Michał Topór (Superior Zator) – Akademickie Mistrzostwa Polski, Ogrodzieniec

HomeKomentarze

Michał Topór (Superior Zator) – Akademickie Mistrzostwa Polski, Ogrodzieniec

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Okres długiego weekendu majowego w tym roku jest wyjątkowo bogaty w wyścigi. Na tyle, że po weekendowych Akademickich Mistrzostwach Polski nie miałem nawet czasu na napisanie kilku słów podsumowania, pochłonięty przygotowaniami do środowego Pucharu Polski w Żukowie.

Może jednak wyszło to na dobre, bo dzięki temu w tym tekście będę mógł zestawić ze sobą dwie imprezy skrajnie różniące się od siebie jakością wykonania oraz dwa wyścigi pojechane z kompletnie różnym skutkiem

Na pierwszy ogień AMPy. Zacznijmy od trasy. Po dwóch latach ścigania po chorzowskim parku, impreza została przeniesiona na teraz kamieniołomu niedaleko Ogrodzieńca. Mieliśmy więc kamieniste podłoże, kilka bardzo krótkich podjazdów i masę płaskiego. Szału nie ma. Możecie obejrzeć ją poniżej:

Tradycyjnie, rywalizacja rozpoczęła się od sobotniej jazdy na czas, na dystansie jednego okrążenia. Pozytywnym zaskoczeniem było powiększenie odstępu czasowego pomiędzy startującymi mężczyznami z 30 sekund do 1 minuty co trochę zredukowało konieczność lawirowania pomiędzy doganianymi zawodnikami podczas walki o cenne sekundy. Absolutnym hitem dnia, była jednak ogromna kałuża (w najgłębszym miejscu ponad 0,5m wody), którą organizator radośnie postanowił włączyć do trasy bezpośrednio przed startem pierwszej zawodniczki, nikogo o tym nie informując. Skutek był taki, że wszyscy wjeżdżali nagle po kolana w małe jeziorko, którego na treningach zwyczajnie nie było. Pomijając kompletną bezsensowność samej przeszkody, tak się po prostu nie robi. Przyzwoita jazda bez większych potknięć zapewniła mi drugie miejsce w czasówce, niespełna 3s za najszybszym tego dnia Karolem.

Następnego dnia przyszła kolej na danie główne, czyli klasyczny wyścig XCO. Kolejność startowa ustalona została według wyników z czasówki, dzięki czemu nie musiałem martwić się o swoją pozycję. Sucha dzień wcześniej runda, została zmieniona przez nieustannie padający deszcz w błotny poligon, tak więc już w połowie prostej startowej kompletnie przestałem cokolwiek widzieć. Sytuacja poprawiła się dopiero w połowie okrążenia, kiedy znalazłem chwilę na ściągnięcie okularów i schowanie ich do kieszeni. Szczęśliwie udało mi się znaleźć w pierwszej trójce, razem z Kubą oraz Staszkiem. Maciek oraz Karol nie mieli tyle szczęścia i zostali przytrzymani przez innych zawodników, co postanowiłem wykorzystać i przejąłem inicjatywę. Szybko zostaliśmy we dwójkę ze Staszkiem, a ja postanowiłem pójść za ciosem i spróbować ucieczki. Mimo, że dwukrotnie byłem tego bardzo bliski, finalnie wszystkie moje ataki zostały udaremnione przez dublowanych zawodników, zajeżdżających drogę, zygzakujących po trasie, wywracających się pod koła lub po prostu otwarcie odmawiających ustąpienia miejsca. Teraz szybka matematyka: startowało nas 150, z czego 21 ukończyło bez dubla. Daje to 130 zawodników do wyminięcia, na 5 okrążeniach, czyli średnio 26 na kółko, przy czym czytając późniejsze komentarze w internecie, wiele osób pisało, że nie zostali zdjęci z trasy, bo sędziowie zwyczajnie nie ogarniali tego co się dzieje. No cóż…

Cała sytuacja skończyła się tak jak musiała – finalnie byłem już zbyt zmęczony ciągłym przepychaniem się przez dublowanych kolegów oraz zmarnowanymi próbami ataków, co na ostatniej rundzie bezbłędnie wykorzystał Staszek pewnie odjeżdżając po zwycięstwo, a mnie pozostawiając kolejne srebro. Byłem mocno rozczarowany, ale tylko i wyłącznie sobą – takie już są w końcu AMPy i umiejętność dostosowania się do sytuacji jest jednym z czynników decydujących o sukcesie lub porażce.

Dekoracja mężczyzn opóźniła się przeszło 2 godziny (!), które wszyscy zainteresowani spędzili w samochodach pod sceną, jako że nieustannie lało. Szczęśliwie jednak, udało się ją przeprowadzić, zanim cała scena została zwiana przez wiatr. Na tym jednak historia się nie kończy, gdyż wyniki w przypadku wielu zawodników z poza ścisłej czołówki były w dużym stopniu błędne. W momencie pisania tego tekstu, 5 dni po wyścigu, wciąż nie udało się do końca ich „wyprostować” i według mnie może być to niemożliwe.

Podsumowując – impreza z niedociągnięciami na niemalże każdej możliwej płaszczyźnie.

Komentarz postartowy z Żukowo XC, zaliczanego do Pucharu Polski XCO możecie przeczytać tu.


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 1