Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Lanzarote, hiszpańska wyspa kanaryjska, kojarzyć się może z hotelowym basenem z błękitną wodą i drinkami w pakiecie all inclusive. Ale wystarczy ruszyć się z hotelu i wsiąść na dwa kółka, a wyspa odkryje przed nami nieoczekiwane możliwości.
W tym roku zamiast tradycyjnie polegać na sprzęcie z lokalnych wypożyczalni, kręciłem po Lanzarote rowerem, który udostępnił mi producent: KROSS LEVEL 13.0 z kolekcji na 2018 rok.
Lanzarote
Lanzarote jest obfita w góry. A konkretnie w wulkany. Spokojnie, nie wybuchają, ostatnia erupcja miała miejsce około 300 lat temu. Natomiast dzięki niezliczonym wzniesieniom, jednego dnia zaliczysz oszałamiające widoki na całą wyspę niemal z lotu ptaka, a wycieczkę skończysz kąpielą w oceanie. To układ idealny: główne miejscowości z hotelami znajdują się przy samym oceanie, czyli kilkanaście metrów powyżej poziomu morza. Startujemy, na dzień dobry wspinamy się coraz wyżej, a finał wycieczki oznacza zjazd do bazy, więc można go robić już na oparach.
Nie jest płasko!
W ciągu urlopu, w przerwach między zwiedzaniem i byczeniem się, zaliczyłem trzynaście wycieczek po wyspie. Trasy dobierałem tak, by większość prowadziła po bezdrożach. Wszak trzynastka to rower górski, nie szosówka. Tym razem wpadło 600 kilometrów. Strava podaje ponad 15 000 metrów przewyższeń, choć – jak to Strava – zapewne trochę przesadziła. Ale rząd wielkości pokazuje, że jest tam gdzie popodjeżdżać i solidnie się zmęczyć. Bo choć Lanzarote to nieduża wyspa, ma kilkadziesiąt kilometrów długości i jednego dnia można ją przemierzyć rowerem na całej długości, to różnice wysokości, nawierzchnia, wiatr i temperatury robią swoje.
Klimat wyspy
W odróżnieniu od naszej strefy klimatycznej praktycznie przez cały rok są tam dobre warunki. Dobre, to znaczy nie leje deszcz i nie pada śnieg. Ba, praktycznie wcale tam nie pada. Odstraszająca dla niektórych może być temperatura, nawet w miesiącach jesienno-zimowych często sięga powyżej 30 stopni. Jednocześnie niemal ciągle tam wieje, dzięki czemu nie odczuwa się ciepła w ten sam sposób, co u nas podczas gorącego lata. Podczas ostatniego pobytu, kiedy pojawiły się chmury i silny wiatr, przy temperaturze rzędu 18-21 stopni odczuwałem niemal chłód. Jedynie w dolinach osłoniętych od wiatru wzgórzami można poczuć prawdziwe piekło, kiedy jedziesz pod górę na młynku przy 35 stopniach.
Nawierzchnia
Większość tras w terenie to twarde nawierzchnie, szutry, luźne kamienie, żwir wulkaniczny. Jest sucho, nawet bardzo sucho – jedyną kałużą, którą spotkałem, był wyciek wody od nawadniania w jednej z dolin :) To wszystko sprawia, że trasy są genialnie jeżdżalne. Jedynie odcinki z największą liczbą kamieni lub z kopnym żwirem są niepodjeżdżalne pod górę. Można jednak trafić na kilkukilometrowe szutrówki, którymi pędzi się non stop bez zatrzymywania.
Wysoko, coraz wyżej!
Satysfakcję dają podjazdy, które prowadzą nas do miradorów, czyli punktów widokowych. Przy dobrej widoczności ze szczytów o wysokości 500-600 m n.p.m. widać krańce wyspy, a nawet sąsiednią Fuerteventurę. Uczta dla oczu! A chwilę później zaczyna się długi zjazd, więc zabawa jest po pachy.
Pijmy i jedzmy
O ile tylko nie trafimy na wyjątkowy upał i ciężki teren, w zasięgu godziny jest zawsze jakaś baza, gdzie można uzupełnić brakujące płyny. Zazwyczaj są to zwykłe sklepy spożywcze (supermercados). Nawet w najmniejszej wiosce, w odróżnieniu od naszych wiejskich spożywczaków, lodówka jest zawsze włączona, wybór zimnych napojów nie kończy się na piwie, a można trafić nawet na schłodzone izotoniki. Kiedy nie ma spożywczego, na ratunek przychodzą lokalne knajpki. Zrobić podczas trasy kofibrejka za całe półtora euro wśród autochtonów to sama przyjemność! A po powrocie… wiadomo, wszelakie owoce morza. Ceny nie są wygórowane, a mamy pewność, że rybka czy robaczek morski dopiero co pływały w pobliskim oceanie. Palce lizać! Do tego dołóżmy butelkę lokalnego wina. Uprawianie wina na Lanzarote jest o niebo trudniejsze niż w standardowych winnicach, a to jeden z najistotniejszych produktów lokalnych, którym szczycą się mieszkańcy wyspy.
Nie lubię tłoku
Turyści okupują wybrzeże i miejscowości turystyczne. Rowerzyści, jeśli już są, zazwyczaj dosiadają szosówek i tłuką kilometry asfaltami – nawiasem mówiąc, Lanzarote oferuje genialne trasy również dla szosowców, a jazda drogami jest bezpieczna. Dlatego szosowców i triatlonistów są tam całe stada. Natomiast już na szlakach górskich, w interiorze, praktycznie jest pusto. Rowerzystów na MTB spotyka się bardzo rzadko. Bywa, że wbijając się coraz głębiej w wyspę, jesteśmy jedynymi ludźmi aż po horyzont.
Tam nie ma drzew!
To jeden z najczęstszych zarzutów, które słyszę na temat tej wyspy. To prawda. Lasy tu nie występują, z rzadka pojawiają się pojedyncze drzewa. Co za tym idzie, w trasie nie ma szansy na odrobinę cienia. Jednak widoki sięgają horyzontu. Coś za coś. W moim odczuciu jest pięknie, minimalistycznie, dziko. Ale zielonych połaci tu nie uświadczysz (poza pracowicie utrzymywanymi uprawami lub polem golfowym). Z kolei na singlach musimy uważać na momentami bardzo liczne krzewy z kolcami i równie ostre gatunki kaktusów. Jest jednak z nich pożytek: owoce opuncji figowej są bardzo smaczne, to jedyna opcja zjedzenia czegoś po drodze na dziko. Z doświadczenia podpowiem: nie zaliczaj gleby w pobliżu kaktusów! Chyba z kwadrans wyjmowałem z łydki niezliczone kolce, a goiło się to przez dłuższy czas :)
KROSS LEVEL 13.0
Trzynastka to trzeci model od góry w ich linii przeznaczonej do MTB-XC. Solidny sztywniak, który idealnie sprawdził się na szlakach Lanzarote. W mojej konfiguracji (amortyzowana sztyca, pedały XTR, 2 koszyki na bidon) rower ważył 10,8 kg.
Znając piaszczystość i kamienistość tamtejszych szlaków, podchodziłem z rezerwą do opon Mitas Scylla 29×2,25. Stosunkowo niewielki bieżnik, zwłaszcza pośrodku opony. Najbardziej obawiałem się trakcji w dłuższych odcinkach z drobnym żwirem. Niepotrzebnie! Zarówno w jeździe na wprost, jak i na zakrętach rower trzymał się nawierzchni. Co więcej, podczas tych pięćdziesięciu godzin siłowania się z wszelkiego rodzaju nawierzchniami, włącznie z singlami prowadzącymi wśród ostrych kolców, nie złapałem ani jednej gumy, a powierzchnia boczna opon nie została rozcięta przez ostre kamienie. Scylle zdały egzamin na piątkę.
Za amortyzację odpowiada Fox Performance 32 Float. Wpompowałem w niego ciśnienie sugerowane przez producenta, a tłumienie ustawiłem w okolicach 80%. Sprawdziło się to idealnie. Z jednej strony, przy odpowiednio ustawionym tłumieniu, po drobnych i średnich nierównościach gnało się całkiem komfortowo. Z drugiej strony, nawet na dużych uskokach pozostawał centymetr skoku na goleni, czyli obyło się bez dobicia. Tu dodajmy, że większość tras przejechałem na amortyzowanej sztycy Cane Creek. W terenach, gdzie większość trasy to jednak nie kamienie-telewizory, a szutry z drobniejszymi nierównościami, taki zestaw był strzałem w dziesiątkę.
KROSS w trzynastkę wstawił napęd SRAM GX Eagle, 34 zęby z przodu, kaseta 10-50. W stosunku do jazdy na dwóch tarczach z przodu, jedynie na szybkich (zwłaszcza asfaltowych) zjazdach brakowało mi większej tarczy, ale były to sytuacje sporadyczne. Za to przy pięćdziesiątce z tyłu podjeżdżałem to, co chciałem, a najostrzejsze podjazdy i tak pewnie podchodziłbym szybciej. Biorąc pod uwagę komfort z pojedynczą tarczą z przodu, czyli tylko jedna manetka zmiany biegów, w takich dość pofałdowanych terenach napęd oparty na 34 zębach uważam za dobry kompromis.
Jedziemy na Lanzarote?
Ze względu na wielkość wyspy praktycznie każda lokalizacja będzie dobra na bazę. Osobiście wybierałbym lokalizacje w rejonie Puerto del Carmen lub Costa Teguise, ale jeśli na wakacjach wypożyczysz samochód, w ciągu godziny można dotrzeć na drugi koniec wyspy. Wypożyczalnie aut są niedrogie, paliwo tańsze niż u nas, polecam połączyć jazdę rowerem z transportem samochodem.
Kiedy? Skoro pogoda tam zawsze jest dobra, będzie to idealne miejsce na wizytę w naszych jesiennych i zimowych miesiącach. Przyjemność z jazdy w krótkich spodenkach i koszulce, kiedy twoi kumple przedzierają się przez zaspy śniegu, jest ogromna.
A w przypadku „lenia” na wyspie jest sporo atrakcji turystycznych, które w ramach odpoczynku można odwiedzić – tu już polecę Google, bo atrakcje te są opisane na tysiąc sposobów.
Do zobaczenia na szlakach!
COMMENTS