Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Inauguracyjny wyścig Cyklokarpaty 2019, który odbył się w Wierchomli był dla mnie bardzo dużym wyzwaniem i obawiałem się go z kilku powodów. Pierwszym najważniejszym powodem było to, że w dniu startu mijał dokładnie miesiąc gdy wsiadłem na rower i wznowiłem treningi. Niestety pod koniec tamtego sezonu już zaczęły się u mnie problemy zdrowotne, co ostatecznie skończyło się w zimie operacją, więc po ostatnim starcie w roku 2018 pożegnałem się z rowerem. Gdy do tego doszły jeszcze inne sprawy, w pewnym momencie podjąłem decyzję, że w nadchodzącym sezonie nie będę startował. Jednak cały czas dobre słowo oraz chęć pomocy od znajomych i teamu SST Lubcza dała taki skutek, że początkiem marca zostałem ich nowym nabytkiem. Co ważne mimo tego, że nie mogłem obiecać super wyników przyjęli mnie z otwartymi rękoma.
Więc tak to się stało, że 13 marca wziąłem się do roboty. Celem było przygotować się na drugą edycję w Przemyślu ,ale dwa dni przed Wierchomlą zdecydowałem że jadę i powalczę. Zobaczę na czym stoję, zbiorę łomot, zwłaszcza że do formy doszedł fakt iż rower startowy zobaczyłem i odebrałem dwie godziny przed startem na miejscu. Pomyślałem ok, może się nie zabiję na nie wyczutym rowerze, do tego na fast trakach, byle by mnie peleton nie rozjechał ;)
Co do pogody na miejscu stwierdziłem – jak u siebie w Bieszczadach, trasa mocno pod górę, więc mimo śniegu i temperatury pewnie i poniżej zera ubrałem się lekko – koszulka, bluzka z długim rękawem i na wszelki wypadek lekka kamizelka. Na nogi tylko cienkie nogawki bez ochraniaczy i muszę powiedzieć było mi ciepło, nawet się rozpinałem chwilami. Jedynie zmarzłem w stopy po przejeździe przez rzekę w połowie dystansu.
Co do samej rywalizacji w moim odczuciu była spokojna, cały dystans przejechałem równym tempem. O dziwo bardzo szybko w czołówce zostało nas trzech, a na końcówce kolejnego podjazdu nieświadomie odjechałem moim współtowarzyszom. Mimo obaw, że braknie w końcu prądu i na zjeździe mogę sobie nie radzić, okazało się że w lesie technicznie jechałem przyzwoicie, więc było dobrze.
Na drugą pętle wjechałem samotnie przez co moje tempo spadło, ale ostatecznie i tak dojechałem na metę jako pierwszy z przewagą nad kolega z teamu Jankiem Miłkiem prawie trzy i pół minuty (uwaga! Ten młody gość będzie za jakiś czas robił z rywalami co będzie chciał, a liczyć z nim trzeba się już teraz).
Cieszę się, że nie zawiodłem nowej drużyny, która mi zaufała i dołożyłem cegiełkę do zwycięstwa w klasyfikacji drużynowej zdobywając swoje pierwsze zwycięstwo w barwach SST Lubcza. Oczywiście nie mam co spoczywać na laurach, jestem realistą i wiem że zabrakło na starcie sporej grupy zawodników, która będzie się liczyć w walce i krótko mówiąc skopała by mi cztery litery gdyby się pojawili. Jednak jestem zadowolony ze swojej dyspozycji, po takiej ilości treningu jest super, a sądziłem że będzie gorzej.
Podsumowując imprezę w Wierchomli muszę powiedzieć, że organizator stanął na wysokości zadania i podołał warunkom jakie nas spotkały. Osobiście uważam, że kto nie był ma czego żałować, bo wbrew pozorom nie było tak ekstremalnie jak się zapowiadało, a w moim odczuciu bywały gorsze maratony jak choćby Cyklokarpaty w Szczawnicy – wtedy dla mnie były nieporównywalnie gorsze warunki. Należy pamiętać też, że każdy ma takie same warunki więc nie ma co marudzić, trzeba brać się do roboty i do zobaczenia na starcie kolejnej edycji.
COMMENTS