Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Rowery enduro z założenia mają być mniej radykalne i bardziej uniwersalne od klasycznych „czystych” zjazdówek. Jak jednak pokazuje praktyka, a także wyniki wielu krajowych zawodów w Polsce, maszyny enduro nie ustępują zbytnio pola rowerom DH w aspekcie jazdy w dół, jednocześnie oferując możliwość normalnej jazdy bez konieczności wprowadzania ich pod górę lub korzystania z wyciągu. Pewnie właśnie ta uniwersalność sprawia, że ten segment rynku ma się ostatnimi laty tak dobrze. Dzisiaj zajmiemy się dzieckiem jednego z największych producentów rowerów na świecie – Gianta. Oto kosztujący 14 tys. zł Reign 1, stojący najwyżej w hierarchii modeli z aluminiową ramą.
Pierwsze wrażenie
Jak widać na zdjęciach, w kwestii malowania postawiono na dość proste, a jednocześnie bardzo rzucające w oczy się przejście czerni w neonową żółć. Rama na pierwszy rzut oka wzbudza wrażenie solidności, potęgowane przez masywne spawy na tylnym trójkącie. Trudno jest mi napisać coś jeszcze na temat designu. Rama ma klasyczne dla Gianta kształty, całość jest schludna bez zbędnych wodotrysków, jednocześnie dzięki kolorowi przedniej części roweru nie pozostaje nudna. Krótko mówiąc „w sam raz”.
Wyposażenie
Nie wygląd jednak ma tutaj pierwszorzędne znaczenie, przejdźmy więc do konkretów. Zacznijmy od najważniejszego moim zdaniem w rowerze tego typu, czyli zawieszenia. Tutaj mamy oczywiście do czynienia z opracowanym przez Gianta układem Maestro, wykorzystującym 4 punkty obrotu oraz 2 elementy pośrednie między tylnym wahaczem, a przednim trójkątem, tworząc tzw. wirtualny punkt obrotu. Skok tylnego zawieszenia wynosi 160mm, przednie ma natomiast 170mm. Za jego pracę odpowiada duet w składzie Fox DPX2 oraz Fox 36, oba w linii Performance.
Niemalże cały napęd w konfiguracji 1×12 to kompletna grupa Shimano XT M8100. Wyjątkiem jest jedynie kaseta SLX o rozpiętości 10-51T. Również hamulce należą do rodziny XT, zastosowano jednak wersję czterotłoczkową, przeznaczoną do cięższych zastosowań (i bardzo dobrze).
Większość komponentów takich jak siodełko, opuszczana sztyca, kierownica, mostek, a także obręcze kół (piasty SLX) to dzieło Gianta. Ostatnim elementem dopełniającym całości są opony. Tutaj zdecydowanie nie oszczędzano i fabrycznie obręcze odziane są w zestaw Maxxisa. Z przodu Minion DHF o konkretnej szerokości 2.5″, z tyłu Minion DHRII w rozmiarze 2.4″.
Jazda
Na Reign’ie miałem okazję pojeździć na swoich lokalnych trasach, jak również tych „z prawdziwego zdarzenia” na Bike Parku Stożek w Wiśle.
Pozycja na rowerze nie pozostawia wiele złudzeń co do jego charakteru. Już po przejechaniu pierwszych metrów czuć, że jazda po płaskim, ani pod górę nie jest żywiołem Reigna. Pozycja jeźdźca jest wyprostowana, a mocno pochylona główka ramy sprawia że rower na płaskim jest podsterowny. Nie zrozumcie mnie źle, Giant nie ma problemów z podjeżdżaniem, zawieszenie daje się zablokować praktycznie na kamień, a dzięki ogromnej kasecie pozwala wyjechać wszędzie gdzie mamy ochotę. Po prostu wyraźnie preferuje spokojne „toczenie się” pod górę, zniechęcając do nadmiernego podkręcania tempa (wątpię żeby przeszkadzało to potencjalnym nabywcom roweru tego segmentu).
Bo to wszystko traci jednak kompletnie na znaczeniu kiedy dotrzemy już na szczyt…
…bo z chwilą kiedy Reign czuje pod kołami zjazd, ujawnia pełnię swoich możliwości. Z każdym opuszczeniem sztycy natychmiast zapominałem o wszystkich drobnych niedogodnościach na podjeździe. Płaska główka na stromiznach nabiera sensu, a szerokie downhillowe opony z dużą kostką, generujące na płaskim duże opory toczenia, w terenie odwdzięczają się przyczepnością i amortyzowaniem nierówności. Zawieszenie oparte na produktach Foxa sprawia, że rower bez przeszkód płynie po pofałdowaniach terenu, jednocześnie jednak zwróciło moją uwagę, że stanowczo opiera się bujaniu wywołanemu przez pedałowanie, nawet kiedy jest w pełni odblokowane. Sygnowany przez Gianta system Maestro faktycznie daje radę. Na dużą pochwałę zasługują według mnie hamulce. Przy mojej wadze (ok +-66kg) mają sporą nadwyżkę siły i typową dla Shimano charakterystykę pracy. Napęd również sprawował się bez zarzutu przez cały okres naszych wspólnych wypadów, potwierdza więc to jedynie moją opinię, że z nową generacją Shimano zrobiło spory krok naprzód.
Podsumowanie
W tym miejscu stanąłem przed największym problemem. Chciałem znaleźć coś, co nie podoba mi się w tym rowerze, jednak mimo usilnych wskazań nie jestem w stanie wskazać żadnej poważnej wady. Ten model złożony jest z komponentów naprawdę dobrej jakości (napęd i hamulce XT, FOX linii Performance jako zawieszenie), ma wszelkie udogodnienia jak regulowana sztyca oraz dobrej jakości napinacz łańcucha, a mimo że przy okazji moich testów zaliczyłem parę twardych lądowań, koła pozostały idealnie proste. Podjeżdżanie nie jest zdecydowanie jego najmocniejszą stroną, mam jednak wątpliwości czy można traktować to jako wadę, gdyż wszystko to, co spowalnia Reigna w jeździe pod górę, sprawia że jest on tak świetny na zjazdach. Gdybym chciał szukać na siłę, to być może wzór malowania nieco przypomina mi garażowe twory z użyciem farby w spray’u, ale to już znowu kwestia gustu.
Giant Reign 1 to po prostu solidny rower na solidnych podzespołach, z którego zadowoleni będą przede wszystkim użytkownicy skoncentrowani na zjazdowym aspekcie użytkowania i to jest najlepsze podsumowanie, jakie jestem w stanie napisać po kilku tygodniach obcowania z nim.
Rower enduro Giant Reign 1 na stronie dystrybutora – link
Prezentacja kolekcji Giant 2020 – link
COMMENTS