Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Przyjechałem do Suchej Beskidzkiej w przeddzień rozpoczęcia etapówki pod nazwą Gwiazda Południa. Impreza ta uchodzi za bardziej kameralną, ale wydaje mi się, że tylko ze względu na stawianie swoich pierwszych kroków w tychże okolicach (to dopiero 3 rok) i potrzeba jeszcze trochę czasu zanim zyska miano jednej z ważniejszych imprez kolarskich w sezonie(tak czuję ?). Swoją opinię wyrobię sobie dopiero po pierwszych dniach ścigania, natomiast dzisiaj rosła we mnie ekscytacja i lekki stres na myśl o Prologu, który miał miejsce w Stryszawie i polegał na indywidualnej jeździe na czas przez ok. 6.5km, na których wykręciło się ponad 400m przewyższeń! Bolało, ale dałem z siebie 120% bo uphill ten pozostawiał trochę czasu na regenerację, więc aż grzech nie spróbować swoich sił ? Następnie dni będą przebiegać pod znakiem ścierania się z naturą i górami, które bogate są w strome podjazdy i w końcu zjazdy, będące smakołykiem tej etapówki!
„Ten małomiasteczkowy styl” w myśli mi się wkradł i śpiewająco podchodzę do tych 3 dni prawdziwej jazdy MTB. Sama stylówka tego miejsca ma w sobie coś zupełnie innego. Człowiek oddala się trochę od turystycznej, szalonej atmosfery. Można zaznać tu spokoju, usłyszeć barani śpiew, posłuchać strumyka i w końcu odpocząć pod drzewkiem, którego nikt nie zaznaczył swoją obecnością… no może za wyjątkiem psa lub uwaga! dzikiej świni! Tak, od mieszkańców Suchej Beskidzkiej otrzymałem ostrzeżenie, że na takowe zwierzęta należy uważać :P. Chrum chrum i po strachu ? Co najwyżej pogonią i będzie można zrobić interwałowy trening haha! Wracając do okolicy, wszystkie etapy rozciągnięte są w promieniu 15-20km i budzi to jeszcze większą ciekawość kiedy to będzie można odwiedzić nowe miejsca, zmienić bazę startu i oddalić się nieco od dolnośląskich „ścigów”. Całość rozegra się pomiędzy ok 215 uczestnikami, co czyni tą imprezę trochę mniejszych rozmiarów, ale to co można zauważyć to ogromną dbałość organizatora o uczestnika, medialne aktywności i w końcu zapewnienie konkretnych posiłków dla zgłodniałych, wymęczonych kolarzy nawet gdy wydarzenie to nie ściągnęło jeszcze tak wielkiej uwagi niż te dolnośląskie. Już po pierwszym dniu jestem 100% za rozwijaniem tej imprezy w następnych latach.
Nawiązując do samej charakterystyki trasy dzisiejszego etapu, mogę śmiało określić to jako niebywałe wyzwanie zarówno dla mnie, jak i pozostałych zawodników. Była to praktycznie nieprzerwana wspinaczka, może za wyjątkiem kilku wypłaszczeń i aż jednego zjazdu o długości ok 10m. Dało to możliwość przepalenia łydek w bardzo gwałtowny sposób i określenia swojego miejsca w szeregu nazajutrz (czyt. ustawienie w sektorach). Można wskazać parę błędów, które popełniło się nie będąc doświadczonych w tego typu jeździe. Sam byłem trochę na siebie zły, kiedy pokonywałem ostatnie 2km, że woziłem ze sobą pełny bidon izotonika, gdzie czułem, że nie było potrzeby go targać czyli w zasadzie jechać właściwie na pusto. Człowiek się uczy i następnym razem będę bardziej „wylajtowany”, aż po wykręcone śrubki z miejsc przeznaczonych na mocowanie koszyków na bidon haha! Nie nie, aż tak ze mną źle nie jest i do uphill’owej formy jazdy podszedłem z lekkim dystansem, tak aby się zbyt mocno nie stresować i kalkulować, zastanawiając się później co by było gdyby…. Był palący przełyk od braku sposobności zrównoważenia oddechu, ból łydek, grymas na twarzy przypominający hmm… niemożność zrobienia przysłowiowej „dwójki” :P Uspokojenie oddechu było jednak najtrudniejszym zadaniem w dniu dzisiejszym. Przede wszystkim stopnie nachylenia podjazdów bardzo dynamicznie się zmieniały, nie było oglądania się w niebo i szukania końca góry, było sporo zakrętów, bardziej lub mniej stromych podjazdów w asfaltowej lub kamienistej odsłonie. Całość zwieńczona była metą u podnóża Beskidzkiego Raju. Tak! Zdecydowanie to był raj widząc zastawę pełną przeróżnych owoców, smakowitych ciast, czy dzbany pełne naturalnego kompotu! To jest to! Pełen profesjonalizm organizatora ? Jedzenie musi być i dobrze smakować. O! Om om om! Po czterech dniach możliwe, że waga nie spadnie, a o to czy pójdzie w drugą stronę raczej nikt z nas nie musi się martwić. Takie są uroki etapówki. Zapewnia naturalne zbijanie wagi poprzez obcowanie z rowerem i górami. I’m lovin’ it!
Przyszedł czas na pozostawienie emocji, które były z nami w dniu Prologu i skupienie się na kolejnych, gdzie etapy rozgrywane będą na dwóch dystansach ½ Pro i Pro. Każdy znajdzie coś dla siebie i zabierze wspaniałą paczkę wrażeń. Ja już czekam, aż przed g. 10.00 zamelduję się na starcie koronnego dystansu i rozpocznę kolejną rowerową przygodę, która dla wielu z nas oddziałuje na inne sfery naszego życia i z pewnością nakręca pozytywnie. Jedziemy dalej!
COMMENTS