Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Ciężko napisać teraz tekst, w którym mam do Was mówić o sprzęcie od tak jakby dookoła nas nic się nie zmieniło. Choćby z uwagi na przełożenie Igrzysk Olimpijskich ten tekst będzie troszkę inny.
Mówić będę o rowerze z kolekcji 2020, który jak już wiemy na pewno także znajdzie się w kolekcji 2021. Za jakiś czas może się okazać, że rower tak skonfigurowany jest dobrem wysoce luksusowym, ale nawet mimo to chciałbym Wam przedstawić Levela w limitowanej edycji Tokyo. W końcu nie raz już opisywałem tu rowery, na które mogli pozwolić sobie tylko nieliczni, dlatego pod tym kątem możemy uznać, że nawet przy najgorszym scenariuszu nie będzie zbyt dużej różnicy.
Kross już przyzwyczaił nas to pokazywania rowerów w limitowanych edycjach na sezon olimpijski – pamiętacie wersję na RIO? Podobnie jest teraz, z tą drobną różnicą, że rowerów będzie kilka.
Tokyo przede wszystkim wyróżnia się malowaniem i…. może wiele osób uzna to za słowa nie na miejscu, ale moim zdaniem – całkiem przystępną ceną. O tym czy malowanie jest ładne czy nie, niech każdy zastanowi się sam, a o cenie względem konfiguracji powiem kilka słów.
Po pierwsze oczywiście zacznę od ceny – rower dziś kosztuje 5 999 PLN. Co w tej kwocie otrzymujemy? Przede wszystkim rama i amortyzator. Karbonowa rama z tylną osią 12×142 mm oraz widelec Rock Shox Recon. Wiele osób kiedy postowałem zdjęcie lub wideo z tym rowerem, właśnie na początku zwracało uwagę, że taki widelec to trochę niska półka. W tej materii jednak się nie zgodzę, ostatnio sam śledziłem ceny amortyzatorów i Recon od pewnego czasu jest trochę droższy niż był zawsze – dziś cena takiego nowego amortyzatora oscyluje w granicach 1200, do nawet 1500 PLN. Mówimy rzecz jasna o fabrycznie nowym sprzęcie z gwarancją etc. Taki zestaw w mojej opinii spokojnie wypełnia 60-70% ceny całego roweru.
Przechodzimy do napędu: mechanizm korbowy Shimano FC-MT610 z zębatką 34T, do tego kaseta SLX M7100 10-51T, łańcuch SLX i tylna przerzutka także SLX M7100, manetka także jest z nowej grupy Shimano SLX. Wiem, że dla wielu mechanizm korbowy jest zwięczeniem estetyki sprzętu, ba sam uważam że tutaj korba SLX by pięknie pasowała, jednak faktycznie dla zmieszczenia się w budżecie zamiana na korbę poza grupową jest do zniesienia. To co w nowych napędach Shimano jest kluczowe dla płynności zmiany biegów mamy na pokładzie, korba by dodała jeszcze wiele do tych odczuć, ale to co dostajemy w tej cenie, będzie już robiło robotę jak należy.
Mamy omówione mocne strony, to spójrzmy dla kontrastu na coś co faktycznie może wymagać po pewnym czasie jakiejś zmiany. Hamulce MT200 zdecydowanie odstają od reszty konfiguracji, w mojej opinii troszkę mogą ograniczać zapał do agresywniejszej jazdy – szczególnie gdy wcześniej mieliśmy do czynienia z hamulcami Shimano z wyższych grup. Koła zbudowane na piastach Shimano MT400 i MT510 oraz obręczach WTB i23 – tutaj znowu możemy powiedzieć o sprzęcie na poziomie ogólnym tego roweru. Jest to zestaw, który może być pierwszym zestawem do jeżdżenia, szczególnie po przejściu na system bezdętkowy. Można na nich jeździć „do zajechania” lub jeżeli dysponujemy już swoim wyścigowym zestawem kół, to traktować je jako zestaw treningowy.
Kokpit oraz sztyca to aluminiowe komponenty Kross, ja swoją uwagę zwróciłem na silikonowe chwyty, także firmowane przez Krossa. To cieszy, że producenci do rowerów XC decydują się na „wsadzanie” tego typu chwytów. Dla mnie to najlepsze rozwiązanie, przez co ergonomia kokpitu znacznie dla mnie zyskuje.
GEOMETRIA
W temacie geometrii roweru oddaje Was w ręce Filipa, natomiast od siebie dodam, że na wzrost 190 cm, rozmiar XL pasował mi idealnie. Do tej pory testowe rowery Kross jakie wpadały w moje ręce zwykle był w rozmiarze L i zawsze trochę mi czegoś brakowało, teraz już wiem że chodziło o X przed L. Na rowerze czułem się jak na swoim i bardzo szybko go zacząłem czuć.
Filip Raczkowski:
Jeszcze do niedawna wydawało się, że w temacie hardtaila na kołach 29 cali nie da się wymyślić nic innowacyjnego. Przez lata u większości dużych producentów powtarzane były te same schematy. W ostatnim czasie jednak drgnęło coś również w tej wydawałoby się konserwatywnej dziedzinie. Nie bez znaczenia był postęp w rozwoju progresywnych rowerów full suspension i w końcu ich wpływy zaczęły docierać do tak zwanych sztywniaków.
Czy Kross Level Tokyo oprócz bardzo korzystnego stosunku ceny do oferowanej konfiguracji przekroczył również geometryczny Rubikon? Nie. Warto natomiast odnotować kilka szczegółów, które powodują, że rower ten jest nowoczesnym hardtailem, który wykorzystuje aktualne trendy w projektowaniu.
Producent przygotował 4 rozmiary ram i tu już rzuca się w oczy pewna ciekawostka, czyli pomieszanie parzystych i nieparzystych liczb w rozmiarach. Tabela zaczyna się od opcji 16 cali, następnie 17, 19 oraz 20 jako XL. Największy rozmiar to rura podsiodłowa o wysokości 520 mm, czyli wiele osób o wzroście w granicach 180 cm -185 cm będzie mieć zagwostkę czy wybrać 19 czy 20 cali. Różnice wydają się niewielkie, ale warto spojrzeć na szczegóły, a w zasadzie jeden charakterystyczny dla rozmiaru 20. Największy Level Tokyo jest już całkiem progresywną konstrukcją, na co wskazuje całkiem spory reach (451 mm), długość górnej rury (627 mm) i baza kół typowa dla nowoczesnych hardtaili, która wynosi 1148 mm. Rozmiar 19 cali jest nieco bardziej konserwatywny i przedstawia już cechy znane ze starej szkoły projektowania 29erów. Rama jest dość krótka, horyzontalnie to 611 mm, a zasięg to 438 mm. Mniejsze rozmiary, czyli 16 i 17 cali dzielą niewielkie różnice i w przypadku osób o niższych parametrach wzrostu, warto będzie wykonać przymiarkę „na żywo”.
Na plus konstrukcji, bez względu na rozmiar należy zaliczyć kąt główki, który wynosi 69 stopni. We wszystkich wersjach bardzo dobrze dobrano również wymiar stack, który nawet w największym rozmiarze nie przekracza 625 mm. Jest dobrze, a efekt dobrego docisku korelującego z długą bazą kół odczuje się na stromych podjazdach. Tylne widełki to bardzo przyzwoite 434 mm i wcale nie zostało to osiągnięte poprzez standard boost. Do pozytywnych stron również należy zaliczyć nowocześnie obliczony kąt podsiodłowy, który wynosi 74,35 stopnia. Przynajmniej „na papierze” zwiastuje to efektywne pedałowanie w każdej płaszczyźnie terenu.
Level Tokyo to bardzo ciekawa konstrukcja, która nieśmiało puka do świata progresywnych hardtaili, ale brakuje mu jeszcze nieco odważnego projektu wydłużenia zasięgu ramy w każdym rozmiarze, tak aby móc go nazwać w pełni progresywnym sztywniakiem. Tym niemniej wiele osób z pewnością odnajdzie na nim wygodną pozycję i wykorzysta pozytywne cechy do efektywnej jazdy w terenie.
Level Tokyo to rower wyjątkowy, miał być wersją limitowaną, a wyszło jak wyszło. Będzie limitowaną wersją wydłużoną o rok. To dobrze skonfigurowany sprzęt, który będzie się należycie spisywał w terenie i mimo drobnych niedociągnięć w kluczowych miejscach nadrabia. Konfiguracja tego roweru dla mnie jest czymś, co do lokalnych maratonów czy wypadów w góry jest wystarczające nawet z lekkim „okładem”. Pozostaje jeszcze pytanie, czy po zakupie tego roweru będzie można się nim nacieszyć? Może nie czy, a raczej kiedy. To dobre pytanie, ale nawet jeśli nie i już nigdy na rowerze nie będzie można pojeździć, to jest ewidentnie model, który powinien mieć każdy, kto z kolarza przeistoczy się w kolekcjonera rowerów ;)
A mówiąc zupełnie serio, trzymam kciuki, by każdy kto zdecyduje się na wybór Levela Tokyo mógł się nim w pełni nacieszyć jak najprędzej.
COMMENTS