Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Tym razem pogoda była łaskawa. Postanowiłem więc wykorzystać ją maksymalnie, tym bardziej, że chciałem przetestować najnowszą nowość, czyli opony Wolfpack.
W sobotę dogrzewałem gumy na rodzinnej imprezie Ojcowie Na Start, asystując córce w amatorskim wyścigu XC. W niedzielę tuż za płotem odbywał się Puchar Mazowsza.
Kręta, wyjątkowo techniczna trasa WAT jest jedyna w swoim rodzaju i nie można wymarzyć sobie lepszego miejsca do testów sprzętu czy sprawdzianu umiejętności technicznych. Na starcie pojawiłem się w ostatniej chwili, w sektorze powitał mnie krótki pomruk i zdawkowe „Cześć” rywali ;) Czekało na nas 5 interwałowych rund, na których jadąc siłowo można się zamordować lub używając sprytu, przemknąć płynnie nie tracąc nadmiaru energii.
Pierwsi wystartowali juniorzy, za nimi my, mastersi. Młodzież narzuciła bardzo mocne tempo na rozbiegówce, dosłownie na łokcie walcząc o pozycję przed pierwszymi singlami. Już w początkowej, dość trudnej sekcji mogłem przekonać się jakim potencjałem dysponują moje nowe, wyścigowe kapcie. Z łatwością składałem się w kolejny zakręt trzymając się blisko juniorskiej czołówki, sztuk cztery ;) Na każdej szerszej prostej chłopcy zaginali się jak na finiszu, co musiało kosztować ich sporo sił. Koledzy mastersi chyba nie ogarnęli technicznej trasy, a jeden zakończył wyścig nieudanym skokiem na dropie. Pozostało mi tylko obserwować rywalizację czwórki młodszych kolegów. Dziwił mnie brak pomysłu na ściganie i np. próby ataku w wąskich, krętych singlach przez prowadzącego stawkę. Dla mnie jest oczywiste, że jeśli pierwszy udanie zaatakuje, a drugi popełni drobny błąd, to zyska 5-10 metrów nad pozostałymi. Jeśli sam się potknie blokuje wszystkich i zachowane jest tatus quo. Droga młodzieży – trochę więcej fantazji, szaleństwa, spontanu.
Schematyczne przejazdy kolejnych rund znudziły mnie do reszty, zaatakowałem i szybko przeskoczyłem zdziwionych zawodników. Jeden z nich próbował walczyć, jednak na próbach się skończyło. Na finałową rundę wjechałem samotnie powoli luzując nogi. Sprowokowani juniorzy wzięli się za ściganie i przed metą jeden pojawił się blisko mojego koła. Swoją kategorię wygrałem w zasadzie zaraz po starcie, więc zjechałem na bok nie chcąc wypaczyć ich rywalizacji, by mogli rozegrać to pomiędzy sobą. Kreskę pierwszy przekroczył chłopak z Białegostoku, a podium uzupełnili lokalesi z WKK.
Nie wszyscy mountainbikerzy lubią WAT, szczególnie ci 400 watowi męczyciele trenażerów, jednak jeśli dysponuje ktoś przyzwoitą techniką to na pewno poczuje flow i będzie tu chętnie wpadał. Ja bywam tu od 12-tego roku życia :) pomarańczowy pelikan, małpi gaj, okopy na poligonie…to było 35 lat temu. Za kolejne 35 też tu będę kręcił, bo technika jest najważniejsza.
COMMENTS