Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Dobry rozjazd to podstawa treningów, więc w niedzielę, dzień po Kellys Cyklokarpaty w Rzykach wybrałem się na maraton w województwie świętokrzyskim. Trasy mają tam zupełnie inny charakter, ale nie można powiedzieć że są łatwe, zdecydowanie nie są. Średni dystans miał 40 km i około 1200 m przewyższeń, z czego większość w pierwszej połowie dystansu. Z racji że dzień po dniu jeździ mi się lepiej, to spodziewałem się że i tym razem będzie nie inaczej.
Na starcie trochę przysnąłem i pierwsze polne drogi pokonywałem w dosyć wolnym tempie przechodząc powoli do przodu. Na szczęście zaraz nadszedł czas na pierwszy ciężki długi podjazd, który pozwolił mi na przesunięcie się w stawce i zajęcie pozycji na kole mojego największego rywala z kategorii wiekowej. Peleton szybko się porwał, właściwie większość zawodników pokonywało dystans pojedynczo lub w duetach. W ten sposób pokonaliśmy pierwszą połowę trasy, najpierw z jeszcze jednym towarzyszem, który na trudnym technicznie zjeździe złapał gumę a my niemal wylądowaliśmy w rowie.
Tutaj organizatorom należy się mała bura za brak oznaczeń ostrzegawczych na niebezpiecznym fragmencie trasy. Nic nikomu się nie stało, skończyło się tylko na podwyższonym tętnie i kilku wyzwiskach. Mój rywal na szczęście w ostatnim czasie jest też moim kompanem w niedoli (właściwie to w boju), więc bardzo dobrze kleiła nam się rozmowa. Chyba obaj jesteśmy w szoku, ile rzeczy można obgadać podczas maratonu rowerowego. Niestety na jednym z błotnistych odcinków, przydarzyły mi się dwa błędy techniczne i zostałem sam.
Szczęście w nieszczęściu spotkał mnie upadek na luźnych liściach i gałęziach podczas zakrętu. Rower pojechał w inną stronę, a ja w inną – no i dogonił mnie kolejny zawodnik. Jak się później okazało to on zawzięcie ścigał mnie cały dystans w Rzykach i zabrakło mu naprawdę niewiele. Jechaliśmy razem do ostatnich kilometrów, gdzie nie utrzymał koła i na metę wjechałem samotnie znowu z niewielką przewagą.
Tutaj byliśmy w innych kategoriach wiekowych, więc w miarę równo współpracowaliśmy nie walcząc o pozycję w kategorii, oczywiście nie zapominając o pogawędkach.
Trasa puszczona była przez piękne lasy, w których nie zabrakło bajorek błotnych, ale w tych rejonach to już tradycja;) Była ona bardzo malownicza, a towarzyszyła jej bajkowa otoczka niczym z Narnii. Organizator przygotował kilka wymagających technicznie fragmentów, ale również szerokie szutrowe drogi pożarowe. Na szczęście wszystko było zbilansowane i trasa bardzo na plus. W tym roku pogoda była łaskawsza i cały dzień świeciło słońce, temperatura ponad 20 stopni, a nie ledwo 5 jak rok wcześniej.
Sezon powoli zbliża się ku końcowi. Zostało jeszcze kilka startów i domknięcie klasyfikacji generalnej. Trzymajcie kciuki i czekajcie na kolejne relacje…
COMMENTS