Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
No to się zaczęło!!! Po miesiącach wyścigu zbrojeń w zaciszu domowym, na siłowni, na leśnych ścieżkach, a także w ciepłych krajach przyszedł czas sprawdzenia swoich swojego miejsca w peletonie. Całą zimę przeglądamy social media, kto jak i gdzie trenuje, więc im bliżej wiosny tym większe napięcie i ciekawość, jak się zacznie kolejny sezon. W sobotę wystartowałam na inauguracji Małej Ligi XC w podwarszawskim Józefowie. Trasa dosyć dobrze mi znana z lat ubiegłych, w tym roku była dużo łatwiejsza ze względu na brak błota, sprawiła dużo frajdy. Zmieniła się nieco organizacja wyścigu, kobiety startujące razem z mastersami II, III i IV miały do przejechania 5 rund, jednak żeby wjechać na ostatnie okrążenie trzeba było zdążyć przed dublem, co się udało mi w kat. Ladies i Klaudii w Elicie.
W sumie nie było nas wiele, bo 9 kobiet na starcie. Wiedziałam, że w zeszłym tygodniu Klaudia wygrała Poland Bike w open, więc miałam już wstępne rozeznanie, że jest mocna. Z całego startu jestem bardzo zadowolona, wszystko poszło po mojej myśli. Niby jedna wydma wjeżdżana kilka razy z wielu stron, ale w kilku miejscach łachy piachu i sieć korzeni uzasadniały zastosowanie szerokich opony i pełnego zawieszenia Scotta Sparka. Muszę przyznać, że ten rower ma niesamowite możliwości jeśli chodzi o płynność jazdy. To mój pierwszy wyścig na tym sprzęcie, całą jesień i zimę służył mi on na przejażdżkach treningowych, więc nie byłam więc pewna, czy komfort jazdy przełoży się także na efektywność w trybie wyścigowym. Scott mnie niestety nie sponsoruje, nie zależy mi na jego reklamie, ale to chyba najlepszy rower na świecie.
Ale wracając do wyścigu – wyszłam na prowadzenie po samym starcie i jadąc równym tempem dojechałam do mety z 3 minutową przewagą. Na mecie duża satysfakcja i poczucie, że jednak byłam dobrze przygotowana. Oprócz 1. miejsca zgarnęłam także nagrodę ufundowaną przez Trezado za najszybsze okrążenie.
W niedzielę po drugiej stronie Warszawy, bo w Legionowie, zameldowałam się na starcie maratonu Mazovii na dystansie pro. Jeszcze tydzień temu byłam przekonana, że nie będę jeździć w mazowieckich cyklach, bo tegoroczne plany startowe skoncentrowałam wokół górskich etapówek. Jednak wiosenna pogoda, bliskość startu, a także zwykła chęć ścigania się przeważyły o tym, że zamiast na niedzielny rozjazd po Kampinosie, wybrałam się na inaugurację Mazovii. W miasteczku radość ze spotkania z maratonowymi znajomymi, niepewność, jak organizm zareaguje na drugi dzień ścigania.
Po starcie, krótki odcinek asfaltu, a potem, praktycznie aż do rozjazdu pro/1/2 pro, jazda w korku, gdzie niewiele było miejsca na wyprzedzanie. Mam nadzieję, że ta edycja zrobiła porządek w sektorach i w następnych edycjach będzie większa przepustowość. Na trasie było trochę zabawy, single, piaszczyste wydmy, a także techniczny odcinek specjalny Continental, z wydzielonym pomiarem czasu. Dla mnie właściwa zabawa zaczęła się dopiero po rozjeździe, kiedy zrobiło się luźniej i pojawiła się przestrzeń do jazdy. Dojechałam na metę pierwsza z kobiet i jak się potem okazało wygrałam również na odcinku specjalnym premię Continental.
Podsumowując, pierwszy weekend kwietnia traktuję jako udane otwarcie sezonu, wprawdzie na lokalnym podwórku, ale za to z kompletem trofeów. Jestem tylko zdziwiona i nie rozumiem, dlaczego w Legionowie na maratonie Poland Bike, który miał 63 km., i nazywał się Max, wystartowało 25 kobiet – czas zwyciężczyni 2:40, a na Pro na Mazovii – również 63 km. wystartowały tylko 4 – mój czas 2:31, więc wcale nie było to takie giga w porównaniu z Poland Bike. Dziewczyny, dystans pro nie gryzie!
COMMENTS