Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Wyścig w Brodnicy okazał się dla mnie ciekawszym niż się zapowiadał… Niestety nie do końca pozytywnie :)
Na starcie bardzo mocna obsada jak zawsze, zmieniona, podobno bardzo ciekawa trasa, nad nami czarne chmury, wszystko dopełniał zimny, porywisty wiatr.
Rozgrzewka przebiegła bardzo pomyślne, noga kręciła fajnie, lekko i przyjemnie. Po starcie tendencja utrzymała się. Bez większego kłopotu mogłem utrzymać się czołowej grupki, która od pierwszych kilometrów zaczęła nadawać niezłe tempo i pomału odjeżdżać.
Pierwsza część trasy okazała się ciekawa, trochę interwałowa i pozwoliła na szybką selekcję i podział.
„Im dalej w las” tym robiło się ciekawiej. Na 19 kilometrze, kiedy pomału się rozgrzewałem i układałem do dalszej rywalizacji, pojawił się mały pech… Może nawet nie mały, bo krótka ale gruba gałąź zatrzymała mnie w miejscu, wywijając przerzutkę do góry nogami. Przymusowy pit stop zabrał mi cenne kilkadziesiąt sekund. Trochę zajęło mi rozpracowanie co właściwie się stało i jak to możliwe, ale summa summarum przerzutka wróciła na swoje miejsce i mogłem kontynuować jazdę (nawet bez konieczności przeregulowania napędu! To są momenty, kiedy docenia się solidnego Sram’a i przemyślaną konstrukcję Specialized’a :) ).
Sytuacja, w której się znalazłem nie była najciekawsza. Przede mną grupa sześciu najmocniejszych zawodników, każdy z nich z osobna byłby trudnym przeciwnikiem, a ja musiałem dogonić ich wielką kumulację :)
Nazwisko i barwy klubowe zobowiązują, nie było mowy o odpuszczaniu! Trochę na wariata, ale po prostu rzuciłem na korby 100% i postanowiłem gonić. Pierwsze kilka kilometrów pogoni przebiegały bardzo dobrze, charakterystyka trasy w Brodnicy sprzyjała mi. Niestety w pewnym momencie dotarłem do kilkukilometrowego odcinka-„łącznika” poprowadzonego na odkrytych szutrach i asfalcie. Bardzo mocny wiatr skierowany zawsze w twarz zdecydowanie nie ułatwiał sprawy, ale na horyzoncie widziałem już swój cel. Ostatnie kilkaset metrów walki pod wiatr dało mi się już we znaki, czekałem na ponowny wjazd w teren z utęsknieniem. Kiedy w końcu minąłem ścianę drzew i rozpoczęła się sekcja interwałów, singli, zakrętów itd., w końcu doszedłem do „mojej grupy”. Charakterystyka trasy, która była zdecydowanie „pode mnie”, niestety tym razem nie ułatwiła dalszej jazdy, bo umordowany 12-to kilometrową pogonią z trudnością dotrzymywałem tempa na kolejnych, wymagających fragmentach. Musiała minąć dłuższa chwila, żeby organizm się ogarnął.
Trasa okazała się być naprawdę ciekawą i dobrą. Bardzo żałowałem, że przytrafił mi się ten badyl. Na pewno próbowałbym ataków w drugiej części, bo aż się o to prosiło. Niestety samotny rajd – może nie długi, ale bardzo intensywny – nie pozwolił mi już na późniejsze harce, co uświadomiła mi próba na jednym z singli. Odjechałem na kilka metrów, ale na nic więcej już nogi nie pozwalały.
Za pewien sukces więc traktuję finisz na gumowych nogach w tak mocnej grupie i to wcale nie na ostatniej pozycji ;)
Brakowało niewiele do podium Open, za to wywalczyłem 1 miesjce w kategorii.
Samą trasę oceniam bardzo pozytywnie. Przed startem słyszałem, że nie będzie się gdzie nudzić i prawie tak było ;) Względem poprzednich edycji doszedł jeden, długi łącznik szutrowo-asfaltowy, ale same fragmenty w terenie były naprawdę soczyste. Kolejny raz jednak skorzystam z okazji i nadmienię, że dystans PRO (Giga) nie powinien zamykać się w 2-2,5 h. Ten wyścig to kolejny, który stałby się naprawdę bardzo wymagającym i trudnym, kiedy miałby długość znaną z poprzednich lat. 60 km na zapieku przeleci każdy, kto sumiennie trenuje, ale dopiero trzecia pętla mogłaby otworzyć rywalizację na nowo :)
Zdecydowanie wybitnie na tej trasie sprawdził się mój Specialized Epic – już na wcześniejszych wyścigach i treningach zauważyłem, jaką swobodę i bezpieczeństwo gwarantuje na krętych singlach, hopkach czy w dynamicznych sytuacjach.
COMMENTS