Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Sezon rozpocząłem w Czechach na Toi Toi Cup UCI C2 Mlada Boleslav i Hole Vrchy. Ale zanim przełaje, to tuż przed pierwszym startem w sezonie przełajowym wystartowałem w czwartkowym kryterium ulicznym w Kaliszu. Chciałem tylko ukończyć ten wyścig. Zrobiłem parę skoków, było trochę przepychanek na zakrętach z szosowcami. Na szczęście ukończyłem wyścig bez żadnej kraksy.
Piątek
Tradycyjne pakowanie wszystkiego. Wiedziałem, że w Mladzie leje deszcz i przyda się trochę więcej rzeczy, kół, wiaderko i inne takie tam, które ratują d**ę po deszczowym wyścigu, jak chociażby suszarka do włosów żeby wysuszyć … buty.
Sobota
Rano razem z moim tatą wyruszyliśmy w stronę Czech. Ja spałem na podłodze w busie na macie otulony kocem i w grubej bluzie. Po drodze zjadłem śniadanie (lekkie), bo wolę startować lekko głodny niż żeby mi się odbijało. Dbałem o dobre nawodnienie popijając izotonik z bidonu.
Na miejscu zapisy jak zwykle bez większych utrudnień.
Objechałem tylko dwie rundy, żeby dopasować ciśnienie w szytkach. Wszystko mokre, a rower cały w błocie. Tata miał trochę roboty, żeby przygotować rowery. Cały czas lało.
Rozgrzewka trochę krótsza niż zwykle. Jakoś z nią zaspałem. Ale serio zero stresu. Przygotowany pojechałem na start. Rozstawiony w drugiej linii. Zielone światło i ruszyliśmy na trasę. Długa prosta więc było trochę czasu, żeby dobrze się ustawić i wjechać w rundę. Wyścig zaczynam na drugiej pozycji za DVPL. Do tego czasu uformowała się cztero osobowa grupa ze mną. Podbieg kończący rundę na którym zaliczyłem upadek. Cała prawa klamka w błocie. Co skutkowało zawaleniem „kliklaków” w klamce. Zmuszony byłem jechać na jednym przełożeniu do boksu, żeby wymienić rower (blat OH). Spadłem parę oczek do momentu wymiany roweru. Zdołałem odrobić starty do grupki, która walczyła o dziewiąte miejsce. Ja i trzech Francuzów którzy strasznie agresywnie jeżdżą, zajeżdżają. Ciężko było ich wyprzedzić. Gdziekolwiek. Ale jakoś swoim sprytem i przy pomocy łokci wjeżdżam pierwszy na nawrocie. Później jechałem sam, więc jazda była płynna. Dojeżdżam kolejna dwójkę. Ostatnia runda i szansa na ukończenie wyścigu na 7 miejscu. Zrobiłem to. Wyprzedziłem ich kończąc wyścig na 7 miejscu.
A jeszcze nie wspomniałem ze ilość błota w oczach była masakryczna. Ciężko było o dobrą widoczność. To była raczej jazda od zakrętu do zakrętu z opuszczoną głową, żeby tego błota wlatywało jak najmniej.
Po takim wyścigu organizm jest strasznie wyziębiony. Godzina w cienkiej lajkrze w deszczu i temp ok. 7 stopni. Po wyścigu jak najszybciej wskoczyłem w suche rzeczy. Jednak nadal było mi zimno. A oczy piekły jakby ktoś wbił w nie milion szpilek. Czysty przełaj.
Tata ogarnął rowery (wstępnie) i pojechaliśmy do hotelu. Tam szybki prysznic – gorący. Białko i uzupełnienie węgli. Było trzeba jeszcze rowery przygotować na jutro. W hotelu szybki serwis, smarowanie itd. Na kolację pizza, w towarzystwie Bogdana i Zuzy.
Niedziela – Hole Vrchy UCI C2
Tym razem bez deszczu. Trasa bardzo wymagająca. Podzieliłem ją sobie na dwa etapy – siłowa i techniczna. Tej siłowej było zdecydowanie więcej. Przed startem drobne poprawki i smarowanie rowerów. Rozgrzewka. Idę na start.
Zielone światło i ruszyliśmy. Na początku asfaltowy podjazd. Jakie to było ciężkie. Żeby tylko dobrze wejść w rundę. Ale jakoś przepchałem się do pierwszej piątki. Trochę się zaplątałem, ktoś przede mną się zakleszczył z drugim i na pierwszym podjeździe na łące straciłem jakieś 10 pozycji. Taki sobie początek wyścigu. A tu jeszcze szybki zjazd. Długi podjazd z poprawką na szczycie, prosta i schody do nieba – dosłownie albo w sumie do piekła; masakra. Na trasie ciasno, każdy chce być z przodu. No ok, ale ja też. Nogi jak z betonu. I tak sobie jadę rundę jakoś 17 może nawet 20. Później się tak tasujemy. Do tego stopnia, że nagle jestem w grupce która jedzie po 8 miejsce. Mówię dobra jadę, bo może dojdę tych przed nami, którzy jadą o Top 6. Przeszarżowałem. I tak spadłem na 15 miejsce. Trasa mnie wykończyła. Serio na przełożeniu 42T i 11-34 było ciężko.
Wynik i tak w normie. Rok temu byłem tu 14.
Tydzień na ogarnięcie siebie
To nie był dobry tydzień dla mnie przed kolejnym ściganiem. W tygodniu zrobiłem w sumie jakieś 60km na rowerze. Nie mogłem się pozbierać. Fizycznie nogi i ciało dostało po d**ie. Postawiłem na regenerację.
Niedziela
Wyścig w Bolesławcu. Łe jeee jak mi się nie chciało. Nie chciało mi się jeździć w ogóle. Trasa i wszystko git. Tylko mój brak chęci do pedałowania. Mówię dobra będzie siara, ale najwyżej zejdę i wrócę do domu. Na starcie Czesi. Aha czyli wolno na pewno nie będzie na początku. Pierwsza rundę jechałem na kole Simona Vanicka. Trochę mnie przydusił. Nie wychodziłem na prowadzenie, bo sam nie wyraził takiej chęci. Mówię kurde zaraz schodzę, bo już nie wyrabiam. Na sekcji z zakrętami wybrałem trochę inna linię przejazdu. Tak testowo. Nie chciałem wyprzedzać Simona, bo już pogodziłem się z drugim miejscem, a to dopiero początek wyścigu. Ale kurde, go wyprzedziłem! No to jadę całą sekcję na pierwszej pozycji po swojemu. Nie słyszałem czy ktoś jedzie za mną. Kontrolnie obejrzałem się za siebie. Patrzę a jego nie ma, a ja jadę solo. Bartek coś ty zrobił – mówię dobra jedź już po swojemu sam i równo. Tak jechałem kolejną część wyścigu. Nie, że jakoś się spinałem. Tak żeby tylko dojechać. Okazało się że na mecie miałem ponad minutę przewagi. A z Simonem na Toi Toi wymieniamy wie miejscami.
Rozpoczęcie sezonu jak dla mnie dobre. No właśnie czy ten sezon będzie do końca czy zaraz go przerwą? Chciałem jechać całą edycję Toi Toi w Czechach, ale słyszę że są nowe obostrzenia i nic nie jest pewne. Pewne jest to, że dopóki będą wyścigi ja będę się ścigał. Chciałbym żeby Czesi nie zamykali granic i na odwrót. Nie czuję się jeszcze w super formie, ale zmieniłem nieco podejście do treningu. Robię go inaczej, zdecydowanie inaczej…
COMMENTS