będąc jeszcze na zgrupowaniu w Andorze, starałem racjonalizować sobie występ na Igrzyskach i traktować go jako kolejny start w kalendarzu. Raczej z dystansem podchodziłem do wszystkich głosów, o tym jaka jest to wyjątkowa impreza. Moje zdanie zmieniło się jednak niedługo po przyjeździe do Paryża. Szybko zrozumiałem, że nie sposób mówić o Igrzyskach ograniczając się wyłącznie do sportowej rywalizacji, nie wspominając jednocześnie o wszystkim dookoła. Igrzyska Olimpijskie są wyjątkowe i jest to zdecydowanie najlepsze, co może spotkać sportowca. KROPKA. Fakt przebywania z topowymi sportowcami z całego świata, ślubowanie olimpijskie czy nawet te kartonowe łóżka (które w mojej ocenie były całkiem wygodne) sprawiają, że praktycznie na każdym kroku odczuwa się wagę tego wydarzenia. Chwilami było to lekko tremujące. Starałem się jednak trzymać emocje na wodzy i w zasadzie udało mi się to do samego startu, chociaż spełnienie jednego z życiowych marzeń było momentami lekko wzruszające.
Sam wyścig jest już oddzielną historią. Podczas sobotniego i niedzielnego treningu czułem, że moja dyspozycja jest całkiem niezła. Bardzo szybko okazało się jednak, że nie tylko ja podszedłem do tego wyścigu na poważnie i inni zawodnicy też są całkiem nieźle dysponowanii. Tempo wyścigu było naprawdę bardzo wysokie. Dla porównania, każde z pierwszych czterech okrążeń pojechałem ponad 25s szybciej niż najszybsze okrążenie podczas wrześniowego test eventu. Czułem się dobrze. Znalazłem się w czteroosobowej grupie (z zawodnikami z Norwegii, Hiszpanii i Brazylii) i sprawnie pokonywaliśmy kolejne okrążenia. Przez moment w mojej głowie pojawiła się nawet myśli, że teraz nie może stać się już nic złego i w takim gronie “dolecimy” do mety.
Niestety, kłopoty zaczęły pod koniec piątego okrążenia. W miejscu, w którym Victor Koretzky stracił minimalną przewagę nad Thomasem Pidckokiem na ostatnim kółku, ja także popełniłem błąd. Chwila nieuwagi skutkowała upadkiem, w wyniku którego straciłem około 30s i pozostałem sam. Sytuacja ta bardzo wybiła mnie z uderzenia. Na kolejnych trzech rundach, jadąc samemu, ciężko mi było wrócić do tempa z pierwszej części wyścigu. Pomimo ciągle niezłego samopoczucia, samemu nie potrafiłem się odnaleźć na tej szybkiej rundzie. Ostatecznie, wyścig zakończyłem na 27 miejscu będąc raczej mniej niż bardziej zadowolonym.
Podsumowując – Igrzyska były świetnym doświadczeniem. Mi tylko trochę doskwiera fakt, że w ostatnim czasie zbyt często się przewracam. Zdecydowanie muszę nad tym popracować. Myślę, że moje kolana, łokcie i biodra będą mi za to wdzięczne.
Na koniec chciałbym podziękować też za wszystkie miłe słowa przed i po wyścigu. To też był dowód na to, że Igrzyska Olimpijskie to zupełnie inny kaliber wydarzeń niż Mistrzostwa Świata czy Europy. Dzięki!
COMMENTS