Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Pojawiło się ostatnio pytanie – czy w weekend, w którym są Mistrzostwa Polski XCO powinny odbywać się jakiekolwiek inne imprezy XCO/XCM w kraju. Odpowiedź na to nie jest prosta, bo wycieczkę do Mrągowa uzależniałbym od dostępnych dni urlopowych i opcji dojazdu, bo jednak wyjazd z Dolnego Śląska na Mazury to nie byle wyskok za miasto. Czymś takim dla mnie miał być Bike Maraton w Bielawie.
Już w zeszłym roku trasa bardzo mi przypadła do gustu, więc z ciekawością wyczekiwałem, co wymyślono tym razem. Z Bielawy każdego roku startuje kilka zawodów kolarskich a tras sporo, więc jest co podpatrywać. Mapa i profil zdradzały wysoki poziom trudności – Kalenica, legendarny szczyt wśród kolarzy MTB, z punktu widzenia zawodów ciekawszy niż słynniejsza Wielka Sowa. Da się go podjechać z dwóch stron, jednak w obydwu przypadkach związane jest z to z sporymi wymaganiami kondycyjnymi i technicznymi – nachylenie, korzenie, kamienie robią swoją. Wjazd w siodle stanowi uzasadniony powód do dumy. Tym razem na dystansie Giga mieliśmy go podjechać dwa razy i to w praktyce jako element wieńczący bardzo długiego podjazdu niemal od samego podnóża gór – nie lada wyzwanie.
Punkt 10.00 ruszamy – 87 zawodników na dystansie Giga. Z początku zanosi się na to, że wszyscy wiedzą, co ich dzisiaj czeka – prawie 3000 m przewyższeń to nie jest dystans, gdzie na pierwszym podjeździe warto szaleć. Czołówka jedzie spokojnie, a ja swoim tempem około 20 – 30 miejsca. Pierwsze kilkanaście kilometrów podjazdu to dopiero początek – jeszcze nie oddzielamy ziarna od plew. Ten proces rusza po pierwszym zjeździe – szybki, długi, lekko techniczny. Tu zaczyna być widać, kto i na ile ma wyćwiczoną technikę. Jednak szybko okazuje się, że suwak poziomu trudności zostaje przeciągnięty do maksimum – zamiast odbić w objazdową sztywną drogę leśną, przebijamy się przez niewielki szczyt po stromym, korzenistym, ziemistym nieubitym singlu. Pozycje około dwudziestej dystansu giga, ale wielu ludzi podprowadza. Ja jeszcze daję radę, ale tętno mi szybuje.
Za pierwszym podejściem Kalenicę podjeżdżam w całości, chwila wytchnienia, dostajemy parę kilometrów „odpoczynku” na pnącej się lekko do góry szutrowej autostradzie. Zbliżamy się do popularnego, ale trudnego technicznie zjazdu do Sokolca – z roku na rok coraz bardziej wymyty szlak pieszy, gęsto usłany już obecnie wyrwami, zwieńczony trawiastym naturalnym singlem i kamienistą zjazdową ścianką. Po tym podjeździe ma się ochotę odpocząć, ale zwykle tutaj zaczyna się pierwsza poważna weryfikacja kondycji. 1000 m w pionie już nabite w trudnym terenie, a droga pnie się niewybaczalnie pod górę.
Tuż przed drugim podjazdem na Kalenicę, zaskakuje nas chyba jedyny mankament tegorocznego maratonu w Bielawie – nagle wskakujemy w gęstą stawkę dużo wolniejszych zawodników z krótszych dystansów. Dzieje się to na kolejnym singlowym naturalnym fragmencie, gdzie i bez ruchomych przeszkód, jedzie się slalomem między drzewami. Staram się pamiętać, że przede mną wciąż 1,5-2h jazdy, więc nie ma sensu rwać przez gęstą stawkę i straszyć mniej wytrenowanych uczestników.
Drugi podjazd na Kalenicę to chwila prawdy. Pierwszy raz od kilku lat, łapią mnie solidne skurcze, którym próbuję stawić czoło równym i solidnym kręceniem… Czuję, że prędzej czy później mogę jednak przegrać. Największy kryzys pojawia się na ziemistych naturalnych singlach. Przy kolejnym zrywie pod górkę, ból jest silniejszy od woli walki. Siadam na minutę na zboczu. Różnice w stawce są już jednak teraz tak duże, że nawet nikt mnie nie dogania. Sam szczyt niestety, również pierwszy raz od wielu lat, zdobywam z buta z rękami na kierownicy i karkiem zgiętym od zmęczenia.
Podsumowanie na mecie – 70 km, 2900 w pionie, około 5 godzin jazdy. Daje to trzeci kondycyjnie i technicznie najtrudniejszy maraton na Dolnym Śląsku w tym roku – zaraz po Trek Extreme w Głuszycy i Ultra Bikemaraton w Szklarskiej. Zdecydowanie nie były to zawody dla każdego. 87 startujących, 29 DNF przy dobrej pogodzie to statystyka która robi wrażenie.
COMMENTS