Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W sobotę wystartowałem na wyścigu cross country (XCO) zaliczanym do serii Mała Liga XC. Jak to na Mazowszu, było umiarkowanie interwałowo, do tego mimo wszelkich zabiegów organizatora, musiały pojawić się także sekcje z piachem. W tym miejscu na pewno uśmiechają się koledzy i koleżanki z południa Polski przyzwyczajeni do naprawdę górskich tras cross country. Cóż, taki mamy kraj, nie każdy może być Szwajcarią.
Wracając jednak na Mazowsze – bezpośrednio „po” pojechaliśmy do znajomych i od razu w drzwiach musiałem się zmierzyć z pytaniem: „na jakim dystansie jechałeś?”. No i tu pojawia się ten sam problem, kiedy próbujesz komuś wyjaśnić kulisy kolarstwa przełajowego. A może kolarstwa w ogóle?
Rozmawiając z ludźmi, często nawet mającymi chociażby mgliste pojęcie o kolarstwie, trzeba walczyć z wieloma stereotypami. Jednym z nich jest dystans. Oczywiście mógłbym powiedzieć, że przejechałem 16 km, ale pewnie w odpowiedzi usłyszałbym, że w godzinę to tyle można na Veturilo spokojnie przejechać.
To może przywołać naszą kolarską ikonę czyli Maję Włoszczowską, mówiąc że to jest to samo co ona jeździ, tylko trochę prostsze? Problem jednak w tym, że nawet jeśli ktoś kojarzy Maję, to jest mała szansa, że widział cokolwiek więcej niż jej zdjęcie na rowerze górskim albo z medalem olimpijskim w ręku. Poza pasjonatami nie znam nikogo, kto oglądał np. wyścig Mai w na Igrzyskach w Rio.
Można też odpalić w telefonie redbull.tv i pokazać skrót z którego z ostatnich Pucharów Świata, ale to znowu nie odda tego, z czym przyszło mi się mierzyć w sobotę. A przecież chodzi o to, żeby zachęcić, zainteresować, a nie przerazić i odstraszyć.
Trasy XC na Mazowszu w mojej ocenie są z pogranicza kolarstwa przełajowego i górskiego. Jakby się uprzeć, to mógłbym przejechać sobotnią rundę na przełaju, a poniższe zdjęcie w sumie pokazuje, że nie tylko ja miałem taką myśl.
To dowód na to, że z technicznego punktu widzenia mazowieckie xc nie jest tak wielkim wyzwaniem jakby to się wydawało. Tu nie ma reguły, bo pamiętam trasę z zeszłego roku (bodajże w Celestynowie) gdzie były agrafki, których za nic nie szłoby pokonać płynnie na przełaju.
Zmierzam do tego, że naprawdę nie umiem do końca zrozumieć ludzi, którzy kurczowo trzymają się maratonów, a nie chcą spróbować jakiejś odmiany kolarstwa górskiego. Z korzyścią też dla nich samych, bo na takiej,nawet prostej, 3-4 kilometrowej, rundzie często znajdzie się więcej technicznych wyzwań niż na niejednej 40-50 km trasie na Mazowszu czy w innym płaskim rejonie kraju.
Jako że idą wakacje, to zerknijcie do naszego kalendarza i może przy okazji zmiany okolicy może będzie Wam dane spróbować jazdy na rundach. Chociaż może lepiej nie, jak przyjedziecie, to wyścigi cross country już nie będą tak klimatycznie kameralne…
Na koniec a propos wspominanych rund – to też ma plusy, bo jeśli ktoś na Ciebie czeka w miasteczku zawodów, to co okrążenie może Cię dopingować, bo rundy nie jedzie się dłużej niż kilka, kilkanaście minut. Nie ma nudy, a po 60-90 minutach można udać się do domu albo … znajomych, żeby spróbować wyjaśnić im tajniki formuły XCO :)
I pamiętajcie, cross country jest dosłownie dla każdego, tylko nie trzeba zaczynać z wysokiego C…tzn. tras Pucharu Polski czy Świata…
COMMENTS