Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Największym sukcesem w Jakuszycach nie było zwycięstwo, a zwycięstwo pomimo tego, że od 1 km jechałem bez przedniego hamulca, co w tak ciężkich warunkach było bardzo mocnym utrudnieniem. Zaraz po starcie wjechaliśmy w mega błotnisty teren, na którym jedna niepozorna kałuża okazała się na tyle głęboka, że zaliczyłem lot przez kierownicę. Lekko się podrapałem, za to mocno wygiąłem przednią klamkę, która się zakleszczyła i już do końca wyścigu ani na chwilę nie drgnęła.
O ile na szybkich Jakuszyckich szutrówkach nie był to problem, o tyle na zjeździe chociażby z Wysokiego Kamienia do Zakrętu Śmierci, przy bardzo śliskich kamieniach i korzeniach oraz bez przedniego hamulca przeszedłem prawdziwy sprawdzian techniki. Udało się go zdać, bo pozostali zawodnicy do mnie nie dojechali a na kolejnych podjazdach skutecznie powiększałem przewagę i z bezpieczną różnicą zjechałem Dolnym Duktem do mety na Polanie Jakuszyckiej.
Największym utrudnieniem w tegorocznej edycji była ewidentnie pogoda. Na termometrze zaledwie kilka stopni na plusie, do tego mocno padający deszcz i momentami porywisty wiatr. Odczuwalna temperatura poniżej 0. Niektórzy zawodnicy „zamarzali” na szybkim asfaltowym zjeździe do Świeradowa. Sam miałem w tym miejscu problem. Na początku podjazdu pod Wysoki Kamień musiałem na nowo rozgrzewać nogi a próba rozmowy z kolegą z „ucieczki” zakończyła się niepowodzeniem. Z zimna nie mogliśmy normalnie ruszać ustami.
Dawno nie startowałem w tak ekstremalnych warunkach, ale ma to swój urok. Satysfakcja na mecie jest dużo większa, niż po zwykłym maratonie.
COMMENTS