Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Etapówka… każdy poranek ten sam, pobudka 6:30, wstrząśniecie głową czy aby na pewno organizm już wstał, śniadanie na 3h przed maratonem, max 2.5h bo później niepotrzebne zaplątanie w myślach, czy aby na pewno nie będę czuł czegoś na żołądku :P Kasza jaglana, banan, orzechy, masło, borówki (uwielbiam!). Niby powtarzalność, aż do znudzenia, a lubię to i moc jest ze mną, bo przyświeca temu dobry cel – ruszyć na szlak, zmęczyć się i w nagrodę chwycić szczęście! To co? Sprawdzanie ekwipunku, odchamienie się na PRO kolarza :P i można ruszać :D
Etap ten zdecydowanie przekonał mnie do potwierdzenia moich refleksji na temat tej stosunkowo kameralnej imprezy kolarskiej i oprawy, jakiej mogą powstydzić się najlepsze wydarzenia sportowe w Polsce. Tak tak! Gdzie jak nie tu można zasmakować regionalnej kuchni na mecie etapu. Oczywiście myślę, że Gwiazda Południa ściągnie na siebie jeszcze większe zainteresowanie i pomimo, że zwiększy się liczba uczestników, to ZamanaGroup i tak pozostanie przy tradycji ugoszczenia w wyróżniający się sposób przybyłych, walecznych ryce… rowerzystów!
Dzisiaj czułem się zdecydowanie mocniejszy, nogi jakby nabrały chęci do podjazdów i mogłem spokojnie kontrolować tempo na każdym z nich, tak aby wyjechać je płynnie i z sercem :) Utkwiły mi w pamięci ciągnące się kamieniste, śliskie uphill’e, które tylko w siłowy sposób były do podjechania, bo inaczej czekałaby mnie bieganina z rowerem, co jeszcze bardziej męczy nogi, niż dołożenie trochę większego wysiłku po mocniejszym naciśnięciu na pedały. Podobało mi się to, że wzrosła moja świadomość terenu, w którym przyszło mi tu jeździć. Analiza kamyków, korzeni, tempa jakie należy nadać w poszczególnych momentach, kontrola oddechu, balans ciała. Wszystkie te składowe były nieodzownym elementem dzisiejszej gry. Pętla, którą dystans Pro jechał dwukrotnie nie dała się znudzić ani na chwilę. Nie poczułem mdłości po rozjeździe z ½ Pro na myśl o powtórzeniu tej samej trasy. Z chęcią udałem się po większą przygodę i gdzieś w głębi cieszyłem się, że mogę jeszcze raz zjechać ten ostatni odcinek w ciężkim terenie na 4km przed metą. Ten, który nie wybaczał błędów, jak wyjechało się poza właściwy i jedyny tor jazdy, gdzie najechanie na odpowiedni kamień z odpowiednią prędkością i poderwaniem kółka miało duże znaczenie na powodzenie w tych zmaganiach. Kontrola ciała, wyciągnięcie się za siodło już na „maxa” zagrało idealnie w kilku miejscach. Udało się poczuć pure MTB i z uśmiechem „cisnąć” do mety! Oczywiście nie obyło się bez chwil kryzysu, ale te zawsze przychodzą i nie pozostaje nic innego jak je przegonić :P Na ich temat nie trzeba się tu rozpisywać ;)
Całe to moje pisanie nie bierze się z chęci wyjaskrawienia pewnych opisów i ich koloryzowania. Przeżywam te rowerowe przygody całym sobą i z pasją opowiadam jak to się właśnie odbywało z mojego punktu widzenia. Mam nadzieję, że nie zanudzam i podzielacie choć trochę moje doświadczenia :)
Dobra dobra, wracając na ziemię, po twarzach dzisiejszych finisher’ów widać było, że czuli taką samą frajdę i satysfakcję jak ja. Było przybicie piony z rywalami, wymiana spostrzeżeń i w końcu uśmiechów, po tym jak kończąc wyścig staliśmy się spełnionymi i najszczęśliwszymi ludźmi na Ziemi. Wisienką na torcie okazał się bufet ne mecie, gdzie stoły wypełnione były regionalnym smakami, w tle słychać było ludową muzykę i baza zawodów wypełniła się radosną atmosferą.
Oho, pozostał ostatni etap, a ja śpiewająco, jak zwykle podkręcam klimat:
„Nie chcę biec do gwiazd, niech gwiazdy biegną do mnie
Nie chcę chwytać dnia, gdy w ręku mam tygodnie
Takie miłe, takie to miłe” *****************************
Gwiazdo Południa przybywaj! Wspomnienia zabiorę do następnego spotkania, będą ze mną trwać tygodnie, a nawet i dłużej :)
Jedziemy dalej!
COMMENTS