Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Niemal równo trzy lata temu wykorzystałem okazję by sprawdzić jak się jeździ na rowerze triathlonowym i jako przetarcie przed Sudety MTB Challenge wystartowałem na krótkim dystansie w Triathlonie.
Formę miałem wtedy całkiem dobrą i taka 1/4 weszła mi niemal z marszu. Od tamtego czasu wiele rzeczy się zmieniło, a przede wszystkim moja waga bezczelnie pokazuje wyższe liczby ;) Mimo tego jak tylko się dowiedziałem, że na Enea Bydgoszcz Triathlon, czyli zupełnie pod moim nosem, mają zamiar zrobić dystans 1/2 to pomyślałem, że jest to jakieś tam ciekawe wyzwanie do zrobienia.
Nikomu ani słowa.
Założyłem, że ukończenie takiego dystansu może być ciekawym doświadczeniem, ale nie stawiałem sobie nawet przez sekundę żadnego wybujałego celu z czasem. Metę biorę w ciemno tym bardziej, że w zimę zauważam, że z bieganiem mam większy problem niż kiedyś. W międzyczasie od mojego poprzedniego startu w Tri miałem skręconą nogę i dość długo jeszcze w tym roku czułem na bieganiu, że do końca tam wszystko nie jest jak trzeba. Kolejnym założeniem było to, że nie będę korzystał z trenera, porad miliona doradców, specjalistów etc… Chciałem przekonać się czy dam radę to zrobić bazując na uprawianiu sportu wtedy kiedy mam czas. Start i ukończenie miało wynikać z tego, że akurat jestem w takiej dyspozycji, a nie robić dyspozycję pod cel. Tak zrobiłem z Sudety MTB Challenge 2015 i skończyło się odstawieniem roweru na długo i „siedzeniem na dupie”. Poprosiłem organizatorów, by moje nazwisko na liście startowej wpisali dopiero jak będzie to dla nich koniecznością i faktycznie tak zrobili. Chciałem tym uniknąć pytań od znajomych, których na pewno wertują listy startowe. Dopiero jakieś 2 tygodnie przed startem mówiłem, o tym w gronie znajomych, a szerzej (czyli na social mediach) przyznałem się dzień przed startem.
Coś nowego?
Szczerze podziwiam ludzi, którzy od lat jeżdżą maratony, wyścigi xco, jakiekolwiek wyścigi na rowerze. Sam nie przejechałem ich jakoś wiele, ale dla mnie to powtarzalny schemat. Nie jestem zdolny do takiej samodyscypliny by znaleźć w sobie motywacje do jeżdżenia na takie ściganie, jeżdżenie… niech każdy nazwie to jak lubi. Stąd pojawił się u mnie pomysł o etapówce i tak samo w tym roku wpadła 1/2 na triathlonie.
Typowy triathlonista.
Stereotyp pogłębiany ze szczególnym uwielbieniem wśród kolarzy. Buc napchany forsą, który kupi wszystko co mu powiedzą, że jest dobre. W tym roku spojrzałem sobie trochę bliżej na to środowisko i może się na mnie wiele osób obrazi, ale w sumie to bardzo podobni ludzie robią triathlon i kolarstwo. Jest spora część uczestników, gdzieś w środku stawki która jest bardziej pro od pro zawodników – tak samo jak w kolarstwie. Ludzie spięci na każdą sekundę, plany treningowe, waty sraty… jak w kolarstwie. I na koniec jest bardzo wiele osób, tych z prawdziwego topu wyników, którzy jak zakładają Ci dubla, albo jak wpadasz na metę ileś godzin za nimi to albo dodadzą otuchy na biegu, albo po mecie zagadają i pogratulują – tak tak, to też tak samo jak w kolarstwie. Po prostu na nasz własny ogródek spoglądamy łaskawiej.
Do rzeczy.
Nie mam w posiadaniu roweru triathlonowego, ani nawet szosowego. Podobnie w szafie nie mam kolekcji pianek na różne okazje. Postanowiłem zatem, że kilka tygodni przed startem spróbuję coś pożyczyć, tak by móc sobie sprawdzić ustawić itd… Kilka maili później okazało się, że 90 km przyjdzie mi pokonać na Krossie Vento 8.0 (prezentacja roweru niebawem w osobnym wpisie) Z pianką miałem większą z zagwozdkę, przewertowałem swoje kontakty i trafiłem do H20shop.pl / trifan.pl mają tam dobrą ofertę wypożyczania pianek Head. Sprzęt miałem skompletowany. Tydzień przed startem byłem ostatni raz na rowerze i aż do samej niedzieli już nic sportowego nie robiłem. Za to we wtorek poszedłem na porządny masaż i dziś po starcie uważam, że to dla takiego amatora jak ja jedna z lepszych inwestycji przy takim starcie.
To już?
Od stycznia do startu zrobiłem jakieś 2,8 tys km różnych aktywności. Biegania w tym było może z 200 km, większość stanowi rower, a pływanie…. O tym zaraz. Najpierw słowo o samej imprezie Enea Bydgoszcz Triathlon. W kolarstwie jest trochę tak, że jak ktoś sam jeździ, to jest spora szansa, że zrobi dobre zawody podobnie jest tutaj. Główni organizatorzy sami startują więc wiedzą, co jest najlepsze dla uczestnika. Miasteczko zawodów jest rozmieszczone w kompleksie trzech dużych hal sportowych: HSW Łuczniczka, Artego Arena i Torbyd. Strefy zmian są pod dachem, duże expo, festiwal food trucków i wiele innych rzeczy dla przyciągnięcia postronnych osób. Ja osobiście składam największe słowa uznania dla kogoś kto zaplanował wszelkie korytarze z barierek, mostki i ścieżki dla kibiców, labirynt układający się w sensowną całość! Blisko mojego miasta są zawody także z dystansem 1/2 ale pływać po jeziorze, potem jechać rowerem po polach i lasach, i biec w podobnej scenerii to średnia atrakcja. Ta impreza niemal w całości odbywa się w granicach miasta (oprócz trasy rowerowej) Trasa biegowa jest pełna kibiców, nie mówiąc już o samej strefie przy mecie.
Wracając do pływania – ostatni raz na basenie byłem około trzech lat temu, miałem nawet pójść tuż przed startem pływać, ale nagle wszystkie baseny postanowiły się zamknąć – no trudno. Dzień przed zawodami można było spróbować pływania w rzece, więc zrobiłem test pianki. Okazuje się, że pływanie w piance można porównać do pływania z pullbuoyem może nawet pianka ma większą wyporność. Do tego należy dodać, że na dystansie 1/2 mieliśmy płynąć tylko z prądem rzeki, a ja swego czasu trenowałem jakieś 5 lat pływanie. Po teście uznałem, że to pływanie to takie trochę na kodach.
Wieczorem w sobotę poszedłem jeszcze na odprawę, gdzie zjawił się także Maciek Hop, który opowie Wam zapewne już napisał w jeszcze dłuższych słowach, o tym jak się kończy takie zawody na 14 miejscu open.
To już naprawdę już!
Pobudka przed 5 rano bo start o 7… Chyba jednak wolę rower. Jeszcze przed samym startem rozgrzewka w Brdzie i ustawiamy się w kolejce do rolling startu. Wiedziałem, że żeby ukończyć muszę mieć na bieg jak najbardziej wypoczęte nogi. Wskoczyłem do wody i sprawdzam sobie wzrokiem po nabrzeżu i innych płynących czy szybko płynę. Jest całkiem ok więc odpuszczam machanie nogami i skupiam się na równym tempie, szukaniu dobrego prądu i porządnej technice. Po 100-150 cegła z płuc spada i jakoś mi idzie. Mam ze sobą tylko zegarek, na który spojrzę dopiero jak zdejmę piankę, ale czuję że jest całkiem ok, bo cały czas wyprzedzam a widzę na wodzie, że te osoby płyną pełnym kraulem. Po wyjściu z wody wiem, że to była dobra decyzja bo nogi się pode mną nie uginają ze zmęczenia. W strefie zmian nie śpieszę się. Napiłem się, wciągnąłem żel i ruszam na rower. Rower jadę bez większej historii, staram się jechać ekonomicznie na granicy przyzwoitości czyli w granicach średniej 30 km/h. Staram się sporo jeść i pić mimo, że mi się nie chce.
Wszystko zgodnie z planem.
Jeżeli w ogóle to ukończę, to plan jest prosty. Woda i rower ekonomia, a potem zgon. Taki miałem plan i w 100% go wykonałem. Każdy szanujący się biegacz moje bieganie, nazwie co najwyżej szybszym truchtem. Dystans 22 km zajął mi prawie 3h. Porównując to do czasu sprzed kilku lat kiedy biegłem półmaraton różni się o pół h, dlatego jakoś specjalnie nie rozpaczam bo cel był prosty, by trafić gdzieś pomiędzy 6-7h na mecie. Skończyłem z wynikiem 6h 43min. Długo, ale trzeci etap Sudety MTB Challenge jechałem dłużej ;)
Trzeba sobie powiedzieć prosto w twarz, że dłuższe dystanse w triathlonie wcale nie są takie proste, szczególnie jakby chcieć spróbować zrobić jakiś nie żenujący wynik. Z drugiej strony wiem, że nie są to też jakieś pozahoryzontalne wyzwania. Chociaż sam sobie dawałem jakieś 60% szansa na ukończenie. Dużym plusem startu w swoim mieście, jest to że na trasie wspiera Cię wiele osób. Niektóre same startowały, inne wpadły wspierać kogoś z rodziny, ktoś inny przypadkiem spacerował po bulwarze.
Co dalej?
Dalej są tylko miksy dyscyplin, crosstriathlon brzmi dobrze, bo nie będę musiał inwestować w rower, no i są jeszcze dłuższe dystanse do pokonania. Wiem tylko, że jeżeli myślisz o debiucie na jakimkolwiek dystansie, to zapraszam do Bydgoszczy. Atmosfera na Enea Bydgoszcz Triathlon sprzyja złapaniu zajawki na sport, nie tylko triathlon, ale po prostu na uprawianie sportu.
Na koniec tylko dodam, że dystans ten jest ciężki. Z drugiej strony samo osiągnięcie mety na pewno jest dostępne dla wielu osób, nie można lekceważyć takiego wysiłku, ale też jeżeli ktoś w miarę regularnie uprawia sport, to nie powinien się obawiać zmierzenia z 1/2. Ja bardzo się cieszę, że udało mi się osiągnąć metę, ale też podchodziłem do linii startu ze świadomością, że nie koniecznie meta musi być dziś dla mnie. Może to nie jest znane ze sportu podejście w stylu wojownika, ale mam świadomość gdzie w tabeli wyników są wojownicy, a gdzie ja ;) Dzień przed startem obiecałem sobie dobrą zabawę i mimo grymasu na twarzy 1/2 ironman na Enea Bydgoszcz Triathlon to była dobra zabawa.
*ten wpis miał być zwykłym postem na prywatnym fb, ale w miarę pisania stwierdziłem, że na stronie jest na taki wpis miejsce. Jeżeli już tu ktoś dotarł, to znaczy że miałem rację :)
COMMENTS