Bartłomiej Oleszczuk (Rybczyński Bikes Remmers TP-Link) – Zachodnia Liga MTB, Połczyn Zdrój

HomeKomentarze

Bartłomiej Oleszczuk (Rybczyński Bikes Remmers TP-Link) – Zachodnia Liga MTB, Połczyn Zdrój

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Maraton w Połczynie Zdroju zagościł w moim kalendarzu startowym w zeszłym roku. Miejsce dla mnie szczególne, bo 20 minut samochodem od mojej rodzinnej miejscowości. Mimo to nigdy wcześniej tu nie startowałem, a okoliczny teren znałem tylko z przejazdów samochodem do Poznania. Połczyn znałem także, z opowiadań zaprawionych górali, swego czasu, trasa licząca blisko 100km, dawała im w kość.

Rok temu, mając trochę więcej swobody w wybieraniu startów, postanowiłem że nie może mnie tam zabraknąć. Ukończyłem wyścig zamykając pudło, a apetyt na wygraną w tych stronach, pozostał. W tym roku ściganie w Połczynie zapowiadało się równie dobrze, mocna lista startowa, wymagająca trasa licząca 60km i 1500m przewyższenia, a na deser atrakcyjne nagrody finansowe.

W niedzielę, w dniu startu moja dyspozycja nie była najlepsza, w nogach czułem piątkowe ściganie w ramach Solid MTB w Śremie, a dodatkowo byłem jeszcze poobijany po bliskim spotkaniu z drzewem. Tamtejszy wyścig odbywał się na 3 rundach, z czego 2 polegały na ciągłym dublowaniu innych, które skutecznie przerywało jakiekolwiek próby ataków na wąskich singlach, a jeden z takich manewrów sprowadził mnie do parteru.

Co do przebiegu niedzielnego wyścigu, to od startu narzucając swoje tempo i wykorzystując pierwsze krótkie podjazdy, odjechałem w 4 osobowym składzie z Andrzejem Kaiserem, Mariuszem Gilem i Piotrkiem Rzeszutkiem. Cały wyścig jechałem dość aktywnie, jednak nie udało się oderwać z grupy, a koledzy pozostawali raczej pasywni w tym wyścigu. Zapowiadało się rozstrzygnięcie na finiszu.

Na ostatnim zjeździe jechałem jako pierwszy, gdy mocnym atakiem Andrzej Kaiser wyciągnął Mariusza Gila do przodu próbując ucieczki. Dystans rósł, a przed nami zostało około kilometr prostej po bruku, a następnie wjazd w parkowe ścieżki i meta. Do uciekającej dwójki próbował doskoczyć Piotrek. Udało mi się złapać koło, po chwili zdecydowałem się na skok, minąłem Andrzeja i chwilę później Mariusza, niwelując sporą już przewagę, jeszcze przed końcem bruku. Do parku wjechałem jako pierwszy, tam kolejność już się nie zmieniła.

Wygrana koło domu smakuje najlepiej, szczególnie świętując przy obiedzie u rodziców. Najlepsza nagroda!


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0