Klaudia Czabok (Warszawski Klub Kolarski) – Puchar Świata XCO, Nove Mesto na Moravefot. Ola Sulikowska

HomeKomentarze

Klaudia Czabok (Warszawski Klub Kolarski) – Puchar Świata XCO, Nove Mesto na Morave

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Nietypowy rok wymaga nietypowych rozwiązań. Na szczęście kolarski świat zawalczył, by pomimo pandemii, rozegrano Puchar Świata. Liczba edycji ograniczona do dwóch, a cały cykl trwa zaledwie kilka dni. Tak oto Nove Mesto na Morave stało się na tydzień światową stolicą kolarstwa górskiego, a ja się w nim znalazłam ?

Za mną pierwszy wyścig.

Dzień zaczęłam wcześnie, bo już o 8:30 zaświeciło się zielone światło sygnalizujące start. Do pokonania miałam rozbiegówkę oraz 5 pełnych rund, czyli tak jak elita kobiet.

Rozbiegówka w NMNM jest dość nietypowa, dwa sztywne szutrowe podjazdy potrafią przydusić.

Po pierwszym znalazłam się jakoś z tyłu stawki, ale już na drugim zaczęłam wyprzedzać zawodniczki, które przeceniły swoje możliwości. W dużym skupieniu wjechałam na jeden z pierwszych zjazdów. Wybrałam mniej uczęszczaną linię dzięki czemu nadrobiłam kolejne pozycje. Podjazd rozdzielony na dwie linie i kolejna dobra decyzja. Przechodzę parę pozycji, ale nie udaje się bez zejścia z roweru.

Na śliskich korzeniach nie trudno o uślizg, a przy tylu zawodniczkach prawdopodobieństwo że komuś się nie uda jest naprawdę duże. Byłam na to przygotowana. Sprawnie schodzę z roweru i biegnę do góry. Zjazd nowym fragmentem trasy, Rock’n’roll, pumptrack i znów prosta startowa- wjeżdżam na pierwszą rundę na 35 pozycji. W zasięgu cała masa zawodniczek, wyścig się dopiero zaczyna, wiem że stać mnie na dobry wynik, trzeba walczyć. Jadę swoje, dość pewnie czuję się na trasie mimo śliskich korzeni i kamieni. Co chwilę ktoś się przede mną wywraca, ale staram się tym nie przejmować tylko jak najsprawniej wymijać rywalki. Kilka podbiegów z rowerem i rozciągniętą łydkę łapie skurcz. Na szczęście szybko mija, ale daje informację by jej nie rozciągać jeśli to możliwe. Dobrze czytam sygnały z ciała. Na tej rundzie nadrabiam osiem pozycji. Kolejną pokonuje bez większych trudności, wspinając się na 26 miejsce. W połowie trzecie rundy na jednym z dłuższych podjazdów, popełniam błąd i muszę zejść z roweru. Wyprzedzają mnie trzy zawodniczki i wtedy do mnie dociera, że to rzeczywiście Puchar Świata. Mimo że już jest za połową wyścigu rywalizacja jest wciąż zacięta, nie wystarczy jechać swoim tempem, trzeba jeszcze kontrolować tempo innych by nie utknąć na zjeździe za kimś słabszym czy też się za bardzo nie szarpać się na luźniejszych fragmentach.

Na kolejną prostą startową wjeżdżam na 30 pozycji, na kole trzyosobowej grupki dziewcząt. Wyprzedzam je chwilę po wjeździe w teren. Na trasie niby kibiców brak, ale obsługa oraz inne teamy zagrzewają do walki. Na ostatnią rundę wjeżdżam już na 27. Wiem że punkty UCI są do 25 i wiem że to miejsce jest nie tak dużo przede mną. Zbliżam się do kolejnych zawodniczek, ale dziewczyny nie dają za wygraną. Dopiero na ostatnim podjeździe udaje mi się doskoczyć do 26 zawodniczki. Uślizgnęła się – to może być moja szansa! Ale niestety blokuje mnie na przewężeniu i również muszę zejść z roweru. Wygląda na to, że przede mną decydujący podbieg. Nigdy nie byłam dobra w bieganiu z rowerem, ale udaje mi się wyprzedzić Francuzkę. Wskakuję na rower i przez dłuższą chwilę nie mogę znaleźć pedałów. W końcu wpinam się i zaczynam ostatni zjazd, ale jestem tak roztrzęsiona że spadam ze swojej ścieżki. Wywracam się. Francuzka mnie mija. Pomoc medyczna już biegnie w moją stronę, ale nie potrzebuje ich. Potrzebuje wskoczyć na rower i zawalczyć o tą utraconą pozycję! Walczę, ale moja rywalka wie co jest grane i te parę sekund dobrze wykorzystała. Pewnie pokonuje ostatnie przeszkody, wstaję w pedały i wjeżdżam na metę na 27. pozycji ze stratą 7:48 do zwyciężczyni.

Uważam że był to mój najlepszy wyścig w tym sezonie!

Oczywiście to nie wyklucza faktu, że już jutro mogę poprawić swój wynik.

Druga edycja pucharu świata nie poszła po mojej myśli.

Zazwyczaj drugi dzień po wyścigu jeszcze odpoczywam, robię spokojniejszy trening. Tym razem musiałam być w pełnej gotowości.

Dzień zaczęłam dość wcześnie, bo od 7:30 na arenie ustawiała się kolejka do testów na SARS-CoV-2. Negatywny wynik testu jest potrzebny by móc startować w Mistrzostwach Świata. Po badaniu powrót na kwaterę, chwila luzu, jedzenie i z powrotem na arenę.

Tym razem start o 13. Trasa drugiego wyścigu nieznacznie różni się od tej sprzed dwóch dni. Została skrócona o pół podjazdu i zamiast nowego fragmentu wróciliśmy na stare kultowe AC/DC. Trasa przeschła i była szybsza, ale po ostatnich wyścigach korzenie zostały obdarte z kory co w rezultacie sprawiło, że były bardziej śliskie niż na mokro.

Na start wyczytano mnie w tej samej linii co ostatnio, ale o parę zawodniczek później. Stojąc po środku w czwartej linii ciężej przebijać się do przodu. Wiedziałam, że będzie nerwowo na starcie.

Zielone światło! Ruszamy na trasę. Jest nas więcej niż ostatnio. Wieje silny wiatr. Przez chwilę motam się, zamknięta w środku peletonu. Ktoś się wywraca, ktoś hamuje. Na szczęście mnie nic nie zatrzymuje. Zdaję sobie sprawę, że jestem dalej niż ostatnio. Wiem że po zjeździe BMXem znów czeka nas bieganie z rowerem. Ponownie jak ostatnio na drugim podjeździe już przebijam się do przodu. Nie tak dobrze jak ostatnio, ale przyzwoicie. Czeka mnie jeszcze 5 rund, będzie dobrze.

Rozbiegówkę kończę na 36. pozycji. Daleko.

Pierwsza runda jest trudna. Tu dopiero widzę jak bardzo korzenie stały się wyślizgane. Nie czuję się na nich najlepiej. Jadę jakoś tak „kwadratowo”. Staram się być skupiona i przebijać się do przodu.

Na kolejną rundę wjeżdżam 5 pozycji wyżej.

Zbliżam się do kolejnych zawodniczek, ale nie czuje się za dobrze. Mam wrażenie, że mój mózg nie nadąża za tym co się dzieję. Przywołuję się do porządku, muszę być uważna. Może to tylko chwilowy kryzys i zaraz się wjadę w rower?

Niestety w połowie rundy zaraz po vertical drop wpadam w turbulencje i wylatuję za bandę.

Czuję jak moja twarz muska o ziemię, palce prawej ręki odginają się a kolana uderzają o coś twardego. Wstaję i odbieram rower od osoby zabezpieczającej trasę. Musiał go zabrać by uratować od mojego losu kilka zawodniczek jadących za mną.

Wskakuję na rower, ale nie jestem w stanie na nim siedzieć. Bardzo skrzywiłam siodełko. Kończę zjazd i zeskakuję z roweru ale, nie jestem w stanie siłą naprostować siodełka. Na szczęście box jest niedaleko. Dotaczam się do niego powoli. Jestem oszołomiona, bardzo bolą mnie plecy od krzywej pozycji.

Chłopaki prostują mi siodło, a ja próbuję złapać oddech. Ogarnięte! Jadę dalej przez chwilę z dużą siłą i motywacją do nadrabiania start. Adrenalina trzyma.

Wjeżdżam na 3 rundę. Odzywa się ból. Jestem 39. Widzę przede mną zawodniczki i wiem że jestem od nich mocniejsza, jednak nie jestem w stanie jechać swoim tempem. Nie wiem co się dzieje. Przez chwilę jest mi trochę wstyd, ale wiem że robię co mogę. Nie jestem w stanie szybciej. Moje ręce są bardzo słabe, wszystkie zjazdy oraz korzeniste podjazdy dużo mnie kosztują. Cały czas wierzę że to kryzys, który zaraz minie. Z taką nadzieją wjeżdżam na 4 okrążenie, ale jest znów ciężej. Coraz bardziej asekuracyjnie pokonuje przeszkody.

Nie jestem w stanie normalnie trzymać kierownicy prawą ręką. By złapać klamkę hamulca muszę puścić kierownicę i na nowo ułożyć na niej swoją dłoń.

Nadrabiam jedną pozycję. Widzę że wyścig już trwa długo. Czy ucieknę przed 80%?

Pod koniec rundy znów się wywracam. Tym razem wale brodą i kolanami o kamienie na Rock’n’rollu. Mój rower znów ściągają z trasy. Wstaję niepewnie. Mam dość. Pani z obstawy tego fragmentu trasy pyta: „Do you want to continue?” – brzmi jak w jakiejś grze, gdzie by kontynuować musisz zarzucić diamentami lub odpalić reklamę. Płacę okularami, które spadają mi z głowy gdy wskakuje na rower. Jadę kawałek i zastanawiam się czy dobrze robię. Jeszcze raz myślę o limicie 80%… Przejeżdżam przez linię start-meta. Wow udało się! Ukończę wyścig. Ostatnią rundę jadę już bardzo spokojnie. Boję się kolejnej wywrotki.

Uwielbiam tą trasę, ale teraz jazda po niej w stanie w jakim się znajduje jest przerażająca. Nie umiem zapanować nad oddechem. Na szczęście dojeżdżam już bez przygód. Bardzo poobijana, zmęczona, ale szczęśliwa że jestem w stanie kręcić nogami i że mój rower jest cały.

Ostatecznie jestem 39. Wynik i jazda poniżej moich oczekiwań, ale widocznie tylko na tyle było mnie dziś stać. Być może te wszystkie błędy i zagubienie wynikało jeszcze ze zmęczenia? Pomiędzy ukończeniem pierwszego wyścigu, a rozpoczęciem kolejnego minęło 51h. Niby wszyscy (no prawie) mieli taki sam czas na regenerację, ale wydaje mi się że mi nie wystarczył.

Po wyścigu czekało mnie pakowanie i wyjazd do Austrii. Jestem już w Leogang, gdzie 10 października czeka mnie kolejny debiut – start w Mistrzostwach Świata.


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0