Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Akademickie Mistrzostwa Polski, czyli najważniejsza „szkolna” impreza kolarska w kraju po raz kolejny przyciągnęły na start kilkuset zawodników pragnących walczyć o stypendia jak najlepsze miejsca oraz chwałę dla swojej uczelni. Po raz drugi z rzędu, zawody zostały zorganizowane na terenie Parku Śląskiego w Chorzowie, co było dla mnie wiadomością zarówno dobrą, jak i złą. Dobrą, bo wspomniany wyżej park jest naprawdę wspaniałym miejscem do spędzenia słonecznego weekendu. Złą, ponieważ wspomniany wyżej park jest… parkiem. Bez obaw, moje obawy okazały się tym razem bezpodstawne – o ile ubiegłoroczna trasa była przesadnie wręcz łatwa, to jej nowa, zmodyfikowana wersja naprawdę zrobiła na mnie dobre wrażenie (a nie będę kłamał, jechałem do Chorzowa mocno sceptyczny). Osoba odpowiedzialna za jej ułożenie ma u mnie duży plus :)
Burza, która przeszła nad okolicą w piątek wieczorem, sprawiła, że podczas sobotniej czasówki trasa była wciąż mokra. Moim pogromcą okazały się jednak wcale nie odcinki najtrudniejsze technicznie, a jedna z krótkich asfaltowych wstawek. Mój przejazd szedł bowiem bardzo dobrze, aż do rzeczonego miejsca, w którym wyciąłem pięknego szlifa i dodatkowo zaplątałem się w taśmę. Podobno karma wraca, więc mam za swoje ubiegłoroczne narzekanie na trasę ;) Ostatecznie po tej przygodzie rywalizację zakończyłem na 7 miejscu. Taka jest cena, jaką płaci się za za każdy błąd w tej konkurencji ;)
Zmotywowany moją sobotnią wpadką oraz z mocnym postanowieniem trzymania się tym razem w siodle, stanąłem na starcie niedzielnego wyścigu wspólnego. Dzięki Maciek za miejsce koło siebie w pierwszym rzędzie, jakoś Ci to kiedyś wynagrodzę ;) Start poszedł po mojej myśli i na właściwą trasę wjechałem w pierwszej trójce. Pierwsze okrążenie w uformowanej czołówce było dość zachowawcze. Jednak już na drugim kółku, spokój się skończył – najpierw usłyszałem, później zobaczyłem to, na co czekałem (zresztą pewnie nie tylko ja), czyli wychodzącego zza moich pleców Krzyśka. Jako jedynemu z całej grupki udało mi się przetrzymać ten atak i następne 1,5 kółka przejechałem razem z nim. W tym czasie udało mi się odeprzeć jeszcze kilka inicjatyw pozbycia się mnie, jednak następna z prób w końcu się powiodła i Krzysiek pozostawił mnie samego. Prawie cała reszta wyścigu upłynęła mi na równej jeździe bez przeszkód. Prawie, bo zdarzył się jednak jeden, mały incydent. Jest sprawą jasną i oczywistą, że na imprezie z tak szerokim przekrojem poziomu sportowego, wyprzedzanie zawodników dublowanych wpisane jest w specyfikę wyścigu i zarówno dublowani, jak i dublujący zazwyczaj radzą sobie z tym tematem bardzo dobrze. Jednak sytuacja, w której dwóch zdublowanych przeze mnie kolegów zamiast zakończyć wyścig zgodnie z ustaleniami, zaczyna ścigać się ze mną i „wężykować” na boksie przed moim kołem naprawdę mocno mnie zirytowała. Poza tym jednym zdarzeniem, moja podróż do mety zakończyła się bezpiecznie na 2 miejscu. Analityków zapraszam na Stravę.
Reszta mojej uczelnianej drużyny zaliczyła w ten weekend swój wyścigowy debiut, więc mam nadzieję, że w przyszłym roku powalczymy o medale również w klasyfikacji drużynowej :) Mimo że to AMPy, nie wolno mi jednak zapomnieć o moim zespole klubowym, który jak zawsze był obecny i zapewnił mi niezbędne wsparcie podczas wyścigu, a także poza nim. Podziękowania trafiają więc do Trenera Sebastiana, Gabrysi (świeżo upieczonej Akademickiej Mistrzyni Polski) oraz mojego Taty :) Jak na każdych zawodach, byli ze mną również SUPERIOR, SH+, Polar oraz Trezado.
Jeśli jeszcze tego nie uczyniliście, zapraszam do śledzenia moich poczynań na Facebook’u, Instagramie oraz Stravie. Widzimy się na następnych zawodach :)
COMMENTS