Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Bike Adventure 2018 to był mój najważniejszy start w tym sezonie. Przygotowywałem się do niego od samego początku mojej przygody z kolarstwem górskim, a decyzję o starcie podjąłem jesienią 2017 roku. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania, mój wynik jest fantastyczny, a teraz bardzo wiele osób pyta mnie o ten start, zwłaszcza ludzie nie związani z kolarstwem, dlatego chciałbym opowiedzieć o tym wyścigu w sposób zrozumiały dla wszystkich
Może dzięki temu zarazimy choć jedną osobę naszą pasją
Takie pytania teraz dostaję:
Co to był w ogóle za wyścig?
To wyścig etapowy, czyli składał się z 4 osobnych wyścigów, rozgrywanych dzień po dniu w Szklarskiej Porębie. Chodziło o to, żeby mieć najkrótszą sumę czasów przejazdu ze wszystkich czterech dni rywalizacji. Dlaczego był taki ważny? Bo to jedyny wyścig etapowy w Polsce w tym roku, organizowany „przy wsparciu, aprobacie i wg przepisów” Unii Kolarskiej (UCI), czyli światowej organizacji odpowiadającej za kolarstwo. (taka FIFA;). Czyli bardzo wysoka ranga!
No dobra Matt, wygrałeś tam wszystko?
Na szczęście nie, zawsze rywale, jeśli są mocniejsi, pokazują nad czym powinienem pracować w przyszłości. W tym roku lepsi niż ja byli: Niemiec Mathias Frohn (1 miejsce), Marcin Urbaniak (2 miejsce) oraz Mateusz Mróz (3 miejsce choć było blisko )
To który w końcu byłeś?
Były dwa dystanse: krótki i długi. Ja startowałem na długim dystansie i zająłem 4 miejsce wśród wszystkich startujących zawodników.
Długi dystans, czyli?
Etapy wyglądały tak:
- 1 etap 67 km i 1930 m suma podjazdów
- 2 etap 60 km i 1840 m suma podjazdów
- 3 etap 58 km i 1550 m suma podjazdów
- 4 etap 49 km i 1700 m suma podjazdów
Więc sumując: 234 km oraz 7020 m sumy podjazdów w ciągu 4 dni
Czyli jesteś zawodowcem?
Niezupełnie, zawodowcy startowali osobno od naszego długiego wyścigu, odpowiednio 5 minut wcześniej. Z częścią z nich, spotykałem się na trasie (doganiałem), natomiast co ciekawe, w tym roku wyniki niektórych zawodników z kategorii zawodowców i amatorów były do siebie zbliżone. Więc czym różni się zawodowiec od amatora? Z definicji, zawodowiec żyje ze ścigania, amator ma swoją pracę, rodzinę i ponosi sporą część kosztów związanych ze sportem. Natomiast traktując sprawę ściśle, zawodowiec ma dokumenty, które określają jego prawa i obowiązki w ramach trenowanej dyscypliny.
Czy każdy może wziąć udział w takim wyścigu?
Tak i nie:) Bo generalnie rzecz biorąc zapisać może się każdy, musi mieć kask i rower, ale akurat taki wyścig rozgrywa się w górach, gdzie bardzo wiele odcinków wytyczonych jest w trudnym terenie (skały, korzenie, błoto, bardzo strome zjazdy i podjazdy, czasem trafi się jakaś przepaść:)). Stąd najlepiej przygotować się dobrze na takie ewentualności, dużo wcześniej, podczas treningów i nie wybierać takiego startu na rozpoczęcie swojej przygody z rowerem.
Ile czasu trzeba trenować, żeby osiągnąć taki rezultat jak mój?
Tutaj akurat nie ma złotego środka, ja poświęcam na trening od 10-20 godzin tygodniowo. Są tacy, którzy trenują więcej i tacy, którzy trenują mniej. Do tego zdrowo się odżywiam, kontroluję masę i skład ciała, staram się dużo spać i prowadzić zdrowy tryb życia. O harmonogram treningów troszczy się mój trener a ja staram się je sumiennie wykonywać. Doświadczenie w takich wyścigach również znaczy bardzo wiele. Ja od 4 lat startuję regularnie w wyścigach kolarstwa górskiego i miało to niebagatelny wpływ na wynik.
Co jest najważniejsze w takim wyścigu?
To może ciekawie zabrzmi, ale najważniejsze są dwie rzeczy: po pierwsze ukończyć go, a po drugie z jak najlepszym czasem. A akurat samo dojechanie do mety, nie jest tutaj takie oczywiste. Na zawodnika czekają trudności techniczne (awaria roweru, złamanie ramy, przecięcie opon, zniszczenie kół i wszystkie możliwe nieszczęścia). Cztery dni takiej wyrypy to bardzo duży wycisk dla naszych rowerów. Kto przesadzi, kończy zmagania i schodzi z trasy albo kończy na SOR. I mało da to, że przez 3 dni było się na prowadzeniu, jeśli ostatniego dnia nie dojedziesz. A dojechanie w dobrym czasie to już wisienka na torcie, decyduje tu umiejętność poruszania się w trudnym terenie, szybkość na podjazdach oraz optymalne rozłożenie sił.
Jak w takim razie jesteś w stanie się przygotować do takich zawodów mieszkając nie w górach, a w Warszawie?
To jest dobre pytanie:) Mamy swoje sposoby, żeby zasymulować na przykład długi podjazd, jednak największym wyzwaniem są zjazdy. Akurat w technice poruszania się w dół mam najwięcej do uzupełnienia i korzystam tu głównie z kilkudziesięciu wyścigów z przeszłości, które zaliczyłem w górach. Do tego ćwiczę w trudnym terenie sztukę równowagi, takim jak błoto czy śnieg. Mam nadzieję, że te 4 dni w Karkonoszach i Izerach poprawią jeszcze moje umiejętności zjeżdżania (podpatrywałem wszystkich lepszych :), bo mam tu wiele do nadrobienia. Ale i tak jest dużo lepiej!
Dlaczego akurat tak bardzo kocham ten sport?
Myślę, że dlatego, że mogę spędzać czas w górach, zmagając się z własnymi ograniczeniami. Do tego każdy taki wyjazd to fantastyczna okazja, żeby wyjechać z rodziną w jakieś fajne miejsce, a akurat Szklarska Poręba to wymarzone miejsce na urlop.
No dobra, ale przecież ścigałeś się i nie było Cię pół dnia!
Wiem, dlatego już wkrótce zawieszę rower na kołku i zrobimy sobie prawdziwe wakacje, żeby przygotować się do kolejnych wyzwań i wyścigów w tym sezonie. No i spędzić trochę czasu w naszej piątce a nie siódemce (w sensie 5 osób + 2 moje rowery:)).
Bardzo dziękuję mojej żonie oraz wszystkim moim partnerom i sponsorom za wsparcie:
- t-bike.pl za wyposażenie
- Serwis BAJKA za perfekcyjne przygotowanie sprzętu
- Canyon za najlepiej podjeżdżający rower w stawce
- POC division Poland za świetny wygląd
- Inpeak za pomoc sprzętowo-treningową
- Vitberg za pomoc w regeneracji
- No Limited za świetne koła
oraz MTB XC PL za każde dobre słowo
Dzięki Hellmost – Twój trening, moja pasja, zrobiliśmy to!
COMMENTS