Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Można by rzec, że już tradycyjnie, ekipa JBG-2 CryoSpace rozpoczyna sezon startem w hiszpańskiej etapówce Costa Blanca Bike Race. Dla Karola Ostaszewskiego, który w barwach „czerwonego pociągu” jest od ubiegłego sezonu to cały czas coś nowego. Dotychczas, sezon Karola, specjalizującego się w cross country zaczynał się wiosną, a kończył we wrześniu. Ostatni rok to ponad 40 dni wyścigowych zwieńczonych sezonem przełajowym. Chwila oddechu i już pierwszy start sezonu „letniego” 2023.
Komentarz postartowy:
Po zeszłorocznych etapówkach już nawet w ciągu sezonu letniego myślałem sobie czasem, że fajnie by było znowu się zmierzyć z tym formatem rywalizacji. Po dobrze przepracowanej zimie, sukcesie na przełajowych Mistrzostwach Polski i zaliczonej sesji mogłem spokojnie przystąpić do Costa Blanca Bike Race!
Przed pierwszym etapem nie wiedziałem w jakiej dokładnie dyspozycji jestem. Stanąłem na linii startu z głową wolną od oczekiwań i presji.
Pierwsze kilometry nie były dla mnie jednak zbyt dobre – najpierw byłem przerażony atmosferą w peletonie. Wszyscy pchali się do przodu, wyprzedzając mnie na milimetry albo chodnikiem, do tego było kilka nerwowych hamowań i innych niebezpiecznych sytuacji. Taka atmosfera pierwszego wyścigu sezonu, każdy myśli, że jest najlepszy :P
Pierwszy długi podjazd też nie poszedł mi najlepiej – czułem się przymulony i przytkany. Jechałem swoim tempem od początku do końca, nie mogąc dołożyć ani jednego wata więcej. Następnie utknąłem na zjeździe za jakimś słabo radzącym sobie technicznie zawodnikiem. Tak, to ciekawe – Hiszpańscy zawodnicy totalnie nie radzą sobie na zjazdach (oprócz niewielu wyjątków).
Etap ten był bardzo pofałdowany – już na następnym podjeździe czułem się znacznie lepiej, przeskoczyłem grupkę do przodu, a na kolejnym nawet ją prowadziłem. Bardzo mi zależało aby wjechać w wymagający zjazd na pierwszym miejscu, ale zbytnio skupiłem się na „wyścigu do singla” i go przestrzeliłem. Zjeżdżałem znowu na końcu grupki…
Środek etapu był zdecydowanie mój, nadawałem tempo, atakowałem i myślałem o doganianiu kolejnych zawodników – niestety pod koniec wyścigu odczułem to w nogach. Opadłem z sił i zostałem chwilę za grupą, którą jeszcze przed chwilą chciałem rozerwać. Na ostatnim podjeździe w bardzo gęstych krzakach udało mi się jeszcze ich złapać, a potem wyprzedzić i odjechać na ostatnich metrach!
Pierwszy etap ukończyłem na 9 miejscu!
Drugim etapem była jazda indywidualna na czas składająca się z 13km kręcenia po asfalcie i szutrze oraz 2,5km podjazdu i 300 metrów w pionie. Istna ściana płaczu.
Tuż po starcie na „oldtown DH” spadł mi łańcuch. Zatrzymałem się, założyłem go z opanowaniem i zacząłem z powodzeniem cisnąć w korby. Jechało mi się naprawdę dobrze. Bałem się jednak tego podjazdu, nie lubię stromych ścian :P
Tego dnia czułem się naprawdę dobrze. Równym, mocnym tempem uporałem się z nim całkiem szybko, a czasówkę ukończyłem na 15. miejscu zachowując delikatną rezerwę sił – wszystko zgodnie z planem.
Trzeci, najdłuższy etap zaczął się dla mnie doskonale. Na szczycie pierwszego podjazdu zameldowaliśmy się razem z kolegami z JBG-2 Team w ścisłej czołówce.Na zjeździe grupa delikatnie się podzieliła. Odjechał Paweł Bernas, Krzysztof Łukasik oraz lider wyścigu. Ja zostałem w grupie goniącej razem z Michałem Palutą. Jako, że nasi byli z przodu – przelecieliśmy dość płaskie 10-15 kilometrów po kole oszczędzając siły.
W końcu dojechałem do czołówki na kole rywali. Tam jednak wyścig dopiero się rozpoczynał. Przez jakiś czas co chwilę odpadałem z pierwszej grupy i wracałem, aż w końcu u podnóża najdłuższego podjazdu wyścigu na Bernie postanowiłem jechać swoim tempem. Na szczycie doszła mnie druga grupa, z którą jechałem przez pewien czas, ale również nie wytrzymałem ich tempa – ta walka o utrzymanie grupy liderów kosztowała mnie wiele sił.
Dałem sobie chwilę luzu i na ostatnie dziesięć kilometrów z haczykiem odzyskałem swoje siły i dobre samopoczucie.
Zadowolony z siebie, z tego, że mogłem jechać z najlepszymi i dobrego samopoczucia na koniec dnia ukończyłem etap na 9. pozycji!
Czwarty etap miał być szybką „kropką nad i”. Niestety pogoda chwilę po starcie drastycznie się zmieniła. Temperatura oscylowała koło 0 stopni, a z nieba padał deszcz, czasami nawet śnieg :o Ja to nawet byłem dobrze przygotowany na te ekstremalne (jak na Hiszpanie) warunki, bo założyłem kamizelkę.
Od początku jednak nie czułem się dobrze – miałem poczucie, że ciągle jestem nie rozgrzany. Każdy stromy podjazd wiązał się z bólem i cierpieniem, a i w głowie było jakoś mniej motywacji niż zwykle.
Gdy zaczęły się szybkie zjazdy po asfalcie pełnym wody dostałem drgawek, a z oczu poleciały łzy – z zimna przechodzącego w ból każdej części ciała. Skupiłem się na szybkim dotarciu do mety, jak tylko się dało naciskałem na pedały ile sił w nogach. Wtedy po prostu było mi trochę cieplej.
Ostatecznie po walce z sobą etap ukończyłem na 10 pozycji. Niestety na mecie nikogo nie było. Z wielkim bólem (do całego świata) przystąpiłem do ostatniego – 5 etapu. Czasówki z mety do hotelu :P
W klasyfikacji generalnej uplasowałem się na 9 miejscu!
Moja postawa, wyniki i samopoczucie bardzo mnie zaskoczyły! Jestem bardzo szczęśliwy. Zrobiłem ogromny progres w ciągu minionego roku! Zupełnie inaczej odbieram i znoszę wyścigi etapowe i chyba jeszcze bardziej mi się podobają :D
Podobał Ci się komentarz postartowy Karola? Zapraszam Cię do wysłuchania rozmowy, którą razem z Marcinem Górnickim nagraliśmy z Karolem kilka dni po tym jak zdobył srebrny medal MP CX i kilka dni przed wylotem do Hiszpanii i startem w Costa Blanca Bike Race.
Rozmowa dostępna jest na najpopularniejszych platformach (wszystkie linki tu), a poniżej m.in. Spotify, Apple Podcast i YouTube:
COMMENTS