Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Krzysztof Łukasik, aktualny srebrny medalista ME w maratonie MTB, Mistrz Polski w kolarstwie górskim XCO z 2019 roku. Drugi rok z rzędu dokłada starty przełajowe jako element przygotowania przygotowania do sezonu letniego. w mijającym sezonie było logistycznym chińskim osiem, ale udało się – melduje się na starcie w Zielonej Górze, gdzie melduje się na 6. miejscu ze stratą niespełna półtorej minuty do podium.
Komentarz postartowy:
Mój stosunek do przełajów bardzo dobrze określa fejsbukowy status “to skomplikowane”. Po zeszłorocznych Mistrzostwach Polski uważałem, że jestem już stosunkowo spełnionym zawodnikiem i raczej nie planowałem powrotu na trasy polskich wyścigów przełajowych. Jak to jednak głosi polskie porzekadło – tylko krowa nie zmienia poglądów. I tak to, zupełnie nieoczekiwanie po jednym z październikowych spotkań z Karolem Ostaszewskim, byłem już mentalnie gotowy na start w pierwszych zawodach.
Pierwotnie planowałem start w większej ilości wyścigów. Po drodze pojawiło się jednak zgrupowanie na Majorce, które uniemożliwiło mi start w Władysławowie. Następnie, skorzystałem z zaproszenia Michała Glanza i w Nowy Rok spakowałem się w samolot do Alicante, mając na względzie, że kolejne zgrupowanie może skutecznie pokrzyżować dobry start w MP CX. Zupełnie się jednak tym nie zraziłem i przez blisko 2 tygodnie grzecznie trenowałem, przygotowując się do zbliżającego się wielkimi krokami sezonu letniego. Do Polski wróciłem w piątek, 2 dni przed zawodami, mając przekonanie, że ten plan nie ma prawa nie wypalić i czeka mnie bardzo dobry wyścig.
Niestety, pierwsze wątpliwości pojawiły się już podczas sobotniego zapoznania z trasą. Szybko okazało się, że różnica pomiędzy brodzeniem w błocie po płaskiej, krętej rundzie, a lataniem po kamieniach i podjeżdżaniem stromych ścianek jest spora. Wszystko jednak racjonalnie sobie wytłumaczyłem, podkreślając, że wyścig jest długi, a siły w nogach wystarczające.
W niedzielę przekonałem się jednak, że moje braki w technice są kolosalne. Szczerze przyznaję, że zupełnie nie potrafiłem “robić” zakrętów i innych technicznych fragmentów trasy w tempie, w jakim robiła to czołówka. Cały wyścig był dla mnie lekcją pokory i dosadnym przykładem jak istotnym aspektem tej dyscypliny jest sama umiejętność jazdy na rowerze.
Ale czy jakoś szczególnie się tym przejmuję? Niekoniecznie. :) Zdecydowanie CX postrzegam w kategorii bodźca treningowego i zdaje sobie sprawę, że nie jest to mój konik. Jednak to poczucie bezradności podczas wyścigu nie jest niczym fajnym. Cieszę się więc, że to już koniec i lada moment, bo już za tydzień, będę mógł pościgać się na rowerze MTB.
Na koniec można jeszcze postawić pytanie: Czy życie po raz kolejny zatoczy koło i w listopadzie znowu pojawię się na którymś z wyścigów przełajowych? Nauczony doświadczeniem wiem, że niczego nie można wykluczać.
COMMENTS