Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
W moim przypadku na szczęście był to dzień kryzysu psychicznego, ale tylko przez startem. Pogoda rano to poniżej 10 stopni w dolinie, zachmurzenie całkowite i deszcz, ciągle deszcz. Wpłynęło to na mnie bardzo demotywująco. Z krótką rozgrzewką, mocno zniechęcony i już cały przełożony ustawiłem się na linii startu. Dobrze że nastawienie zmieniło się od razu po sygnale startera.
Początek po asfalcie, więc trochę odpuściłem na końcu grupy ale od razu jak zaczął się podjazd moje nogi po prostu zaczęły jechać. Byłem w szoku, że szło mi to tak lekko i mijałem zawodnika za zawodnikiem, i to że sporym luzem w nogach. Ten dzień zapadnie mi w pamięci na długo. Mimo, że trasa miała dzisiaj tylko trochę ponad 27 km, ale za to około 1000 m przewyższeń organizator wycisnął z niej wszystkie soki. Ciągły deszcz i błoto nie były żadną przeszkodą. Jechało mi się świetnie.
Trzy zjazdy: pierwszy bardzo wąski, tuż po rozjeździe i po swego rodzaju grani z przepaścią z jednej strony po luźnej nawierzchni zapierał dech w piersiach. Drugi śliski szybki i co chwilę z przejazdy przez kamienie i górskie strumienie. Ostatni to prawdziwy downhill, ostre kamienie poukładane w każdym kierunku, stromizna i zaparowane, ubłocone okulary. Coś pięknego, żeby tego było mało to na trasie sztywny podjazd a potem zjazd szutrami z prędkością dochodzącą do 60 km/h.
Dzisiaj naprawdę żałowałem, że ten etap tak szybko się skończył.
Wynik poprawiony o jedno miejsce . Szkoda że został już tylko jeden dzień ścigania, bo z dnia na dzień jedzie mi się coraz lepiej.
Jutro ostatni dzień, więc lecimy w trupa. Zapowiada się poprawa pogody więc nastawienie powinno być lepsze od samego rana.
Na mecie czekał na nas swojski bufet oraz zimne prysznice. Atmosfera na trasie i w miasteczku bardzo miła, z każdym można pożartować i pogadać właściwie na każdy temat.
COMMENTS