Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Beskid żywiecki jest wymagający, strome podjazdy i techniczne zjazdy. Nawierzchnia bezlitośnie niszczy opony o czym nie raz się przekonałam. Podeszłam do tego startu z pewną pokorą mając na uwadze, że niezależnie jak dobrze czy źle będzie mi się jechało, to klasyfikacja w momencie może się odwrócić, właśnie ze względu na defekty sprzętu.
Na tydzień przed Mistrzostwami Polski chciałam sprawdzić gdzie są moje przygotowania i co udało mi się wypracować przez ostatnie tygodnie. Niecałe 50 kilometrów i 1500 metrów przewyższenia nie zapowiadało długiego ścigania ale na pewno treściwego. Po starcie starałam się utrzymywać w miarę wysoko i pojechałam pierwsze podjazdy dość mocno. W efekcie po pół godzinie ścigania miałam już dość bezpieczną przewagę kilku minut. Co prawda o tym dowiedziałam się już na mecie, ale wówczas jadąc w peletonie pomiędzy 10-20 miejscem open wśród panów mogłam jedynie wnioskować, że jest dobrze. Zjazdy właściwie na całym dystansie pokonywałam dość zachowawczo, choć i tak tempo było całkiem niezłe. Mimo panującego upału trasa bynajmniej „nie pyliła”, bo burze które przeszły przez ostatnie kilka dni zadbały o odpowiednią głębokość kałuż. Przekonałam się o tym dosyć szybko, gdy zanurkowałam rowerem na głębokość korony amortyzatora.
Po 30 kilometrach trasy mieliśmy za sobą główne trudności. Później było nieco płaskich odcinków i kilka ścianek do mety. Zaczęły się też ataki panów walczących o pozycje Open i w kategoriach, jak i też sporo wyprzedzania osób z krótszych dystansów, w tym sporo dzieci. To ostatnie mocno ostudziło moje zapały, po prostu starałam się bezpiecznie je ominąć i dojechać do mety.
Start na pewno mogę zaliczyć do udanych, wygrałam ze sporą przewagą, wysokie miejsce open i spory zapas sił. Prawie idealna zapowiedź na MP, jeśli tylko uporam się teraz z męczącym mnie wirusem.
COMMENTS