Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Kolarstwo przełajowe z roku na rok jest coraz bardziej punktem, gdzie stykają się światy letnich dyscyplin – przede wszystkim kolarstwa górskiego oraz szosowego. Patrząc na polskie podwórko jest podobnie, a zawodnicy którzy meldują się w czołówce krajowych przełajów to w zależności od kategorii albo specjaliści od cross country albo od szosy. Tu nie ma reguły i póki co nie mamy tak wszechstronnego talentu jak Mathieu van der Poel czy Tom Pidcock, którzy z powodzeniem startują we wszystkich trzech dyscyplinach. W ramach rozwijania swoich umiejętności oraz przygotowań do przełajowych Mistrzostw Polski szóstka Polaków pojechała do Belgii by zaliczyć trzy starty. Wśród nich była m.in. Malwina Mul, która w ostatnich Mistrzostwach Świata na szosie ze startu wspólnego zajęła 6. miejsce!
Komentarz postartowy:
Za mną trzy wyścigi z serii Kerstperiode w Belgii.
Pierwszym z nich był Puchar Świata w Gavere, w którym zajęłam 44. miejsce. Może jest to dalsza pozycja, ale bardzo mnie satysfakcjonuje. Udało mi się ukończyć ten wyścig, choć przed startem moje racjonalne myślenie mówiło co innego.
Co do trasy to była bardzo, ale to bardzo ciężka. Śmiało mogę powiedzieć, że był to najbardziej wykańczający fizycznie start w tym sezonie. Jak dla mnie najcięższą częścią tego wyścigu były podbiegi. A szczególnie jeden z nich. Był mega dłuuugi. Na początku go biegałam, ale z kolejnymi rundami miałam wrażenie, że robi się coraz dłuższy, a ja stoję w miejscu. Do tego buty grzęzły w błocie i wcale nie ułatwiały poruszania się po nim.
Ogólnie trasa mi się spodobała. I mimo że było ciężko, to całkiem dobrze mi się jechało (z naciskiem na jechało).
Kolejnym wyścigiem był wieczorny Superprestige w Diegem. Szczerze mówiąc to nie mogłam się doczekać, ponieważ pierwszy raz miałam okazję startować w nocy. Byłam nim mega podjarana. Ostateczne nie było aż tak ciemno, trasa była ładnie oświetlona i przypadła mi do gustu. Start jednak nie poszedł tak idealnie. Wypiął mi się but, ale na szczęście nie straciłam na tym dużo i powoli mijałam kolejne zawodniczki. Choć „mijałam” to mało powiedziane, pchałam się między nie i wciskałam w każda możliwą lukę. Po prostu chciałam być jak najwyżej już na początku, bo wiem ile potem będzie kosztować mnie gonienie ich. Po pierwszej rundzie gdy już się w miarę uspokoiło, mogłam złapać trochę oddechu. Wjeżdżając na kolejne okrążenie, na tablicy zobaczyłam że jadę na trzydziestym którymś miejscu. I w tamtym momencie postawiłam sobie cel – miejsce w top30. I… Udało się! Ukończyłam na 24. miejscu.
Byłam przeszczęśliwa nie tylko z wyniku, ale z tego że w końcu poczułam, że jadę na rowerze. To był mój dobry dzień.
No i ostatni start – Exact Cross w Loenhout. Błoto nas nie opuszczało. Mimo, że było ono na każdym wyścigu to właśnie po tym starcie wróciłam najbardziej brudna, błoto miałam dosłownie wszędzie… Co do trasy to była szybka, ale ciężka. Na początku wydawało się, że jest fajne gładkie błotko, ale później koleiny robiły się coraz głębsze i już nie było tak łatwo.
Z początku krążyłam wśród kilku zawodniczek, ale w pewnym momencie zostałam sama. Goniłam dziewczyny jadące przede mną i uciekałam przed tymi z mną. Niestety niektóre mnie złapały i pojechały dalej. A ja walcząc o utrzymanie jak najwyższej pozycji, wjechałam na metę jako 28. zawodniczka.
To były trzy niesamowite wyścigi, każdy inny i na każdym można było doświadczyć czegoś nowego.
W Gavere pobiegałam, w Diegem pojeździłam nocą, a w Loenhout śmigałam po pumptracku.
To był naprawdę dobry wyjazd.
Przy okazji życzę wszystkiego dobrego i mocnej nogi w nowym 2023 roku!
COMMENTS