Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Trzecim startem Karola Ostaszewskiego w jego przełajowej przygodzie był Owocowy Przełaj, który odbył się 19 listopada 2022 w Laskowicach Pomorskich. Wcześniej rywalizował z powodzeniem w Koziegłowach i Szczekocinach, a na starcie sobotniego wyścigu, przy prószącym śniegu, żartował, że ma przyspieszony kurs ścigania się we wszystkich możliwych warunkach.
Komentarz postartowy:
Owocowy Przełaj, to wyścig przełajowy, który w wielu opowieściach był uznawany za jedne z najlepszych, jak nie najlepsze zawody w naszym kraju. Każda opinia była pozytywna, a rozmowa zawsze się kończyła słowami: „musisz kiedyś sam spróbować”. No to spróbowałem. ;)
Niestety (albo stety?) pogoda zmieniła wszystko o 180 stopni. Śnieg, lód, wiatr i inne atmosferyczne występki sprawiły, że trasa stała się naprawdę trudna, a każda wywrotka mogła mieć opłakane skutki zarówno dla sprzętu jak i zawodnika.
Pierwszy raz miałem przyjemność ścigać się w temperaturze, która sprawia, że woda zmienia swój stan z płynnego w stały. Na szczęście mój organizm zaskoczył mnie i w cale nie tak trudno było mi się rozgrzać, a potem utrzymać ciepłotę ciała.
Mając w głowie tą pozytywną, ciepłą energię ustawiłem się na starcie i czekałem na sygnał sędziego. Nie będę ukrywał, że plany były ambitne, cele wysokie, o ile nie najwyższe.;) Wszystko jednak zmieniło się w kilkanaście sekund po gwizdku sędziego.
Najpierw znowu się nie wpinam, a na pierwszym zakręcie totalnie straciłem przyczepność. Nie mogę ruszyć w kopnym śniegu i ląduje na ostatniej pozycji. No… przedostatniej, bo ostatni jest spokojnie rozpoczynający ten wyścig Michał Kwiatkowski. W coraz mocniej padającym śniegu rzuciłem się w pogoń za stale powiększającą swoją przewagę czołówką wyścigu. Jadę bardzo nerwowo, wyprzedzam kilka osób, ale przy tym pojawiają się błędy. Na pierwszych kilku zakrętach podpieram się nogą przy każdym skręcie kierownicy, a pod drugi podjazd, muszę podbiec. Kolejny zakręt i wywrotka… Szybko się zbieram i nadal myślę, że jeszcze w tym wyścigu jestem wstanie przestać być tłem rywalizacji najlepszych.
W połowie rundy moja jazda zaczyna jakoś wyglądać, zbliżam się do Top10 i pojawia się światełko w tunelu. Zyskuję trochę pewności siebie i staram się przycisnąć, ale dokładnie w tej samej chwili trasa „sprowadza mnie na ziemię”. Wstaję i od razu wracam do mojego nonszalanckiego stylu jazdy, który powoduje kolejną wywrotkę. Mój zapał delikatnie opada, a ja zdecydowanie bardziej skupiam się na przyczepności niż na szybkiej jeździe. Tempo oczywiście spada, a ja utykam w okolicach 12-15 miejsca.
Na trzecim okrążeniu ścigam się z klubowym kolegą Krzysztofem Łukasikiem. Nie trzeba nikomu mówić, że takie pojedynki mają specjalną wartość, a i potrafią wskrzesić w zawodniku dodatkowe pokłady sił. Wyprzedzamy się z Kokosem co zakręt i muszę przyznać, że całkiem dobrze się przy tym bawię. Zjeżdżam z rampy tuż za nim, jedziemy naprawdę szybko. Nagle Krzysiek staje w poprzek trasy, a ja uderzam w niego z całym impetem… Obaj leżymy na ziemi.
Wyszarpując swój rower, słyszę tylko, że „jemu już na dzisiaj starczy”. Ja w sumie czuję się dobrze, ponownie podnoszę się z ziemi i wracam do rywalizacji. W drugiej części wyścigu trafiam na Przemka Gierczaka, z którym znowu toczę zaciętą rywalizację. Już mniej się wywracam, ale jadę też wolniej – coś za coś! Przemo pokazuje mi jak powinno się pokonywać każdy z zakrętów, staram się coś podpatrzeć, nauczyć, a potem będę chciał to wykorzystać przeciwko jemu. ;)
Na trasie zostaje już mało zawodników, a śnieg nadal pada. W pewnym momencie pojawia się nowa trudność – białego puchu jest tak dużo, że nie widać już lodu ani kolein. Jadę już z pamięci i staram sobie przypominać na bieżąco gdzie czekają na mnie niebezpieczeństwa. Kilka razy ląduję w krzewach, ale raczej już jestem w stanie utrzymać się na rowerze.
Ostatnie dwa okrążenia, to już tylko sprawdzian tego co przyswoiłem przez poprzednie 6! Staram się jechać najlepiej jak potrafię. Najpierw uciekam Przemkowi, a na ostatnim kółku udaje mi się zyskać jeszcze jedno oczko. Pozytywne zaskoczenie tej ciężkiej przeprawy.
Na mecie jeszcze tylko musiałem sobie poradzić z ogromnym bólem odmarzniętych palców i mogłem przeżywać tę owocową rywalizację! Zawody były zorganizowane na najwyższym poziomie! Wspaniała atmosfera, kibice, DJ, muzyka i świetnie zaopatrzona strefa gastronomiczna! Naprawdę się cieszę, że tutaj byłem.
W najbliższy weekend debiut na wyścigu CX rangi UCI w Gościęcinie!
COMMENTS