Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Pierwszy double-double w nogach :) W sobotę wybrałem się z kolegami na maraton, o którym słyszałem wiele dobrego w poprzednich latach – Syngenta Koronowo Challenge. Dzięki uprzejmości teamu oraz Ford Auto Watin mogliśmy udać się tam błyskawicznie, w komfortowych warunkach modelem Transit Custom. Start ten miał być przepaleniem nogi przed niedzielną inauguracją cyklu Kaczmarek Electric Maraton, który to jest naszym głównym cyklem w tym roku.
Na dystansie średnim wystartowało ponad 500 osób, w tym kilku naprawdę mocnych zawodników – taka ilość nieco przerosła organizatorów i start się przeciągał. Od startu jechałem czujnie, gdyż trasa była dla mnie zagadką. Po zjeździe z asfaltu w teren czujnie jechałem w czołówce i obserwowałem ruchy kolegów. W pewnym momencie trasa odbiła na… tory kolejowe. Przerabialiśmy już nasypy kolejowe, ale jazdy stricte po torach i podkładach jeszcze nie było. Mijanie słabszych zawodników dużego dystansu było bardzo ryzykowne, jednak obeszło się bez kraks. Krótko za torami postanowiłem sprawdzić rywali i podkręciłem tempo. Dość łatwo udało mi się uzyskać kilkuminutową przewagę, którą poprawiłem w sekcji piaskowej i sekcji grawitacyjnej.
W tym momencie do mety było dobrze ponad 20km, zaś rywale nie odpuszczali. Cały czas jechałem mocno i pewnie zmierzałem do mety, jednak na ostatnich 10km oznakowanie trasy znacznie się pogorszyło – mało taśm, pozrywane znaki, mało ludzi zabezpieczających wyścig – miałem coraz większe obawy o dotarcie do mety. Na 3km do mety umiejscowiony był rozjazd, jednak w żaden sposób nie był opisany, jedynie jakiś facet krzyczał chaotycznie co, jak i gdzie. Niestety, zrobił to tak nieudolnie i późno, że zdążyłem pojechać nie w tę stronę co trzeba. Na szczęście coś mnie tknęło by się cofnąć i to sprawdzić. To była dobra decyzja, ale za to w oddali ujrzałem goniącego mnie Wojtka Polcyna. Na szczęście do mety było blisko i dojechałem jako pierwszy.
Te wydawać by się mogło drobne niedociągnięcia, jak i to, że opłacając wyższe startowe w dniu zawodów odmówiono nam pakietu startowego, swobodnego dostępu do wyników oraz bonu żywieniowego na rozgotowany makaron z keczupem (serio!) pewnie przeszłyby bokiem, gdyby nie kompletny bałagan z wynikami. Godzinę trwało wyjaśnianie tej wydawać by się mogło oczywistej rzeczy. Mało tego – organizator pisał w regulaminie, że czas mierzony jest wspólnie dla sektora, zaś firma STS-Timing uparcie twierdziła, że pomiar jest indywidualny… Kaplica. Po wielkich bojach uzyskałem co moje i ruszyliśmy do domu, jednak niesmak pozostał. Nie zamierzam tu wracać, szkoda nerwów.
Następnego dnia przyszło mi wystartować na maratonie Kaczmarek Electric MTB w Rydzynie. Trasa nie urywała czterech liter swą atrakcyjnością, jednak rok temu poradziłem sobie całkiem nieźle i w tym roku chciałem to powtórzyć.
Opóźnienie startu o 20min nieco wybiło mnie z rytmu, jednak gdy bomba poszła w górą rozpocząłem przebijanie się do czołówki sektora. Kilka minut później jechałem w pierwszej ławie, wiedząc że dojazd do właściwej rundy to ponad 15km. Tam narzuciłem swoje tempo i stopniowo uwalniałem się od kolejnych zawodników, dochodząc tych z elity, którzy ruszyli 1,5 minuty przed nami. Pod koniec pierwszej rundy jechałem z kolegą, Bartkiem Oleszczukiem, który czuł w nogach pogoń za „czerwonym pociągiem” w Miękini:) Wspólnie pokonaliśmy z dobrym tempie drugą rundę i powrót na metę, co zaowocowało 10 lokatą open oraz pierwszą w kategorii M2 z wyraźną kilkunastominutową przewagą nad kolejnymi zawodnikami z mojego sektora. Cieszę się, że mój wynik przyczynił się też do drugiej lokaty drużynowo.
COMMENTS