Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Jeszcze trzy lata temu meldowała się na odległych lokatach – czy to w krajowych wyścigach czy w tych wyżej punktowanych. W Szczekocinach na MP CX w 2020 roku zajęła 11 miejsce. W tym roku wygrała. Z roku na rok pnie się coraz wyżej – w 2021 roku we Włoszakowicach na MP CX zajmuje trzecie miejsce, rok później także na MP CX, tym razem w Gościęcinie, zajmuje drugie miejsce. W tym sezonie ma już na koncie starty zarówno w przełajowym Pucharze Świata, jak i w przełajowych Mistrzostwach Europy.
Komentarz postartowy do zawodów przełajowych w Koziegłowach (11.11.2022) oraz Szczekocinach (12.11.2022)
Za mną słodko gorzki weekend na polskim podwórku a raczej gorzko słodki. tak, to właściwsza kolejność.
Piątkowa wizyta w Koziegłowach, to porządna lekcja szosowego ścigania i przypomnienie mi o tym, że moje doświadczenie jest tak małe jak szanse Polaków na wygranie mundialu.
Zaznaczam, że opinie o trasie to subiektywne zdanie zawodnika i oczywiście możecie powiedzieć, nie poszło, to narzeka, złej baletnicy… itd. Ale trudno, moim zdaniem trasa była po prostu słaba, nudna, niewymagająca umiejętności jazdy na rowerze przełajowym, takie trochę przełajowe kryterium szosowe. Tylko że na takich trasach też trzeba umieć się ścigać. Czy ja to potrafię? Nie. Czy się uczę? Nieskończenie!
Oczywiście trasa łatwa, bla bla bla, a jakoś nie przeszkodziło mi to zaliczyć lotu przez kierę na pierwszej rundzie. Brawo ja! (that’s karma). Całą pierwszą rundę czuję się jak ryba w wodzie, gonię, mijam, na końcu kółka jestem już w czteroosobowej czołówce. I oczywiście na mojej (już nie takiej młodzieńczej) fantazji wychodzę na prowadzenie, a co tam. I tak jadę prawie do końca, ciągnę, naciskam, a dziewczyny nic, trzymają się kurczowo jak ja drzwi, gdy trzeba iść na pobranie krwi. Jakby nie robiło to na nich wrażenia, jakby mówiły, dajmy jej się wyszaleć. I dały, w trzyosobowym finiszu nie mam szans. I tu mała gwiazdka*, do wszystkich którzy pytają o moją minę na podium, nie będę robić dobrej miny do złej gry, nie chcę, nie muszę.
Niedziela w szczekocińskim kompleksie parkowo-pałacowym, czy jakoś tak, wybaczcie ignorancję, ale to był prawdopodobnie mój najbliższy kontakt z kulturą, od przybycia covida na świat.
Trasa zupełnie odmienna, mnóstwo zakrętów, miejscami tricky nawierzchnia, trochę przeszkód, wreszcie czuję się jak na przełaju, dziękuję!
Prowadzę od startu do mety, ale ale, prr, hold your horses. Na początku drugiego kółka, gdy moja przewaga nad Nikolą i Zuzą nie jest jeszcze duża, zbyt optymistycznie wchodzę w zakręt, a jakże! Mie byłabym sobą, zaliczam bliskie spotkanie z ziemią, ale jak wiadomo w tym mam już doświadczenie. Szybko jeszcze zakładam łańcuch i jadę dalej. Tylko lekka kraksa bym powiedziała, bo dziewczyny znów są na moim kole, znów trzeba je urwać. Wszystko od nowa, brzmi jak moje przygody z odchudzaniem. Na szczęście tym razem mi się udaje i końcówkę wyścigu już jadę sama. Spokojnie, bawię się, myślę o jakiejś fajnej piłkarskiej cieszynce, tylko że meta mnie zaskakuje i tylko wznoszę ręce do góry – wiem, pospolite, jeśli będzie szansa, to następnym razem wymyślę coś lepszego, obiecuję!
O ściganiu to w sumie tyle, ale chce jeszcze dwa słowa, bo uważam że przymykanie oka na takie sytuacje nikomu nie pomoże, a już na pewno rozwojowi polskiego kolarstwa: Na wyścigu w Kozieglowach, nagle, w trakcie ścigania zabrano nam jedną rundę, niefajna niespodzianka, zwłaszcza w kontekście jakiejś taktyki, której oczywiście nie miałam, bo ja wole głupio biegać niż mądrze stać, no ale gdyby… To coś co nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza że wyścig trwał poniżej 40 minut, tak nie dogonimy świata.
Last but not least, po dekoracjach zawodnicy spotykają się w kolejce długiej jak do Bliklego w tłusty czwartek, po odbiór nagród, w Koziegłowach czekamy dłużej niż się ścigaliśmy, coś tu nie gra, ale może się czepiam.
COMMENTS