Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W weekend w Kutnej Horze zainaugurowany został Puchar Czech MTB XCO czyli w kolarstwie górskim, w olimpijskiej odmianie cross country. Niestety kolarskie święto, bo jak inaczej nazwać zawody, zamieniły się za sprawą pogody w błotną masakrę, która wielu zawodników zmusiła do wycofania się jeszcze na etapie treningu czy zapoznania się z rundą. Ale nie „czerwony pociąg”, on nigdy nie zawraca, tylko prze do przodu. Wszyscy zawodnicy JBG-2 Team stawili czoła wyzwaniu i w zasadzie można powiedzieć, że wszyscy wracają z tarczą.
Komentarze postartowe:
Michał Glanz – 39. miejsce
Był to bardzo specyficzny wyścig. Ciężko było mi odnaleźć się w tak skrajnie błotnych warunkach, gdzie pod górę trzeba było biegać, a nie jechać. Mimo wszystko podjąłem rękawicę. Walcząc ze swoimi słabościami i problemami technicznymi ukończyłem wyścig. Wielki szacun dla Krzycha za umiejętność odnalezienia się w każdych warunkach oraz chłopaków z naszej obsługi technicznej. Ciężki to był dla nich weekend i zrobili kawał dobrej roboty!
Maksymilian Wiśniowski – 20. miejsce
Kutna Hora – najlepszy psikus na Prima Aprilis albo czeski film do taktu „Jožina Z Bažin”. Chyba całe środowisko widziało co tam się wydarzyło. Z mojej perspektywy po piątkowym objeździe przypuszczałem czego mogę się spodziewać… Tak przypuszczałem. W układaniu błotnej strategii sprzętowo-taktycznej z pomocą przyszli mi starsi koledzy z klubu za co im bardzo dziękuję. Do samego startu podszedłem pozytywnie nastawiony i z oczekiwaniem na niewiadomą.
Od początku starałem się trzymać jak najbliżej czołówki jednocześnie pilnując żeby nie przegiąć na podbiegach. Przez specyfikę wyścigu straty bardzo szybko robiły się (przynajmniej w mojej części peletonu), jak by się mogło wydawać, nie do nadrobienia i tak samo łatwo znikały na pojedynczych sekcjach trasy. W takich okolicznościach na trzecim okrążeniu wylądowałem w miejscu, gdzie nie widziałem nikogo przed sobą ani za sobą i tak ten dziwny duathlon skończyłem 20 elicie i 7 w gronie orlików.
To było ciekawe nowe doświadczenie i z punktu widzenia rywalizacji pojawiło się wiele nowych elementów: Gdzie prowadzić rower? Gdzie go nieść? Kiedy zrzucać błoto? I jakie tempo biegu dobrać? Tak to bywa z MTB, raz wdychasz grunt, innym razem go połykasz kilogramami.
Z wyniku jestem zadowolony, pomimo iż z punktu widzenia rywalizacji sportowej ciężko ocenić w którym miejscu faktycznie jestem obecnie względem oponentów. Teraz Wielkanoc i walczymy dalej.
Karol Ostaszewski – 17. miejsce
Puchar Czech w Kuntej Horze był by fantastycznym wyścigiem gdyby nie (kupa)… Poczyniliśmy w JBG-2 Team wiele przygotowań i zmian w naszych rowerach, aby jak najlepiej poradzić sobie z kapryśną pogodą i błotną trasą. Wybraliśmy hardtaile od Giant, cienkie opony, zastosowaliśmy zrywki pod ramę, wykręciliśmy koszyki na bidon. Wszystko zalaliśmy litrami tłustych płynów.
Na rozgrzewce czułem się całkiem fajnie, a na starcie stałem pozytywnie nastawiony i gotowy na tę nierówną walkę z matką naturą. Wiadomo, miałem w głowie mój srebrny medal z MP CX w podobnych warunkach. Tylko, że to mimo wszystko inna konkurencja, a możliwość zmiany roweru odmieniła by moje życie… ale o tym zaraz.
Wystartowaliśmy do wyścigu na dystansie 4 okrążeń (w normalnych warunkach tyle robię podczas zapoznania z trasą). W pierwszy podbieg wjechałem na 4. pozycji, a na jego szczycie byłem 5. Gdy po 4-5 minutach biegu wsiadłem na rower czułem się fantastycznie. Śliska nawierzchnia była typowo przełajowa, a górskie opony świetnie sobie z nią radziły. Pomagało również na pewno ciśnienie w kołach – z przodu 1.1, a z tyłu 1.05!
W czołówce dużo się działo, powoli zaczynały się problemy z obklejonym i ciężkim rowerem, który trzeba było nosić pod górę. W połowie okrążenia mija mnie biegnący z rowerem Krzysztof, który niczym Usain Bolt skupia się na długim kroku i obszernym przednim wahadle w cyklu biegu!
Chwilę później dojeżdża do mnie wspaniały przełajowiec, były MP CX, Michał Paluta! Jedziemy razem na zjeździe, a na podjeździe mu uciekam. Jadę na 5. miejscu, zjeżdżam do mety, ostatni rock garden, a mój rower przestaje jechać, ma na sobie dziesiątki kilogramów błota. Nie jestem w stanie go podnieść, nie mogę go pchać ani jechać. Mija mnie jakiś zawodnik, mija mnie Michał. W końcu docieram do asfaltu, rower lekko się oczyszcza. Do końca wyścigu 3 okrążenia.
Znowu jestem na długim podbiegu, nie mogę założyć roweru na ramię i go pcham, a nawet przez chwilę jadę – na początku trochę odrabiam, ale w ostatecznym rozrachunku jest to błąd. Wszystko się zapycha, a ja stoję z rowerem w miejscu, nie mogę go unieść. Robię dziesięć kroków do przodu i trzy w tył aby zdjąć z przedniego widelca ogromne kule błota. Tracę kilkanaście pozycji…
Gdy już docieram na szczyt po 10 (!) minutach mobilizuje się do walki – znowu super się czuję na śliskiej nawierzchni, czuję flow na zjazdach – jest fajnie.
Trzecie okrążenie rozpoczynam z Bernim – biegnie pod górę z rowerem jakby robił to codziennie! Buduje przewagę, ale doganiam go na zjazdach – jedziemy razem, ale znowu ostatni odcinek po błocie skutecznie mnie zatrzymuje. Tracę pozycję i ledwo docieram do „mety”. -1 okrążenie.
Cieszę się, że mnie zdjęli – to nie miało sensu. -1 to optymalny stosunek czasu rywalizacji do kosztów zdrowotnych. Dziś wszystko mnie boli, a plecy i ramiona są do wymiany. Jestem zadowolony z swojej postawy i jazdy – gorzej z bieganiem, ale to nigdy nie była moja mocna strona! Cieszy doskonała pierwsza runda i dyspozycja związana z jazdą na rowerze.
To była ciekawa przygoda, której już nigdy nie chciał bym powtórzyć.
Paweł Bernas – 15. miejsce
Sobotni start na pewno będę pamiętał do końca życia. Pierwszym momentem w którym uświadomiłem sobie jak dziwny będzie to wyścig był pierwszy podjazd, który w całości trzeba było biec ,więc pomyślałem sobie „spokojnie Paweł, rozkładaj siły dobrze, bo to długi bieg”. Nie do końca takich przemyśleń spodziewam się podczas ścigania XCO. Później było różnie, aczkolwiek na koniec udało się wywalczyć symboliczny punkcik rankingowy, więc nadał on jakiś sens tej przeprawie.
Michał Paluta – 8. miejsce
Z wyścigu jestem zadowolony a wynik był pozytywnym zaskoczeniem. Mimo, że mam doświadczenie z przełajów i zawsze przyzwoicie radziłem sobie w błotnych wyścigach, tak w MTB te błotne warunki są nieco inne niż w kolarstwie przełajowym. Daleka pozycja startowa wymusiła na mnie, aby dać z siebie 110% tuż po starcie, na pierwszym podbiegu, gdzie udało mi się wskoczyć to czołowej 15 wyścigu. Dalsza część wyścigu polegała na nie popełnianiu błędów technicznych, ale również na konsekwentnym bieganiu z rowerem na plecach przez najgorsze błotniste odcinki. Postawienie i bieg razem z rowerem na ziemi powodowało, że rower i tak się zapychał. Szybkie postoje w boksie technicznym na oczyszczenie napędu, również okazały się pomocne.
Z wyścigu jestem zadowolony, bo ten rezultat dał mi pierwsze punkty UCI, co przełoży się na lepsze pozycje startowe w kolejnych wyścigach.
Krzysztof Łukasik – 2. miejsce
Każdy zawodnik w swoim portfolio ma kilka epickich (z różnych względów) wyścigów, które wspomina ze znajomymi przy każdej możliwej okazji przez dłuuuuugi czas. Zazwyczaj taka impreza trafia się raz na kilka sezonów. Miałem nadzieję, że ja ten jeden “ciężki dzień w biurze” już w tym roku odhaczyłem, walcząc z deszczem i zimnem na czwartym etapie Costa Blanca. Jak się jednak okazało, na kolejną dziwną rowerową przygodę nie trzeba było długo czekać. Warunki w Kutnej Horze były naprawdę trudne. Szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia jakim cudem udało mi się ukończyć ten wyścig na drugim miejscu. Jestem nawet trochę pod wrażeniem swojej determinacji i szczęścia, które dopisywało mi podczas całej rywalizacji. Bez wątpienia ugrałem wszystko, co było możliwe i do domu wróciłem nawet więcej niż “stosunkowo usatysfakcjonowany”.
Warto jednak podkreślić, że pogoda wypaczyła całą rywalizację i w normalnych warunkach wyniki tego wyścigu wyglądałyby zupełnie inaczej. Oczywiście nie oznacza to, że nie widziałbym siebie w walce o czołowe lokaty. Trochę mi jednak szkoda organizatorów całej imprezy. Wszyscy wiemy, że Puchar Czech niejednokrotnie stawiany był jako wzór dla rodzimej serii zawodów. Jednak jak widać, nie wszystko można przewidzieć.
COMMENTS