Amator donosi: „fizycznie dla mnie to był ciężki maraton” – Bike Atelier Maraton, Żarki

HomeRelacje

Amator donosi: „fizycznie dla mnie to był ciężki maraton” – Bike Atelier Maraton, Żarki

Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.


Wspieraj Autora na Patronite

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Kilka dni temu świętowaliśmy pierwszy dzień lata. Nikt nie odczuł zmiany, gdyż piękna, upalna, słoneczna pogoda trwała bardzo długo. Jednak z nadejściem lata przyszła również zmiana pogody. W sobotę deszcz padał, z krótkimi przerwami, przez cały dzień, a momentami termometr pokazywał jedynie 8 stopni Celsjusza. Niestety na dzień zawodów prognozy zapowiadały maksymalnie 15 stopni i deszcz. Miasteczko zawodów, podobnie jak w ubiegłym roku, było zlokalizowane przy Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej. Pół godziny przed startem przez Żarki przetoczyła się ulewa, którą byliśmy zmuszeni przeczekać w samochodzie. Na szczęście tuż po niej wyszło słońce, więc w sektorach startowych stało się całkiem przyjemnie.

Trasa została odwrócona względem ubiegłego roku. Niestety wtedy nie miałem przyjemności startować, więc ciężko jest mi ocenić tą zmianę. Start lekko pod górkę, po asfalcie. Następnie na zmianę: łąki, pola, piach i asfalt. Do tego trzeba dorzucić jedną techniczną ściankę do podjechania (właściwie to do podbiegnięcia, chyba nikt nie dał rady jej podjechać), kilka technicznych leśnych ścieżek w górę i w dół. Trzy poprzednie zdania w pełni opisują tę 66 – kilometrową trasę. Według licznika pokonałem około 1000 metrów przewyższenia, więc nie mało, ale przy tylu kilometrach nie są one aż tak odczuwalne.

Mimo wszystko, dla mnie był to fizycznie bardzo ciężki maraton. Od początku czołówka podyktowała bardzo wysokie tempo. Zbyt wysokie ciśnienie w oponach powodowało, że zakopywałem się w każdym piasku, i to pomimo opadów deszczu, które bardzo go utwardziły i ułatwiały jego pokonywanie. Do tego problemy ze spadającym łańcuchem utrudniły mi rywalizację. Mam nadzieję, że był to ostatni taki przypadek w tym sezonie, bo jak mówi kolarskie powiedzenie: raz na rok sam spada. Na tak szybkiej trasie każde zatrzymanie skutkowało stratą jednej grupki, co wpływało na znaczny ubytek sił, spowodowany gonieniem na wietrznych odcinkach trasy. Łańcuch spadał dwukrotnie, w identycznych sytuacjach, na przeoranych polach, na których wszystkich konkretnie wytrzepało. Głębokie, równoległe i poprzeczne koleiny utrudniły życie sporej ilości zawodników. Ja zaliczyłem tam niegroźny upadek w krzaki. Na szczęście prognozy pogody nie sprawdziły się, a na trasie spotkała nas tylko mała mżawka. Cały dystans udało się przejechać „na krótko”, więc strasznie zimno też nie było. Mimo kilku niepowodzeń, wiedząc że o nic nie walczę, jechałem bardzo mocno i równo, bo najgorszy wyścig jest najlepszym treningiem.

Po wyścigu myjki, jedzenie i chwila plotek ze znajomymi. Na bufecie czekał na nas pyszny arbuz i równie dobre pomarańcze oraz ciastka i ciasto, co jest wielkim plusem dla organizatora. Jak widać z relacji, nie zawsze trasa „robi maraton”. Czasami są to mocni zawodnicy nadający szybkie tempo od początku, a czasami problemy sprzętowe mogą wykończyć fizycznie i psychicznie.


Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!


REKLAMA

COMMENTS

DISQUS: 0