Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W sobotę 11 września w Srebrnej Górze w ramach cyklu Bike Maraton rozegrane zostały Mistrzostwa Polski w maratonie MTB, które w kategorii elita padły łupem zawodników ekipy SGR Specialized. Mistrzem Polski został Filip Helta, a podium uzupełnili Karol Rożek i Piotr Konwa. W elicie kobiet bezkonkurencyjna była Maja Włoszczowska. Brązowy medal w elicie kobiet wywalczyła Klaudia Czabok.
Komentarz postartowy:
Od początku polowałam na tę imprezę! Bardzo lubię Srebrną Górę i chciałam się podjąć górskiego maratonu. Jednak najpierw termin (który na szczęście uległ zmianie), potem moja kontuzja (która jeszcze mi doskwiera) sprawiły, że do końca nie wiedziałam czy uda mi się podjąć tego wyzwania. Mimo, że mój fizjoterapeuta jeszcze odradza jazdę MTB, wystartowałam. Wiedziałam, że dam radę. Zrobiłam małe „testy łokcia”.
Zrost mam pełny, łokieć jest stabilny, ale ruchomość ograniczona + bólowa. Podczas zwykłej jazdy nie przeszkadza. Jedynie ciężko prawą ręką napić się i grzebać w kieszonkach. Trudność trasy nie była moim problemem. Bałam się jedynie czy wystarczy wytrzymałości, bo dopiero co zsiadłam z trenażera. Do pokonania 77km i 2 290m w pionie. Chłopcy, którzy objeżdżali wcześniej całą trasę mówili że będzie ciężko. Pięć godzin z hakiem to będzie dobry wynik. Na to mentalnie się nastawiłam i zapchałam kieszonki całą masą żeli i batonów.
Od startu było dość mocne tempo. Już wtedy Maja i Kasia odjechały reszcie kobiet. Jeszcze na zjeździe z asfaltu w las widziałam je gdzieś przed sobą, ale szybko znikły mi z oczu a lukę pomiędzy nami zaczęli wypełniać mocni, ale startujący z dalszych pozycji mężczyźni. Spływałam w tył stawki, a to dopiero początek wyścigu!
Wśród kobiet jestem na 3. miejscu. Wjeżdżamy na szutrowe autostrady. To trudny dla mnie fragment. Mam siłę, potrafię dynamicznie doskoczyć do koła, ale ciężko mi się trzymać za tymi chłopami! Pojawiają się Zuza i Basia. W singla wjeżdżamy jedna po drugiej. Widzę, że lepiej sobie radzę na Glacensisach. Staram się wykorzystać to na odpoczynek. Kolejne podjazdy jadę w miarę dynamicznie.
Przed wjazdem na singiel do Barda, znów wychodzę na 3. miejsce wśród kobiet i lekko odjeżdżam. To nie atak, ale gdy odwracam się za siebie nie widzę Basi i Zuzy. Jadę swoje. Na szerszych fragmentach szutrowych i leśnych dróg znów czuję, że jazda kosztuje mnie więcej niż ludzi wokół. Zwłaszcza szutrowy podjazd pomiędzy polami, na którym czułam mocny wiatr był dla mnie cięższym fragmentem.
Tuż za mną jechała Aleksandra Andrzejewska i wydawała się niewzruszona dotychczasowymi dwiema godzinami wyścigu. Jeszcze przed trzecim bufetem wyskakuje na chwilę przede mnie Basia. Oj sporo tych chętnych na brąz. Z powrotem wychodzę na swoją 3. pozycję i jadę swoim optymalnym tempem. Na podjeździe pod Srebrną Górę zawodniczka CST upewnia się czy jestem elitą, czy juniorką, a następnie jest moim cieniem do samego szczytu podjazdu. Na zjeździe puszczam hamulce i zdobywam znaczącą przewagę. Gdy się oglądam za siebie, nie widzę żadnych rywalek.
Szacuję, że jestem za połową wyścigu i teraz zaczną się „ciężary”. Singiel Czeszka jest ciężki, ale opowieści na jego temat przedstawiały go w dużo gorszym świetle. Podczas zawijasów na szczyt dobrze można było obczaić co się dzieje z tyłu. Widzę Olę, Zuzę i Basię! Czyli walka wciąż trwa. Zjazd Czeszką jest dla mnie bardzo ciężki. Tu ręka mi przeszkadza. Jadę wolno i staram się unikać wstrząsów i bólu. Boję się o swój chory łokieć. Po zjeździe do pokonania szeroki i płaski fragment. Tu dziewczyny mogą się zbliżyć. Są silniejsze. Ciągle oglądam się za siebie, ale na szczęście nikogo nie widzę.
Zaczyna się ostatni podjazd do mety. Długi i równy, ale właśnie otwieram 4 godzinę ścigania i już nogi nie są takie same jak na początku. Jadę dość dobrym tempem, ale gdy zerkam w tył widzę że ok 400m za mną jedzie już Zuza! Czyli to decydujący podjazd. Staram się mocniej naciskać na pedały, by nie dać jej się zbliżyć. Gdy podjazd dobiega końca, robi się jeszcze ciężej. Na płaskim fragmencie nie umiem ani przyspieszyć, ani się rozluźnić. Napięcie w moim ciele jest duże, moje ręce są zmęczone. Jadę trzecia, czeka mnie już tylko zjazd do mety. Byle by nie zrobić nic głupiego…
Gdy zaczyna się zjazd, czuję ogromne szczęście. Uwielbiam trailsy! Chwilę jadę płynnie swoim tempem, ale szybko natrafiam na zator. Dla ludzi z maratonów na pewno nie jest to tak przyjemny zjazd. Jestem cierpliwa. Wiem że już mnie nikt nie wyprzedzi, a nie będę przecież wyprzedzać na łokcie. Na mojej twarzy od pewnego czasu rysuje się już uśmiech. Wjeżdżam na metę na 3. pozycji w Elicie Kobiet z czasem 4:21!
Jestem przeszczęśliwa!
Zwłaszcza że zawodniczki przede mną to moje idolki! Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa i gratulacje!
Dziękuję trenerowi za optymalne przygotowanie. Dziękuję za pomoc na bufetach.
COMMENTS