Łukasz Klimaszewski (Mitutoyo AZS Wratislavia) – Puchar Strefy MTB Sudety, Walim

HomeKomentarzeRelacje

Łukasz Klimaszewski (Mitutoyo AZS Wratislavia) – Puchar Strefy MTB Sudety, Walim

Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA


Po całonocnych opadach, góry skryły się pod białą, śniegową pierzyną a temperatura oscylowała w okolicach zera. Warunki doskonałe do ścigania!

Nie, żebym znajdował specjalną przyjemność w marznięciu na rowerze, ale wyścigi w niskich temperaturach są akurat moim atutem. Maratoński diesel okazuje się wyjątkowo ekonomiczny, gdy zimno wysysa z organizmu każdą porcję energii.

Zaraz po starcie zderzyliśmy się ze ścianą asfaltowego podjazdu. Od peletonu od razu oderwała się kilkuosobowa grupa. Między innymi: Kanera, Dziewa, Miker-Tygrys i ja. Na trawiastym podjeździe chłopaki stanęli w korby i nieco odjechali. Ja kalkulowałem siły na trzy godziny ścigania. Po kolejnych kilometrach byłem już na trzeciej pozycji.

Jest zimno, mokro, ślisko i cholernie niebezpiecznie. Błoto zmieszane ze śniegiem jest wyjątkowo zdradliwe, a pod jego warstwą nie widać przeszkód i nierówności terenu. Jadę bardzo zachowawczo. Widziałem już nie raz, jak te trasy karzą zbyt krewkich zjazdowców. Za KOM’a na zjeździe i DNF medali nikt nie daje. Przede mną, między drzewami, przemyka co chwila sylwetka Tygrysa. Minuta, trzydzieści sekund… Spokojnie, jestem cierpliwym myśliwym. Rywala dopadłem w okolicach Sowy. Po drodze pomyliliśmy jeszcze trasę. Na tym samym szlaku odbywały się równolegle zawody biegowe oznaczone… identycznymi, niebieskimi strzałkami. Zaprowadziły nas ponownie pod schronisko.

Strata 8 min nie spowodowała jednak przetasowania w stawce. Reszta rywali miała już dużą stratę czasową lub zakończyła ściganie. Bomby i DNF’y tego dnia słały się tego dnia gęsto. Do mety dotarłem na niezagrożonym, drugim miejscu. Mimo wszystko szkoda, bo niewiele więcej straciłem ostatecznie do zwycięzcy. Może była by szansa pociąć się jeszcze na końcowych kilometrach?

Podsumowując: maraton z serii tych, jakie lubię. Wyciskający z zawodników resztki sił i obnażający wszystkie słabości. Ukończenie na dobrej pozycji na pewno daje satysfakcję. Ponad dwa tysiące w pionie na niecałych pięćdziesięciu kilometrach. I tak powinno wyglądać XCM! Może za rok cykl rozszerzy się o dystans giga?

Chętnych do obejrzenia zdjęć zapraszam na moje konto: https://www.instagram.com/lukik_k_/

Jeśli ktoś chce przeczytać relację w wersji rozszerzonej, z „cyferkami” i „watami” – ta pojawi się wkrótce na naszej stronie: https://mitutoyo-team.pl/


Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie także dzięki Tobie! Spodobał Ci się przeczytany tekst? Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i dzielić się pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0