Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Start w Janowie Lubelskim był drugim po Puławach na którym mi zależało. Na te dwa wyścigi szykowałem nogę, miał to być sprawdzian i pierwszy cel sezonu do zrealizowania.
Niestety w zeszłym sezonie nie mogłem wystartować w Janowie. Opinie kolegów, którzy zmagali się z tą trasą w 2017 roku były bardzo pozytywne. Ciężkie warunki pogodowe i długi dystans sprawiły, że trasa ta stawiana była na równi z tą w Puławach. Te podchodzą mi pod nogę wyjątkowo dobrze, dlatego bardzo chciałem sprawdzić się w drugim z majówkowych wyścigów Mazovii, który miał zawierać nie mniej podjazdów, zjazdów i tych wyjątkowych, wąwozowych klimatów.
Z powodu terminu oraz lokalizacji na starcie nie pojawiła się może pełna „stawka”, która zawsze gwarantuje mocne ściganie, lecz było kilka nieznanych mi twarzy i wyścig zapowiadał się ciekawie. W powietrzu, oprócz żaru, utrzymywał się podwyższony poziom adrenaliny :)
Wyścig zaczynał się startem po kilkukilometrowym przejeździe przez Janów za „safety-car’em”. Pierwsze kilometry upłynęły pod znakiem pól, piachu, ścian pyłu, asfaltu i bardzo mocnego, szarpanego tempa. Całość falowała delikatnie góra-dół, co już po kilku kilometrach odseparowało grupy rywalizujących.
Po pierwszym sprawdzianie terenowym, gdzie szybki, twardy zjazd przekształcił się po zakręcie w wąwozowy, stromy i sypki podjazd, zostałem już praktycznie sam na sam z Arturem Mioduszewskim (Trezado). Rzuciłem propozycję wspólnej pracy i ucieczki. Dość wcześnie i śmiało, ale szanse powodzenia wydawały mi się znaczne. Z Arturem jechałem kilka dni wcześniej podczas wyścigu w Puławach, więc wiedziałem, że jest najlepszą osobą do tego typu akcji.
Podkręciliśmy tempo, nie popełnialiśmy błędów i nie zwalczaliśmy się nawzajem. Wspólnie wykręcaliśmy coraz pewniejszą przewagę. Po kolejnych kilometrach naprawdę wymagających podjazdów i elementów typu wąwóz kopnego piachu, jechaliśmy zupełnie sami bez żadnej pogoni na horyzoncie.
Współpraca układała się w zasadzie do samego końca wyścigu, lecz w końcu musiał przyjść moment rozstrzygający. Finisz w Janowie nie należał do prostych, przez ostatnie 10 km wyścigu myślałem jak rozegrać te ostatnie, kluczowe kilkaset metrów. Na sam koniec, na przedostatniej prostej, gdzie wiatr mocno wiał w twarz, znalazłem się z przodu, co z początku uznałem za złą sytuację. Szybkie przeprogramowanie pozwoliło jednak znaleźć sposób. Postawiłem na wcześniejszy atak i pełną moc. Koncepcja sprawdziła się, po ostatniej nawrotce starczyło nogi na poprawkę i zwycięstwo.
Sama trasa podobała mi się, jak na Mazovię była wymagająca. Zawierała dużo „przelotówek” po asfaltach, polach i szutrach, co zazwyczaj uznaję za duży minus, ale… Nie wiem dlaczego, w tym wypadku taki charakter trasy pasował mi. Bardzo szybkie fragmenty „szosowo-przełajowe” połączone z fragmentami prawdziwego MTB, specyficzny klimat wąwozów, piękna pogoda… Dla mnie OK, choć na pewno wolałbym 100% MTB :)
Na przyszłość wolałbym też podejście z zeszłego sezonu, czyli dłuższy dystans, który mógłby zawierać jeszcze trochę tych wyjątkowych terenów.
COMMENTS