„Moje błotne umiejętności znacząco poszły w górę” – Klaudia Czabok (Warszawski Klub Kolarski) | Mistrzostwa Polski w kolarstwie przełajowym, Zielona Góra | KOMENTARZ POSTARTOWYfot. Dariusz Krzywański

HomeSportKomentarze

„Moje błotne umiejętności znacząco poszły w górę” – Klaudia Czabok (Warszawski Klub Kolarski) | Mistrzostwa Polski w kolarstwie przełajowym, Zielona Góra | KOMENTARZ POSTARTOWY

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Mimo, że specjalizuje się w olimpijskim cross country, to w kończącym się sezonie przełajowym postawiła mocno na cyclocross przede wszystkim by poprawić swoje umiejętności w trudnych, wymagających nie lada technicznych zdolności, warunkach. Z kilku startów zrobił się cały sezon, którego zwieńczeniem był udany start w Mistrzostwa Polski w kolarstwie przełajowym w Zielonej Górze.


Komentarz postartowy:

Raczej nikt mnie tu nie stawiał w roli faworytki. Nie miałam żadnej presji. Może czasem sama ją sobie robiłam, bo z biegiem sezonu coraz bardziej zaczęłam się wkręcać w tą dyscyplinę.

Przygotowania przebiegły pomyślnie. Podobnie jak Karol Ostaszewski zaliczyłam parę etapów „Pucharu Tłustego Karpia” i byłam na rekonesansie trasy na tydzień przed Mistrzostwami. Wiedziałam czego mniej więcej się spodziewać i byłam w dobrej dyspozycji. Wizualizowałam sobie swój start z drugiej linii i to jak atakuje piach prawą stroną… ale stop stop stop! Stało się troszkę inaczej.

Bezpośrednio przed startem był przewidziany trening na trasie. Wiedziałam, że chcę wjechać zapoznać się z rundą. Te błotne trasy ulegają zazwyczaj dynamicznym zmianom, a w nocy i nad ranem padał deszcz. Wyścig juniorów się przeciągnął i czas treningu się skrócił… Spóźniłam się na wyczytywanie. W dodatku zapomniałam chipa! Zrobiło się bardzo nerwowo.

Ustawiono mnie w 3 linii. Po mojego chipa pognał Pan Robert, a ja rozebrałam rozgrzewkowe ciuchy i opanowałam myśli. Minutę przed startem byłam spokojna. Pewna siebie. Wiedziałam że jeszcze wiele jest do ugrania.

Start!

Ruszyłam sprawnie, ale nie pchałam się nie wiadomo jak mocno do przodu. Wolałam pozostać bliżej prawej strony. Miałam plan i chciałam go realizować. Piach prawą stroną.

Stawka zaczyna się powoli formować. Jestem około 8 pozycji. Dużo się dzieje. Wszyscy napierają do przodu. Na schodach wyprzedza mnie Tosia. Ależ ona to zgrabnie, szybko robi! To dobre koło.

Jest bardziej dynamiczna ode mnie i sprawnie przeskakuje do przodu. Ja też awansuję ale powoli. Pomiędzy zakrętami widzę jak rozciąga się czołówka. Jestem strasznie ciekawa co się tam dzieje, ale żeby się tam zbliżyć, muszę być tu i teraz. Odpowiednio pokonywać kolejne łuki. Rozkręcać przy wyjściu na proste.

Po pierwszej rundzie Tosia już doskoczyła do pierwszej grupki a ja, razem z Basią, wiszę kawałeczek za nimi (chyba na 6 pozycji).

Nagle moja klubowa koleżanka stoi i grzebie coś przy łańcuchu. Mam nadzieję, że szybko wróci do rywalizacji. Wiem że dla niej to bardzo ważny wyścig. Wymijam ją. Pilnuję Basi Borowieckiej. Zaczynamy zbliżać się do Oli Andrzejewskiej, która nie tak dawno prowadziła wyścig. To napawa optymizmem. Wszystko się może zdarzyć. (No właśnie… wszystko -nie widzę Tosi).

Kibice są rewelacyjni. Prawie jak na Pucharach Świata! To kocham w imprezach mistrzowskich. To zawsze pcha do przodu.

Jestem szczególnie wdzięczna tym, którzy doradzają jaką linie obrać w błocie. Mimo że moje błotne umiejętności znacząco poszły w górę, to miejscami jeszcze mam zagwozdkę. Bo zazwyczaj szukałam trawy, ale co jeżeli już jej wcale nie ma?

Na początku 3 rundy wymijam Aleksandrę. Niestety wymijam. Większą satysfakcję sprawia wyprzedzanie, ale tu też trwa walka z łańcuchem i rower nie pozwala jechać. Mój działa dobrze, ale zaczyna odczuwać trudy jazdy w dzisiejszych warunkach. Na pewno odświeżenie dobrze mu zrobi.

Po kilku przetasowaniach z Basią jestem znów za nią, tym razem na 5 pozycji. Mam niewielką stratę, ale jeszcze się nią nie niepokoję. Może zmiana roweru pomoże? W drugiej części trzeciej rudny dokonuję zmiany z Liva na Gianta. To moja pierwsza w życiu zmiana roweru podczas wyścigu! Przebiegła bardzo sprawnie. To nie takie trudne :D Ahh świeżutki rower jest lekki i zwinny, ale jednak trochę inny. Popełniam kilka błędów. Niewielkich, ale jednak. Jeszcze przed chwilą niewielka strata, zaczyna rosnąć.

Widzę kolejną zawodniczkę z problemami technicznymi – Malwina. Cieszę się, że wymieniłam rower. Może lepiej mieć kilka drobnych potknięć, aniżeli toczyć nierówną walkę z napędem.

Czyli jestem 4. Basia 3. Ten medal jest coraz bliżej! Może nie dosłownie, bo Basia powiększyła swoją przewagę, ale myślę, że powrót na odświeżonego Liva doda mi trochę prędkości.

Zbliżam się do boxu i słyszę że jest rower. Odrzucam Gianta, łapie Liva i ups! Tym razem nie tak sprawnie. Nie wskakuję. Biegnę jeszcze kawałek, wskakuję za drugim razem i szybko zaczynam czuć czemu nie udało się za pierwszym. To nie mój rower. Jest za duży. Próbuje znaleźć optymalny sposób jazdy by mimo wszystko poruszać się do przodu. Wiem, że do kolejnej możliwości zmiany roweru dystans wcale nie jest taki duży. Zmagająca się przed chwilą z problemami technicznymi Malwina, zbliża się do mnie w ekspresowym tempie. W porządku. Niech mnie wyprzedzi. Dla mnie priorytetem jest dotrzeć jak najszybciej do strefy zmian. Kibice nie cichną, ale chyba co poniektórzy wyczuwają, że coś jest nie tak, bo słyszę by się nie poddawać.

Zmiana Liv -> mój Liv. Do końca 1,5 okrążenia. Ponownie chwilę zajmuje mi ułożenie się na nowym rowerze, mimo że jest to ten mój najukochańszy. Zmęczyło mnie ostatnie pół rundy. Fizycznie i psychicznie. Bolą mnie nogi. Znowu jestem 5, ale nie tak dużo za mną jest kolejna zawodniczka.

Nie chcę spaść o kolejną pozycję, chociaż widzę, że Gosia Mazurek naprawdę dobrze sobie radzi. Odpieram jeden atak. Byle do mety. Już na pewno nie będę zmieniać roweru. A właściwie ile do tej mety? Czy to już ostatnia czy przedostatnia runda? Jestem chyba zmęczona. Zdezorientowana. Słyszę że Mul znowu ma defekt. Tym razem nieco bliżej strefy zmian. Wyprzedzam. Łii znowu 4. Ale podium już na mecie. Czyli to ostatnie pół rundy. Na błotnej prostej Małgorzata nie daje mi szans. Idzie jak przecinak. Jestem znowu 5 i tak już dojeżdżam do mety.

Ależ dużo się działo! I jak dużo prawdziwych Fighterek mamy tym naszym cyclocrossie! Wydaje mi się, że w ostatnich latach poziom kobiecego CX w Polsce bardzo wzrósł.

Jeśli chodzi o mnie, to też coś tam się poprawiłam. Na wyścigu panowały takie warunki, które pewnie jakiś czas temu byłyby dla mnie totalną abstrakcją. A teraz jechałam!

Czy jestem z siebie zadowolona? Z postępu jaki zrobiłam na pewno, ale jednocześnie wiem, że z tą dyscypliną mam jeszcze do powalczenia.

Na koniec chciałabym podziękować mojemu trenerowi Rafałowi Górakowi, który bardzo dobrze mnie przygotował fizycznie. Andrzejowi Michniakowi i Robertowi Zalewskiemu, którzy zadbali o mnie i moje rowery. Matko na tym cx w błocie to w boxach toczy się kolejny wyścig! A oni w jednym czasie ogarniali 3 zawodniczki!

Dziękuje Mojemu Warszawskiemu Klubowi Kolarskiemu za to, że mam możliwość takich startów. I dziękuję Giant Fabryczna za rewelacyjne rowery.


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0