Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Miał to być najtrudniejszy maraton MTB w Europie. A wyszły tylko 4 podjazdy i 4 zjazdy, i w dodatku bez odcinków płaskich, co mnie bardzo cieszyło, bo nie lubię babrać się tylko z wiatrem.
Znajomi już od kilku lat namawiali mnie do wzięcia udziału w tej imprezie. A rok temu, kiedy Piotrek Rzeszutek ukończył zawody na 3 miejscu z czasem 5:44h pomyślałem, że może i ja dam radę złamać barierę 6h spędzonych w siodle.
Na wyścig zgłosiło się łącznie ponad 4 tysiące zawodników. Zostaliśmy podzieleni na 14 sektorów startowych, które wyruszały na trasę w odstępach około 10 minutowych. Na początku stawki (już o godzinie 7:10) wystartowali zawodowi kolarze UCI MTB Marathon Series, rozstawieni na podstawie klasyfikacji UCI. Kolejno ruszali kolarze licencjonowani – już bez punktów UCI. Na samym końcu zawodnicy bez licencji. Mi przydzielono 12 z 14 sektorów startowych. Ruszając na trasę ponad godzinę po najlepszych wiedziałem co mnie czeka – slalom gigant przez ten długi, długi dzień :)
Od startu pierwsza górka. Dochodzę poprzedzający mnie sektor – a tam grupa jedzie ławą. Na razie jest sztywno, ale szeroko, więc przydają się umiejętności jazdy w grupie nabyte za młodego i slalom idzie dość sprawnie, bez większego wybijania z rytmu. Schody zaczynają się, kiedy nachylenie robi się „na plecy”, a droga przechodzi w singiel. Wtedy trzeba było już schodzić z roweru i butować do miejsca, gdzie uda się na niego wrócić.
Największą przykrość sprawił mi pierwszy zjazd – był to piękny singiel, ale tak zakorkowany, że momentami dosłownie stało się w miejscu z ludźmi obok siebie, czekając na swoją kolej przejazdu. Przyjąłem to w miarę ze spokojem, bo w pamięci miałem wyścig Trans Alp, który częściowo przejechałem asekurując swoich Zawodników. Już przed startem nastawiłem się, że tutaj będzie pod względem wyprzedzania jeszcze gorzej, co ograniczyło mój stres podczas rywalizacji.
Mój czas na mecie to 5:30h, z czego prawie 5h jazdy z ciągłym wyprzedzaniem. Uważam to poniekąd za atut, ponieważ dzięki temu miałem okazję podziwiać wspaniałe widoki, na co zazwyczaj nie ma czasu podczas rywalizacji. Wynik pozwolił mi wygrać klasyfikację zawodników bez licencji.
Dość satysfakcjonujące są też pomiary z międzyczasów. W końcowej części rywalizacji, jadąc z czystą przed sobą drogą lokowałem się w okolicach 30-50 pozycji z zawodnikami UCI MTB Marathon Series.
Co do przygotowania, to wiele więcej ze swojego organizmu bym już nie wyciągnął. Wyścig w sumie przejechany zgodnie z wyliczeniami – bardzo równo i bez szarpania. Nawet określę, że w komforcie… Jedzenia wystarczyło mi dokładnie tyle, ile sobie wyliczyłem. Jedynie 2x stawałem uzupełnić bidony.
Trzeba wrócić tutaj za rok – i wystartować tym razem już z wyższego sektora. Myślę, że pozwoli to na urwanie jeszcze 15-20 minut. Bartek Huzarski, który również brał udział tegorocznej edycji mówi, że nawet pół godziny.
COMMENTS