Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Trzeci weekend wyścigowy Karola, w sumie piąty wyścig w jego krótkiej acz intensywnej przełajowej karierze i do tego kolejny w jeszcze innych, tym razem błotnych warunkach. Za to pierwszy z opcją zdobycia punktów UCI. Mowa o Bryksy Cross w Gościęcinie, który odbył się 27 listopada i jak zwykle ściągnął na start zawodników nie tylko z Polski, Czech czy Słowacji, ale także Belgów, Duńczyków i Austriaków. Było z kim się ścigać!
Komentarz postartowy:
Wyścigu w Gościęcinie byłem najbardziej ciekawy ze wszystkich, które znajdują się w polskim kalendarzu przełajowym.
Być może jednak MP są bardziej interesujące, ale to z wiadomych względów.
Sobotni objazd trasy był moim pierwszym razem w błocie na cieniutkich oponach! Było naprawdę ciekawie i wymagająco, zwłaszcza na fragmentach prowadzących z górki lub pod nią. Nauczony już pewnym doświadczeniem przełajowca ( :P ) nie bałem się spuścić powietrza do wartości jeszcze trzy tygodnie temu dla mnie totalnie abstrakcyjnych. Niskie ciśnienie sprawiło, że zacząłem odczuwać przyjemność z jazdy i pokonywania kolejnych zakrętów, podjazdów, zjazdów czy przeszkód technicznych.
Prawda jest taka, że ja to lubię tak bez celu kręcić się w kółko na rowerze i co chwilę mierzyć się z tymi samymi technicznymi wyzwaniami.
W czasie godzinnego treningu trasa zdecydowanie się zmieniła, a co okrążenie było widać coraz mniej zielonych, tak bardzo potrzebnych fragmentów trasy. Widząc to, nastawiałem się na bardzo błotny, być może w dużej części biegany niedzielny wyścig.
W przełajach podoba mi się też to, że w okolicach południa jest trening na trasie! Skorzystałem z tej opcji również w niedzielę i trasa spodobała mi się jeszcze bardziej. Wszystko mi wychodziło, czułem się jakbym wychowywał się w tym błocie, a z rowerem tworzył jedną wspaniałą całość. I właśnie z takim nastawieniem stanąłem na starcie. Pełen optymizmu i radości. :)
Ustawiony już w nieostatniej linii niecierpliwie oczekiwałem sygnału startera. W końcu wpinam się za pierwszym razem! Bujam rowerem i staram się szukać luki do przejścia na przód peletonu. Jednak tym razem muszę delikatnie zwolnić, ominąć Patryka Stosza, któremu tuż po starcie zerwał się łańcuch.
Pierwszy zakręt pokonuję po zewnętrznej i spokojnie zjeżdżam do pierwszego błotnego sektora tego dnia. Jadę około 13-14 pozycji, pierwszy przejazd przez błoto jest dość nerwowy, popełniam z dwa, może trzy małe błędy, ale nie są one zbyt kosztowne. Kawałek prostej i następnie próbuję wskoczyć na słynne trzy schodki. Niestety rowery rywali zakleszczają mnie i muszę biec – a tego szczerze nie lubię :D
Najgorszy jest ten moment gdy kończysz bieg, wskakujesz na rower i musisz to rozkręcić! Tym razem jednak nie czuję tego bólu co zwykle, a wręcz przeciwnie – mam siłę i energię do wstania w korby i przyspieszenia. Tym sposobem wyprzedzam kilka osób, a potem kulturalnie z użyciem łokcia wyprzedzam jeszcze Szymona Pomiana. Czuję się fantastycznie i nic mi nie przeszkadza. Jadę swoje i gdy to możliwe mijam kolejnych rywali.
Zyskuję kolejne miejsce na najdłuższym podjeździe w lasku i jestem już około 3-4 pozycji! Wchodzę dość szybko (choć bezpiecznie) w długi lewy zakręt. Wszystko idzie po mojej myśli aż w końcu upadam na ziemie, turlam się w dół, a rower zostaje kilka metrów wyżej. Szybko wstaję, biegnę pod prąd wchodząc pod koła rywali, biorę rower, wskakuję na niego, ale on nie jedzie…
Szybka analiza sytuacji wykazuje, że połowa szytki spadła z przedniego koła… W międzyczasie mijają mnie kolejni rywale.
Nie myśląc za wiele zarzucam rower na plecy i biegnę, ale po pięciu może siedmiu krokach dochodzi do mnie, że do boksu jest strasznie daleko… no i jak już wspomniałem nie jestem fanem biegania. Postanawiam założyć oponę na obręcz i dojechać bezpiecznie do boksu. To na szczęście poszło mi całkiem sprawnie!
Wszystko to zajęło mi około 50-60 sekund i kosztowało mnie ponad 20 pozycji. No nic, trzeba walczyć dalej! Wyścig w końcu jest całkiem długi.
Nowy rower jest lepszy niż poprzedni, ale na nim jest jednak trochę inna pozycja. Pierwsze minuty na nim to katorga. Nie mogłem przekroczyć 300W siedząc na siodełku!
Powoli i cierpliwie wjeżdżam się w nowy sprzęt. W tym samym czasie kilka sekund przede mną jest spora grupa ciągle walczących z sobą zawodników. Postanawiam trzymać się za nimi i nie włączać się w ich grę, która wygląda na bardzo kosztowną energetycznie.
W końcu na 3, może 4 okrążeniu korzystając z okazji wrzucam wyższy bieg i przechodzę całą grupę w przeciągu chwili. Jadę swoje i postanawiam gonić kolejnych rywali, którzy nie wydają się być wcale tak daleko.
Zaczyna mi się jechać naprawdę dobrze, a do końca rywalizacji pozostaje zdecydowanie mniej niż połowa wyścigu. Niesie mnie doping kibiców, podoba mi się trasa i walka z błotem. Motywuje mnie również widoczne minimalizowanie strat do zawodników jadących na wyższych pozycjach.
Udaje się przeskoczyć kilka pozycji i na przedostatnim okrążeniu wchodzę do pierwszej 10! Mam „na widelcu” jeszcze dwóch zawodników, ale ostatnie okrążenie w ich wykonaniu jest zdecydowanie lepsze!
Bryksy Cross UCI C2 kończę na 9. miejscu, co po tych moich przygodach jest bardzo satysfakcjonujące! To był naprawdę dobry wyścig w moim wykonaniu. Oczywiście szkoda tej przygody z pierwszego okrążenia, kto wie jak by to się potoczyło! Z drugiej strony może w końcu wszystko zagra na MP?
No właśnie, kolejny start przełajowy dopiero na MP :D Teraz czas na słoneczną Hiszpanię!
COMMENTS