Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Łukasz Klimaszewski po długich przygotowaniach do Mistrzostw Europy na szalonym dystansie 134 km i 4500 metrów przewyższenia, podczas dobrze znanego mu ze wcześniejszych startów w Horal MTB Marathon na Słowacji, ukończył zmagania w elicie na 26. miejscu. Jak ocenia swój start?
Najważniejszy i najcięższy wyścig sezonu za mną. Poszło całkiem ok. Może nawet lepiej niż OK – w sumie jestem zadowolony… jednak ze sporym respektem podchodzę do czasu uzyskanego przez zwycięzcę. Wyścig był naprawdę pieklenie ciężki, co zaznaczali nawet faworyci. Po korekcji wysokości ukazał mi się rezultat 134 km i 4780 m w pionie. Takie przeciętne „bajkmaratonowe” giga razy dwa. Najdłuższy podjazd liczył ponad 1000 metrów… po czym wystarczyło pokonać jeszcze kolejne 60 km. Z całej stawki elity (55 zawodników) blisko 1/4 zakończyła ściganie z rezultatem DNF przy nazwisku, w tym reprezentanci Polski!
Pogoda przed startem zmieniła się diametralnie. W piątek chwilami było ponad 30 stopni, w niedzielny poranek ledwie paręnaście. Oczywiście całą noc lało. To, co dzień wcześniej było szybkim szutrem, na wyścigu pokryło się gliniastym błotem. Zjazdy były po prostu cholernie niebezpieczne. Kráľova hoľa cała spowita chmurami. Miejscami tak gęstymi, że poza przednim kołem i kilkoma metrami asfaltu przed nim nie było nic widać. Leciało się w taką białą pustkę ponad 60 km/h. Chwilami, gdy chmury się rozstępowały, sceneria Tatr była oszałamiająca.
Startowałem w tym wyścigu już dwukrotnie, więc przewidywana skala bomby 10/10 nie była dla mnie nowością. Założenie przedstartowe: dobre odżywianie, nawodnienie i jazda ze świadomością własnych możliwości. „Cyferki” i fizjologia są nieubłagane, a bomba nieuchronna i raczej przykra, gdy złapie powiedzmy po 100 km, a do przejechania jeszcze 35 km. Kalkulacje sprawdziły się idealnie, gdyż bardzo źle zaczęło być paręnaście kilometrów do mety. Wystarczająco, aby dociągnąć do mety siłą woli i spaść z roweru :-). Przed wyścigiem włożyłem kupę wysiłku i czasu w treningi, co się niewątpliwie opłaciło. Na 33 segmenty na Stravie w 24 zaliczyłem PR, co jest wymiernym porównaniem wzrostu formy w stosunku do lat poprzednich.
Horal jest na pewno wyścigiem jedynym w swoim rodzaju. Za każdym razem, na ostatnich kilometrach przeklinam moment, gdy sześć godzin wcześniej stanąłem na linii startu. Po przekroczeniu mety czekam na przyszłoroczną edycję.
Garść informacji o wyścigu przedstawiona w postaci infografiki. Łukasz startował w Mistrzostwach Europy z miernikiem mocy w rowerze MTB. Dokładna analiza na stronie cyclotrener.pl.
COMMENTS