Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Podobnie jak wielu innych miłośników ścigania na rowerze, w ciągu jednego sezonu startuję w kilkudziesięciu wyścigach. Każdy z nich (no może prawie każdy) sprawia mi radość, bo najzwyczajniej w świecie lubię rywalizację – w końcu po to właśnie trenuję. Zawsze jednak wśród tych 20 – 30 startów jest kilka perełek, na które czekam z jeszcze większą niż zawsze niecierpliwością. Jedną z takich gwiazd sezonu, już trzeci rok z rzędu jest Puchar Świata w Novym Mescie u naszych czeskich sąsiadów.
Impreza organizowana za naszą południową granicą to prawdziwe święto kolarstwa, na które rokrocznie przybywają tysiące kibiców. Nic dziwnego – to jedna z niewielu okazji, żeby na własne oczy zobaczyć całą czołówkę światowego XCO, w dodatku Czesi potrafią stworzyć jedyną w swoim rodzaju atmosferę. No i do tego jeszcze trasa – wspaniała, wymagająca, widowiskowa, ukochana przeze mnie runda, która od startu do mety wywołuje uśmiech na ustach tych, którzy jadą na fullu (u reszty niestety często wywołuje tylko krzywy grymas na twarzy, za sprawą miliona korzeni na całej długości). Tradycyjnie, pełne okrążenie w moim wykonaniu możecie obejrzeć poniżej.
Na starcie zostałem ustawiony w okolicach 110 pozycji. Na niektórych widok tłumu zawodników rodem z maratonu działa deprymująco, na mnie wręcz przeciwnie – końcu jadąc z tyłu nie ma się nic do stracenia ;) To chyba dlatego startując na Pucharze Świata nie czuję żadnego stresu, a jedynie przyjemny dreszczyk podniecenia.
Trzy minuty do startu… Dwie… Jedna… 30s… 15… No i ogień! Niestety już na samym początku sprawy uległy komplikacji i zamiast zyskać na wejściu kilka pozycji, zostałem niemalże skasowany przez paru zawodników, którzy zczepili się przy mnie kierownicami. Cudem obyło się bez kraksy, zostałem jednak na szarym końcu, czyli dokładnie na 135 pozycji, bo tylu właśnie nas wystartowało (prawie jak na AMPach). Na szczęście runda rozbiegowa w Novym Mescie daje sporo możliwości do wyprzedzania, dzięki długiemu i szerokiemu podjazdowi w swojej pierwszej części, więc po jej przejechaniu byłem już niedaleko pierwszej 80-tki. Przez cały wyścig udało mi się trzymać dość równe tempo i stopniowo awansować na coraz wyższe pozycje, aby finalnie zakończyć zmagania na 54-tym miejscu. Brzmi to raczej kiepsko, ja jednak jestem z siebie najzwyczajniej w świecie zadowolony. Nie popełniłem żadnego błędu, trzymałem tempo do samego końca, przebiłem się do przodu ponad 80 pozycji – pojechałem na miarę swoich obecnych możliwości.
Właściwie to myślę nawet, że pojechałem nieco ponad nie, a to wszystko za sprawą niesamowitego dopingu polskich kibiców, jaki otrzymałem na trasie. Jest to jedna z najwspanialszych rzeczy jakich doświadczyłem podczas swojej przygody ze ściganiem, a równocześnie ogromna siła, która potrafi dodać skrzydeł i wyciągnąć z niejednego kryzysu na wyścigu. Na jednym z końcowych okrążeń, pewien chłopak przebiegł za mną chyba połowę najstromszego podjazdu, nieustannie mnie dopingując. Polaków (ale nie tylko, bo często wspierają cię również obcokrajowcy, a okrzyk „dawaj Polska” z ust Czecha jest bezcenny) było jednak słychać na całej trasie, za co ogromnie wszystkim dziękuję. Mam nadzieję, że swoją jazdą dostarczyłem Wam chociaż trochę frajdy ;) Serdeczne dzięki również dla całej kadry trenersko-technicznej naszej Reprezentacji, w tym również mojego Trenera. Już w najbliższy weekend czeka mnie kolejny jasny punkt sezonu, czyli najwyższy rangą wyścig w naszym kraju, jakim jest Maja Race w Jeleniej Górze. Standardowo zapraszam również na mojego Facebook’a, Instagram’a oraz Stravę :)
COMMENTS