Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W sobotę w Krakowie zaczął się nasz narodowy Tour, niestety nie udało mi się jeszcze w nim wystartować, więc wziąłem udział w kolejnej górskiej edycji Cyclokarpat. Osobiście sądzę, że jest to najlepsza miejscówka na organizację maratonu, przynajmniej spośród tych w których do tej pory miałem przyjemność wystartować.
Koninki to dosłownie koniec świata, tutaj kończy się droga i zaczyna Gorczański Park Narodowy. Cisza, spokój, ładne widoki, górski strumyk, ogólnie super lokalizacja. Sama trasa jak zapowiadał organizator jedna z cięższych w tym roku, jej charakter bardziej pasował mi niż ta w Kluszkowcach.
Były to bardzo interwałowe zmagania. Początek w dół po asfalcie z kilkoma niebezpiecznymi momentami spowodowanymi przez kierowców samochodów. Później od razu zjazd w teren (w którym zalegało sporo błota i kałuż) i sztywna ścianka, która zrobiła pierwszą selekcję w stawce rozjuszonych zawodników. Następnie dwa dłuższe podjazdy, sporo interwałowych sekcji i na koniec długi bardzo techniczny zjazd.
Momentami zapierający dech w piersiach widok na Tatry, a czasami równie ładny na Gorce.
Był to mój drugi start w tej okolicy, tylko tym razem po drugiej stronie Turbacza. Tym razem było dużo cieplej, ale trasa podobała mi się tak samo jak z drugiej strony Gorców. Nawiązując do tytułu i moich poprzednich relacji zawsze czułem się bardzo mocny na podjazdach i to tam mijałem rywali, ale nie dzisiaj. Tutaj wszystko było na odwrót; na podjazdach cierpiałem, ale za to odbiłem sobie na zjazdach zarówno tych szybkich jak i technicznych. Od pewnego czasu za każdym razem, gdy trasa nachyla się w dół mam w głowie radę mojego rywala z poprzedniego wyścigu:
„Trzymaj mocno kierownice i mało używaj hamulca.”
No i to chyba naprawdę działa. Bawiłem się naprawdę świetnie, im trudniejszy fragment tym lepsza zabawa. No bo chyba o to chodzi. Na koniec przyszła pora na ostateczną rozgrywkę na lekko wznoszącym się asfalcie. Mała grupa a rozgrywka jak na torze, szachowanie, ataki, nikt nie chce wyjść z koła.
To kolejne nowe doświadczenie, takie finisze są rzadko spotykane w górskich maratonach.
Organizator zapewnił uczestnikom myjki, posiłek i dużą ilość bufetów, co przy wysokim stopniu trudności trasy było bardzo dobrym pomysłem.
COMMENTS