Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
No dobra…startujesz prawie z samego końca, ale to tego jesteś w stanie się przygotować i patrzysz naprzód. Po czym zaraz po starcie dwie dziewuszki przed Tobą idealnie w literkę V wypinają się po zapewne zbyt bliskim kontakcie między sobą. Z boku również ktoś stoi… i tak gdy już ruszasz, to czołówka kończy podjazd, a ja powoli zaczynam wyprzedzać.
W lesie drugi raz brakuje mi szczęścia, ponieważ akurat w grupce przede mną na zjeździe najpierw jedna kobitka wywala się, a chwilę później druga. Więc standardowo znów wszystko przed nami odjeżdża.
Brak szczęścia po raz trzeci? O tak, gdy już jakoś pozycja w miarę wypracowana i nawet mieszczę się w pierwszej 50 , to na zjeździe na 4. rundzie po prostu źle najeżdżam, a że kamienie tam były duże, to niestety nie „wyratowuję” się, parę szlifów na udzie, łopatce, piszczeli i mocno rozcinam pod moim nie tak dawno operowanym kolanem okolice guzowatości piszczeli, gdzie zaraz niedaleko przyczepia się to więzadło, które dopiero co jest naprawione!
Ale pomimo bólu z rany, kolano się zgina i przy naciskaniu na pedały nie boli! No to jadę dalej. Oczywiście w momencie około 7 osób mnie mija…super… ale po zjeździe okazuje się, że przerzutka działa tylko do góry.
Kończę stromy podjazd i nie mogę zrzucić na dół. Na bufecie niestety nie jesteśmy w stanie ogarnąć tego defektu. Mąż jeszcze sprawdza mi kolano palpacyjnie, czy aby na pewno więzadło nie jest uszkodzone. Miły Pan z jakiejś ekipy daje nam plastry…i tyle by z tego było.
Uczucia towarzyszące temu wszystkiemu łatwo sobie wyobrazić, więc sobie daruję. Z prawie ostatniego miejsca po 3 rundzie byłam 47. Noga się kręciła naprawdę dobrze.
Co prawda to nie taki spektakularny powrót jak absolutnie niesamowitej Jenny (startując z numerem 84 ukończyła 5! ), ale nie każdy może być jak Jenny :)
COMMENTS