Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Choć to moje osobiste zdanie, podejrzewam, że wielu zawodników się ze mną zgodzi – uphill jakim jest „Rowerem na Szrenicę” to najtrudniejszy wyścig w Polsce w swojej kategorii.
Pierwszy raz startowałem tu 4 lata temu i był to jednocześnie mój pierwszy górski wyścig w karierze. 14-to kilometrowa pętla u podnóża góry to pierwsza weryfikacja uczestników i wstępna klasyfikacja umiejętności. Natomiast to co najlepsze, czeka na niecałe 7km do mety – bezpośredni podjazd pod Szrenicę.
Nauczony doświadczeniem, wiedziałem, że początek trzeba pojechać mocno, ale jednocześnie zachowawczo, tak by podjazd zacząć bez kryzysu.
Od startu ustawiłem się w czubie stawki i pierwsze kilometry nadawałem tempo peletonowi, który z minuty na minutę rwał się coraz bardziej. Powody takiej jazdy były dwa – dobrze czuję się na płaskich odcinkach i niewielkich nachyleniach. Drugi jest bardziej prozaiczny – przynajmniej nikt nie chlapał mi błotem w twarz. :)
Liderem wyścigu był Marcin Mokiejewski ( Immotion Specialized Skoda Gall-icm Team), który w pewnym momencie nadał takie tempo, że zniosło je tylko trzech zawodników. Zostałem lekko z tyłu na piątej pozycji i jadąc dalej analizowałem sytuację starając się odrobić stratę, ale jednocześnie się nie zagotować.
Jadąc swoje i nadrabiając na zjazdach, na kluczowy odcinek wyścigu (wjazd po bruku) wjeżdżałem na 2-giej pozycji open. Moja radość nie trwała jednak zbyt długo. Niekoniecznie odpowiednio dobrane przełożenia (34 owal – 46-11) do tego wyścigu sprawiły, że nachylenia powyżej 15% pokonywałem z bardzo siłową kadencją (40-55obr/min) w czasie gdy moi rywale podjeżdżali „na miękko”, w rytmie powyżej 80 obr/min. Było to kluczowe w dalszej części wyścigu, ponieważ dynamika jazdy miała ogromny wpływ na jej ekonomię.
Ostatecznie spadłem na 6-tą pozycję open i ostatnie 3km podjazdu pokonałem w samotności dowożąc ten rezultat na metę. W kategorii wiekowej uplasowałem się na 3-cim miejscu.
Mój rezultat cieszy, choć zostawia pewien niedosyt. Nie mam jednak żadnego powodu do wstydu – w końcu dzień wcześniej przyjechałem z Poznania do Szklarskiej Poręby… rowerem. :)
COMMENTS