Paweł Bernas (JBG-2 CryoSpace): „bardzo miło pracuje się tylko na swoje konto” | Mistrzostwa Europy w maratonie MTB, Malevil Cup, Czechyfot. UEC

HomeSportKomentarze

Paweł Bernas (JBG-2 CryoSpace): „bardzo miło pracuje się tylko na swoje konto” | Mistrzostwa Europy w maratonie MTB, Malevil Cup, Czechy

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Paweł Bernas na przełomie sezonu w swojej kolarskiej karierze doprowadził to prawdziwego zwrotu akcji, zamieniając kolarstwo szosowe na kolarstwo górskie. Przed taką możliwością i szansą stanął dzięki propozycji angażu w drużynie JBG-2 CryoSpace, z której skorzystał. Najpierw były udane starty w przełajach, ale styczniowy debiut oraz kolejne starty w wyścigach etapowych MTB pokazały, że doskonale odnajduje się w kolarstwie górskim. Także w cross country. Jednym z większych sprawdzianów był start w Mistrzostwach Europy w maratonie MTB.


Komentarz postartowy:

Start w Mistrzostwach Europy był moją pierwszą imprezą mistrzowską w kolarstwie górskim i muszę przyznać, że wyszło całkiem nieźle! Dotychczas imprezy tego typu zaliczałem tylko na szosie, a jest to zupełnie inna bajka.

Po pierwsze jedzie się w reprezentacji, a tutaj mogłem startować w barwach klubowych. Drugą różnicą jest porzucenie szosowych taktyk i praca na lidera drużyny na rzecz dbania o swój interes. Oczywiście gdyby w rozgrywce byłbym z innymi zawodnikami naszej drużyny to na pewno nie kasowalibyśmy się nawzajem, jednak o czysto szosowej organizacji drużyny w trakcie wyścigu w MTB można zapomnieć. Muszę przyznać, że jest to całkiem sprawiedliwe i zrozumiałe mając na względzie charakterystykę tego typu ścigania. Po wielu latach w różnych rolach na szosie bardzo miło pracuje się tylko na swoje konto.

Ok, jestem już na miejscu, trasa mniej więcej mi odpowiada, a do wyścigu przystępowałem świadomy swojej dobrej dyspozycji, która od udziału w ardeńskiej etapówce w połowie maja, tylko rosła. Problemem jednak zdawała się być fala upałów, która przyszła akurat na weekend, więc do wysokich temperatur nie miałem okazji się przyzwyczaić, a toleruje je raczej słabo. W głowie miałem kilka rad od życzliwych ludzi i swoje doświadczenia z dość długiej kariery, więc postarałem się jak najlepiej nawodnić i przygotować do mocnej jazdy w upale. Myślę, że tutaj wszystko zagrało, bo pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie miałem problemów ze skurczami przy pierwszym uderzeniu gorących dni.

Wracając jednak do samego startu pod kątem stricte sportowym. Czekając na wywołanie do pierwszego sektora stałem w grupie zawodników. Wtedy zdałem sobie sprawę jak silna jest stawka i złapała mnie lekka trema. Zazwyczaj odsuwam od siebie dogłębną analizę przeciwników przed startem, żeby mieć spokojną głowę i skupić się na sobie, jednak minusem tego podejścia jest właśnie zderzenie z rzeczywistością w dniu wyścigu. Wiedziałem, że jestem silniejszy niż w Jeleniej Górze, gdzie zająłem dziewiątą pozycję, ale tutaj przyjechało więcej kozaków.

Jestem ciągle „świeżakiem” na scenie MTB, więc nie miałem pojęcia na jaki wynik mnie stać, ale pomyślałem, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę i starać się utrzymać z czołówką tak długo jak to możliwe, a przy odrobinie szczęścia mieć szansę na walkę o medal. Wyszło jednak inaczej, bo ze względu na dość wczesny start i poranną kawkę ograniczoną do absolutnego minimum (z uwagi na skwar wolałem unikać kofeiny), od startu byłem krótko mówiąc zamulony. Nie potrafiłem przypilnować wystarczająco wysokiej pozycji w pierwszej fazie wyścigu i po korku na jednym z krótkich podjazdów straciłem kontakt z czołówką.

Komentarz postartowy Pawła Bernasa do wysokiego 7. miejsca w Mistrzostwach Europy w maratonie MTB 2022 rozegranych w Czechach.

Starałem się nie denerwować, choć byłem na siebie zły, ale wiedziałem, że nie mogę się dać ponieść negatywnym emocjom i muszę jak najszybciej zniwelować stratę i wrócić do walki. Nie było mi to jednak dane. Chwilę później na szybkim singlu zaczęło schodzić powietrze z przedniego koła. Ciśnienie ustabilizowało się na niskim, acz jezdnym poziomie, a do bufetu miałem zaledwie dwa kilometry. Uznałem, że nie będę tracił czasu na poszukiwanie małej dziurki, szydłowanie i nabijanie opony, tylko dojadę do naszego mechanika i dam mu szybko i sprawnie wymienić koło.

Wiadomo jednak, że wszystko – nawet najsprawniej przeprowadzona wymiana koła swoje musi potrwać, a w wyścigu na takim poziomie, strata ponad minuty do najlepszych przekreśla szansę na walkę o medal. Po pitstopie, nie mając nic do stracenia – zabrałem się za odrabianie strat. Koniec końców top 15 na Mistrzostwach Europy w debiucie byłby miłym zakończeniem tak słabo rozpoczętego wyścigu. Ustawiłem sobie „tempomat” na odczucia, nie zerkając praktycznie na waty. Czasem tylko sprawdzałem czy jadę wystarczająco mocno, a cyferki wyświetlane na wahoo tylko to potwierdzały. Mogłem skupić się sam na sobie, więc o nawodnienie i dostarczanie węgli na bieżąco zadbałem w punkt. Dzięki temu nie osłabłem na dystansie, a moja – głównie samotna jazda trwała ponad 70 kilometrów.

Po drodze mijałem grupki, grupeczki i pojedynczych zawodników. Nikt nie był w stanie wytrzymać mojego tempa, więc w najlepszym przypadku dostawałem jedną, dwie zmiany i znowu zostawałem sam. Oczywiście fakt, że ciągle kogoś wyprzedzałem działał na mnie bardzo motywująco. Szczególnie jak byli to zawodnicy Buff, Megamo, czy aktualny Mistrz Świata w maratonie MTB, Andreas Seewald. Ostatniego zawodnika udało mi się wyprzedzić na 5 kilometrów do mety, do której dojechałem na siódmej pozycji.

Koniec końców z wyniku jestem bardzo zadowolony. Z faktu, że mój klubowy kolega zdobył srebrny medal również. Do tego Pan Jacek z tytułem, Michał Glanz tuż za czołową dwudziestką i reszta chłopaków na mecie z kolejnymi doświadczeniami w kieszeni.

Powiedzieć, że to był doskonały dzień dla naszej drużyny to jak nic nie powiedzieć. Sam jestem natomiast ciekawy jak potoczyłby się ten wyścig, gdyby nie przespanie początku i defekt. Może byłbym w stanie powalczyć o medal, a może jazda tempem innych zawodników, bardziej szarpana ze względu na ataki i próby rozegrania wyścigu skończyłaby się klasycznie dla mnie skurczami i walką o przetrwanie, a nie dobry wynik. Tego oczywiście się nie dowiem, ale wiem na pewno, że zyskałem dużo pewności siebie i wiem, że w maratońskiej odmianie MTB mogę walczyć ze światową czołówką jak równy z równym.


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0