Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Sprawna organizacja, punktualność, rzetelne wyniki, ładne zdjęcia, agrafki oraz trytytki w biurze zawodów… To tylko niektóre z naszych oczekiwań wobec wyścigu na jaki się wybieramy. Jest jednak jeden element, dzięki któremu potrafimy wybaczyć organizatorom wiele niedociągnięć na innych polach, jak i przeciwnie – staje się gwoździem do trumny w całkowitej opinii. Ja sam na wieść o zawodach w nowej dla mnie lokalizacji zawsze w pierwszej kolejności pytam o jedno – co z tamtejszą TRASĄ? Również dla Was jest to niezwykle istotny czynnik, czego dowodem są wyniki corocznej ankiety przeprowadzanej wśród czytelników MTBXCPL.
W ostatnich dniach spore zamieszanie wśród zawodników oraz kibiców wywołał temat nadchodzącego Pucharu Świata w Albstadt, a konkretnie modyfikacji jakie przeszła tamtejsza runda. Po zeszłorocznych wydarzeniach, kiedy to deszcz spowodował wiele problemów z przejezdnością trasy, organizatorzy postanowili zmienić ją tak aby była możliwa do przejechania w każdych warunkach. Dyskusję wywołała jednak metoda jaką obrali, a wszystko zaczęło się na dobre od tego posta na Instagramie…
Organizatorzy zarzekają się, że mimo wysypania trasy ubitym żwirkiem oraz pokrycia trudniejszych sekcji deskami, ta wciąż jest widowiskowa oraz należycie wymagająca technicznie. O tym, czy rzeczywiście tak będzie przekonamy się dopiero w najbliższy weekend, jednak na obecny moment nie wygląda to niestety dobrze…
W świetle tych wydarzeń oraz w wyniku moich własnych przemyśleń, dzisiaj puszczamy wodze fantazji, aby wirtualnie zbudować naszą wymarzoną trasę XCO, przy okazji odpowiadając na pytanie co powinna zawierać w sobie idealna runda. Gotowi? To zaczynamy!
Szerokie odcinki
Ile by nie dyskutować, z całą pewnością podstawową funkcją każdej trasy jest zapewnienie miejsca rywalizacji dla zawodników, a co za tym idzie musi ona umożliwiać swobodną wymianę pozycji. Im więcej zawodników znajduje się jednocześnie na trasie, tym problem staje się poważniejszy, a w przypadku Pucharu Świata (lub na przykład Akademickich Mistrzostw Polski), mówimy tu o liczbach rzędu 160-ciu startujących. Sam doświadczyłem tego na własnej skórze we wspomnianym wcześniej Albstadt, gdzie miałem okazję rywalizować w Pucharze Świata dwa lata temu. Startując z okolic 130 pozycji niemalże pełne dwa pierwsze okrążenia pokonałem na piechotę, do czego zmuszały korki na trasie. Po wyścigu najbardziej żałowałem, że nie miałem na sobie piłkarskich nagolenników, gdyż moje nogi po serii kopniaków i przepychanek w tłumie były w opłakanym stanie. Pierwszym składnikiem naszej wymarzonej trasy będzie więc odpowiednia dawka szerokich partii.
Wymagające single
Ustaliliśmy więc, że szerokie odcinki, w szczególności na podjazdach są jednym z kluczowych elementów dobrej trasy, pamiętajmy jednak, że wciąż rozmawiamy o XCO – chcesz mieć równo szeroko na całej długości, lepiej wybierz szosę. Bo to właśnie kręte, strome i wąskie sekcje są tym, na co wielu z nas czeka, zarówno w roli kibica, jak i zawodnika. Czasy łatwych, wymagających jedynie kondycyjnie tras odchodzą nieuchronnie w zapomnienie, a na ich miejsce pojawiają się takie sprawdzające przygotowanie zawodnika pod każdym możliwym aspektem. Do naszej listy dopisujemy więc kilka selektywnych ścieżek. Na tym w końcu polega kolarstwo górskie – ma być ciężko nie tylko na podjazdach, ale również na zjazdach.
Rockgarden
Skoro już mówimy o zjeżdżaniu, to czemu by dla lepszego efektu nie dorzucić paru skał? Rockgardeny zawsze budzą najwięcej emocji podczas zapoznania z trasą, można na nich spotkać całe kolejki zawodników przymierzających się, szukających linii przejazdu oraz dyskutujących na ten temat z innymi. Nic w tym dziwnego – w końcu widok ogromnego składowiska skał i kamieni niezwykle mocno działa na wyobraźnię. Zbudowanie dobrego rockgardena to prawdziwa sztuka, na którą składa się wiele aspektów. Przede wszystkim użyte skały – nie mogą być zbyt małe oraz posiadać ostrych krawędzi, gdyż kończy się to przeważnie zmasakrowaniem opon zawodników oraz jest niebezpieczne w razie upadku. Z drugiej jednak strony, nie mogą być też przesadnie zaokrąglone, gdyż skutkuje to brakiem kontroli nad rowerem, który po prostu ześlizguje się ze wszystkich kamieni po kolei, odbierając frajdę z podążania określoną linią przejazdu. Dodatkowo, poszczególne elementy nie mogą być ruchome, lecz wkopane nieco w ziemię lub zakotwiczone w inny sposób. Z mojego doświadczenia jako zawodnika, najlepiej sprawdzają się średniej lub dużej wielkości odłamki skalne o w miarę płaskich bokach, z których doświadczony budowniczy jest w stanie stworzyć prawdziwe cuda. Bo dobry rockgarden, to nie taki, na którym wszystko jedno jak pojedziemy, byle tylko trzymać mocno kierownicę. Zbudowany z głową, oferuje wiele różnych linii przejazdu, poczynając od wolniejszych, lecz bardziej pewnych, a kończąc na oszczędzających cenne sekundy, lecz wymagających większej odwagi i wiary w swoje umiejętności (ale jak widzicie poniżej, wiara to jednak nie wszystko).
Brzmi nieco skomplikowanie? I słusznie, czego przykładem są niektórzy organizatorzy, dla których rockgarden to po prostu wysypana na glebę wywrotka luźnego gruzu. Moim niedoścignionym ideałem są na obecny moment kamienne sekcje stworzone przez Czechów na trasie w Novym Mescie, widoczne na zdjęciach powyżej. Oprócz wymienionych przeze mnie kryteriów, posiadają jeszcze jedną cechę – niektóre z nich są nieprawdopodobnie długie. Również w Polsce możemy jednak spotkać dobrej jakości konstrukcje, gdzie jako przykład mogę wskazać obie eliminacje Górali na Start lub niedawne Żukowo XC. Rockgardeny dostarczają także często najciekawszych zdjęć oraz nagrań, nic więc dziwnego, że są one tak popularną miejscówką wśród kibiców.
Zaplecze dla widowni
No właśnie, kibice… Bo przecież my zawodnicy nie ścigamy się tylko dla siebie. Dobrze zaprojektowana trasa odznacza się więc także infrastrukturą pozwalająca w dogodny sposób obserwować rywalizację. Poczynając od ścieżek wiodących w najbardziej interesujące sekcje, poprzez odpowiednio zabezpieczone przejścia przecinające nitkę, aż po strefy kibica z osobną oprawą muzyczną oraz komentatorem, a czasem nawet trybuny w najbardziej widowiskowych miejscach. Podkreślić należy, że wpływ na to wszystko ma również samo wytyczenie trasy zawodów, a konkretnie to, na jak dużym obszarze jest ona rozwleczona. Kompaktowo upakowana runda pozwala szybko przemieszczać się pomiędzy interesującymi nas pozycjami, konieczność pokonania na nogach kilometra za każdym razem gdy chcemy przejść z jednego punktu do drugiego często odbiera chęci by ruszać się gdziekolwiek. Tak więc oto kolejna pozycja ląduje w naszym koszyku.
Strefa wysokich lotów
Kochają je kibice, uwielbiają fotografowie oraz zawodnicy (nie wszyscy, ale tym pozostają chicken line’y). Skocznie, dropy, stoliki, gapy i wszelkiej maści przeszkody umożliwiające oderwanie się od ziemi. Kiedyś spora fanaberia organizatora, dzisiaj już w zasadzie standard i ciężko sobie wyobrazić zawody rangi krajowej lub wyższej rozgrywane na trasie bez żadnego, najmniejszego nawet, symbolicznego dropka. Przy okazji, wykorzystując moje niebagatelne umiejętności w posługiwaniu się Paint’em, zrobiłem małą ściągę najpopularniejszych typów „skoczni”, jakie możemy spotkać w XCO.
Podobnie jak w przypadku rockgardena, zrobienie dobrej hopy, dropa itd. Wymaga trochę wiedzy i doświadczenia z tego zakresu. Zacznijmy od wybicia – bardzo często pojawiającym się błędem jest niedostateczna jego długość, przez co wjeżdżając na hopę rower odbija się od niej najpierw przodem, a zaraz potem osobno tyłem, przez co w powietrzu lecimy „na dziobaka”, a w krytycznym przypadku możemy zaliczyć lot przez kierownicę. Generalnie im dłuższy najazd, tym stabilniejszy, a co za tym łatwiejszy do kontrolowania będzie sam lot. Kolejnym czynnikiem jest kąt wybicia – zbyt płaski powoduje, że bez dodatkowego wyciągnięcia roweru praktycznie nigdzie nie polecimy. Zbyt stromy powoduje, że możemy wylecieć trochę wyżej i na krótszy dystans niż byśmy sobie tego życzyli. Optymalny dla maksymalnego zasięgu jest oczywiście kąt 45*, ale cała sztuka w konstruowaniu hopy polega na takim doborze kątów oraz rozmiarów, aby można było z niej polecieć tyle, ile akurat potrzeba, bez konieczności nadmiernego hamowania lub dokręcania przed nią.
Równie ważnym elementem jest samo lądowanie – powinno być na tyle obszerne aby móc bezpiecznie zmieścić się na nim z pewnym zapasem, a co według mnie najważniejsze, powinno być POCHYŁE. Zdarza się niestety, że organizatorzy zapominają o tym drugim i fundują nam na zawodach dropy z palet o wysokości 80cm, z których zeskakiwać trzeba „na flata”, co nie jest ani przyjemne, ani zdrowe zarówno dla zawodników jak i ich sprzętu. Pół biedy kiedy masz opuszczaną sztycę i/lub fulla, lecz skakanie w ten sposób na hardtailu bez „myk-myka” to czysty masochizm.
Boksy techniczne
Jeśli już jednak zrobiliśmy z koła ósemkę na lądowaniu, przydałoby się jakieś miejsce, w którym moglibyśmy je wymienić, a przy okazji zaopatrzyć się w żela lub świeży bidon. Feed zone, czy też po prostu boksy techniczne są niezwykle istotnym elementem, kiedy przychodzi do ścigania dłużej niż 45 minut. Ich dobre wyznaczenie potrafi oszczędzić wielu nerwowych sytuacji, złe – wręcz odwrotnie. Przede wszystkim na trasie powinny być co najmniej dwa, rozmieszczone w możliwie równym odstępie, tak aby nie trzeba było biec całego okrążenia jeśli popsujemy coś zaraz za jednym z nich. Oprócz tego muszą być wystarczająco długie i szerokie by umożliwić podawanie zawodnikom picia i jedzenia nawet gdy jadą w grupach. Nawierzchnia również musi być przyzwoita, aby puszczając kierownicę jedną ręką, nie wypadła nam ona z drugiej. Do tego wszystkiego dochodzi ukształtowanie terenu – idealny boks techniczny leży na delikatnym podjeździe, dzięki czemu zawodnicy nie mogą rozwinąć na nim zbyt dużych prędkości, ale jednocześnie wciąż mogą jechać swobodnie. Byłbym zapomniał – najlepsze boksy są dwustronne, co znaczy że zawodnicy przejeżdżają przez nie dwa razy na każdym okrążeniu. Dzięki temu spada liczba osób potrzebnych do ogarnięcia całej procedury. To wszystko sprawia, że zrobienie strefy technicznej spełniającej wszystkie te założenia jednocześnie jest praktycznie niemożliwe. Dzisiaj jednak nie trzymają nas żadne ograniczenia, więc kto zabroni pofantazjować?
Runda rozjazdowa
Na koniec jeszcze jeden element, którego zarówno brak jak i obecność potrafi przysporzyć sporo zamieszania w początkowej fazie wyścigu. Mowa oczywiście o tzw. Rundzie rozjazdowej, która w założeniu ma zminimalizować korki poprzez ominięcie wąskich sekcji, kiedy wszyscy zawodnicy jadą jeszcze razem oraz przebicie się do przodu tych, którzy z jakiegoś powodu zostali na starcie ustawieni z tyłu, a mogą walczyć o czołowe lokaty. Według mnie, najlepsze rozjazdówki to takie, które już od startu wiodą pod górę, gdyż są najbardziej selektywne i zazwyczaj do przodu przebijają się na nich zawodnicy, którzy jadą w czubie aż do samego końca. Problem pojawia się kiedy taka runda jest płaska – wtedy bardzo często traci ona jakikolwiek sens, bo nie tylko nie powoduje żadnego rozciągnięcia się peletonu, ale czasem wręcz przeciwnie, zagęszczając tłum i powodując niebezpieczne sytuacje. Tak więc do mojej idealnej trasy dorzucam jakiś konkretny, szeroki podjazd po starcie.
Inne
Wymieniłem jedynie kilka z wielu elementów, a lista życzeń wobec trasy potrafi być bardzo długa i zależy w dużej mierze od tego kto ją tworzy. A co na perfekcyjnej rundzie XCO umieścilibyście Wy sami? Dajcie znać w komentarzach, bo z pewnością jest jeszcze wiele rzeczy, o których nie wspomniałem.
COMMENTS