Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Powoli z zimowego snu jak przyroda, niedźwiedzie i świstaki budzą się także kolejni zawodnicy. Tak też było z bardzo liczną polską obsadą Pucharu Słowacki, który delikatnie mówiąc został przez „naszych” wręcz zdominowany. A na pewno pozycje na podium. Taką trochę wyrwaną z zimowego snu zawodniczką była Tosia Białek, która startem na Słowacji otworzyła sezon. I to jak! Żeby było jasne – to o zimowym śnie to nieprawda, bo zimą się przede wszystkim trenuje i pracuje na przyszłe wyniki. Jak zresztą widać…
Komentarz postartowy:
Hejka, Tosia znowu nadaje! Znudziło mi się patrzenie w socialach jak moje koleżanki się ścigają, więc postanowiłam sama przypiąć numer i coś tam spróbować, oczywiście nie pod domem, to by było zbyt proste. Ruszmy z grubej rury, C1 na Słowacji, a co tam, serio? C1? Jak ja na C2 chyba nawet nigdy nie startowałam, nie wiem co mną kierowało przy tym wyborze, mógł to być w sumie Trainingpeaks.
Tak czy inaczej, dojechaliśmy na tę Słowację, a tu syf, błoto, mokre korzenie, zima, no nie zachęcająco mówiąc eufemistycznie, ale niespodzianka – objazd trasy idzie całkiem fajnie, może dlatego że jest w większości naturalna, mająca wszystko, ale też bez przesady. Nie miałam poczucia, że ktoś chce mnie zabić, tylko raczej że chce żebym się trochę zmęczyła i trochę pobawiła. I tak ma być, dobrze się tu czuję! Wieczorem kilka dziwnych (jak na zawodniczkę z takim stażem) pytań do trenera, typu „trenere, a ile czasu przed startem ja jem?”. No co, zapomniało mi się troszkę, zdarza się najlepszym, to i mi może.
Następnego dnia kilka porannych rytuałów, garść żelków Haribo i na start. Wieść niesie że cała trasa przejezdna, warunki stabilne. Nic, tylko jechać. I jak zwykle zaczynamy moją piętą achillesową, start. I tu muszę Wam przyznać, że jest cichy bohater, a właściwie bohaterka, Gosia, która chwilę przed startem przesuwa się i mówi do mnie, chodź, ustaw się za nią bardziej, ona ma dobry start. I kurde! Jak ja bym w życiu dostawała same takie dobre rady, to bym chyba była już królem świata. Strzał w dziesiątkę, wielkie dzięki! Na kluczowy podjazd wyjeżdżam na 2-3 pozycji, trochę nie wiem o co chodzi to be honest, ale jadę ile mogę, i tak z kółka na kółko coraz bardziej kształtuje się w mojej głowie myśl, że naprawdę mogę dowieźć podium i to mnie mega napędza. Amazing! Co prawda nie wiem czy bardziej gonię Jitkę czy uciekam przed Klaudią, ale jadę wszystko, właściwie unikając błędów.
Na mecie cieszę się jak dziecko, ale i wciąż nie dowierzam, nie zdążyłam się otrząsnąć, a już dekoracja. Tu plus dla organizatora, że nie ma czekania do nocy na oficjeli, tu zawodnik jest najważniejszy, miło! Wiadomo, że łatwiej dostać się na szczyt niż na nim utrzymać, wiem. Wiem też, że to podium w większym rozrachunku niewiele znaczy, ale dla mnie to dużo, bo gdzieś pokazałam sobie, że mogę wyjść z trudnej sytuacji rodzinnej obronną ręką.
I tak ze Słowacji wracam z tarczą, teraz szybka przepierka i widzimy się Białymstoku! Trzymajcie się ciepło! Tosia
Warszawski Klub Kolarski na zawody dojeżdża dzięki wypożyczalni SIXT.
COMMENTS