Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Zawsze w drodze na zawody, w ich trakcie oraz w drodze powrotnej zbieram pomysły do napisania kolejnego tekstu-relacji, tak aby podzielić się z Wami moją opinią na temat danej imprezy. Nie inaczej było tym razem, choć jednak coś się zmieniło. Odczucia w trakcie maratonu i kilka, kilkanaście godzin po nim były zupełnie inne. Brzozów, podobnie jak inne miasteczka województwa podkarpackiego, jest cichą, klimatyczną i malowniczą miejscowością, otoczoną lasami, sadami, pagórkami i polanami. Biuro zawodów, zlokalizowane przy obiekcie sportowym, umożliwiało kąpiel po zawodach i kulturalną toaletę, bez konieczności korzystania z toi-toi’ów.
Przed startem okazało się jak życzliwi sobie potrafią być zawodnicy, bo dla zapominalskich znalazł się zastępczy kask oraz buty. Brawa za postawę fair-play. Przed startem krótkie plotki w sektorach i punktualnie o 11 ruszyliśmy na trasę. Najpierw kilka kilometrów ulicami miasta, a potem cały czas po okolicznych (jak można się domyślić) lasach brzozowych. No i tu zaczęła się seria błędów, pomyłek i upadków. Stawka bardzo szybko się naciągnęła, dzięki pierwszemu, mocno selektywnemu podjazdowi. Zapowiadało się, że będzie to czysto sportowa walka o jak najlepszy wynik. Niestety, oznakowanie trasy było FATALNE. Strzałki były umiejscowione nieczytelnie, było ich za mało, a na trasie była dosłownie garstka osób z obsługi.
No i „gwóźdź” całego wyścigu czyli „gumy”. Mam na myśli rozłożone na trzecim, długim zjeździe gumowe pasy, które najprawdopodobniej miały ułatwiać wjazd ciężkiego sprzętu roboczego pod górę. Były one strasznie śliskie i pofałdowane. Spowodowało to kilka groźnych i poważnych upadków. Niejednemu, w tym mnie, całe życie przeleciało przed oczami. Mam nadzieję, że nikomu nic poważnego się nie stało, a pechowcom życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Kolejna pomyłka organizatora to brak trzeciego bufetu na Mega, co zarazem było brakiem czwartego bufetu na Giga. Na koniec policjanci, którzy utrudniali, zamiast ułatwiać, wjazd na ostatnie rondo na trasie.
Jednak trzeba zwrócić honor organizatorowi, który, jak tylko dotarły do niego pogłoski o problemach, przeprosił wszystkich przez mikrofon za zaistniałe sytuacje. Następnego dnia na portalu społecznościowym ukazał się wpis z przeprosinami oraz wytłumaczeniem wszystkich zaistniałych na trasie niedociągnięć. Osobiście uważam maraton w Brzozowie za dobry wyścig. Trasa była szybka, bardzo interwałowa, cały czas trzymała zawodników na najwyższych obrotach, nie pozwalając na odpoczynek. Nie dopadła mnie burza ani deszcz, co przydarzyło się dłużej jadącym dystans Mega i wszystkim z dystansu Giga. Na trasie dużo wyprzedzałem, ponieważ końcówka Hobby zjechała się z początkiem Mega. Było to lekko stresujące dla obydwu stron, gdyż na wąskich ścieżkach nie zawsze jest miejsce do wyprzedzania. Podobno doszło nawet do próby rękoczynu ?. I to dosłownie. Jeden z zawodników chciał, zamiast patyka, włożyć przeciwnikowi swoją rękę w szprychy i skończyło się to dla niego szyciem. Panie i Panowie, nie tędy droga. Żarty żartami, ale był to niefortunny upadek, który pokazuje jak nie wiele brakuje do tragedii i jak bardzo trzeba uważać.
Mimo dużej ilości błędów na trasie, organizacja i tak pozostała na najwyższym poziomie. Cyklokarpaty dalej pozostaną jedną z moich ulubionych serii maratonów rowerowych. Bufety, jak są, to pełne, jedzenie po wyścigu jest dobre i zdrowe, izotonik leje się strumieniami, prysznice prawie zawsze zapewnione, dekoracje na czas. Czego chcieć więcej?
COMMENTS