Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Tym razem Cezary Zamana i jego cykl maratonów zaprosił pasjonatów mtb w Gorce na Mistrzostwa Małopolski MTB. Dwa dni ścigania po Turbaczu i jego okolicach zapowiadały się bardzo ciekawie.
W sobotę w Waksmundzie wziąłem udział w moim pierwszym „uphilu” – była to 12km czasówka prowadząca szlakiem do schroniska na najwyższym szczycie Gorców czyli Turbaczu (1310 mnpm). Całą poprzednią noc lał deszcz, całe przedpołudnie lał deszcz, ale za to koło południa wyszło słońce i z małymi opadami ładna pogoda utrzymała się do wieczora. Sam podjazd to mnóstwo błota, im wyżej tym więcej. Właściwie to nie było błoto tylko glina, która lepiła się do sprzętu jak guma. Momentami koła kręciły się w miejscu. Udało się przepalić nogę, a po rywalizacji w schronisku na zawodników czekała pyszna szarlotka, kompot oraz niezapomniane widoki na Tatry wychylające się zza chmur. Jak okazało się później bezdeszczowa pogoda w dolinie utrzymała się do godzin popołudniowych w niedzielę, niestety tylko w dolinie.
Na starcie maratonu w Łopusznej pojawiło się paru innych zawodników, ale frekwencja jak na tak dużą imprezę, nie wiedzieć czemu była bardzo niska. Organizator przygotował dwa dystanse – krótszy 48 km z dwoma podjazdami na Turbacz (w tym wziąłem udział) oraz dłuższy 67 km z trzema podjazdami na królewski szczyt. Długo zastanawiałem się jak się ubrać, na krótko czy na długo, a może wziąć kurtkę. Patrząc na innych pojechałem na krótko i potem bardzo z tego powodu cierpiałem. W połowie pierwszego podjazdu zaczęło padać. Widoczność stała się praktycznie zerowa, niskie chmury, na początku delikatny deszcz a potem wręcz oberwanie chmury. Na szczycie temperatura odczuwalna grubo poniżej 10 stopni, myślę że nawet koło 5 a to środek lata. Jednak to jest właśnie MTB. Trzeba zacisnąć zęby, przetrzeć okulary i przeć do przodu.
Podjazd zacząłem powoli, ale z biegiem minut mijałem swoim tempem kolejnych zawodników. Myślę, że to dzięki czasówce i zapoznaniu się podczas niej z podjazdem. Później karkołomny zjazd do Obidowej na którym Cezary Zamana pokochał MTB i wcale mu się nie dziwię, ja pokochałem je na nowo. Mokre, śliskie kamienie, mnóstwo błota – kwintesencja górskich zmagań. Chwila wypłaszczenia, bufet z żelami i batonami energetycznymi, które dwa razy wspomagały mnie na trasie i znowu podjazd na Turbacz. Pokonałem go tasując się z trzema zawodnikami, którzy najpierw doszli mnie a potem odjechali mi na zjeździe. Niestety skończyły mi się klocki z przodu, a w tych warunkach nie odważyłem się jechać szybko bez możliwości sprawnego hamowania.
Na trasie mimo tragicznej pogody mijaliśmy wielu turystów, którzy po prośbie o doping dodawali nam odwagi i chęci do walki. Nie wiem jak na innych, ale na mnie „dawaj dawaj” zawsze działa, tym bardziej gdy jest tak ciężko. Bidony zalepiło błotem że nie dało się pić, rower rzęził i skrzypiał przy każdym obrocie korby, ciuchy i sprzęt schną dwa dni bo musiały być myte po dwa razy.
No ale co z tego, na mecie cieszyłem się jak dziecko. Dawno tak dobrze nie bawiłem się na trasie jakiegokolwiek wyścigu. Trząsłem się z zimna, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Gratulacje dla wszystkich którzy odważyli się wystartować i dali radę ukończyć te katorżnicze zmagania. Szkoda tylko, że Pani dyrektor zamknęła szkołę i dostęp do pryszniców przez co byliśmy zmuszeni myć się w umywalkach.
Tak brudny jeszcze nie byłem, ale na pewno z wielką chęcią jeszcze tu wrócę, takie zawody pamięta się do końca życia. Na koniec bufet, pyszna zupa z wołowiną, pamiątkowe medale, dekoracja i opady deszczu ?
Polecam i zapraszam na kolejną edycję za rok, a także na Gwiazdę Południa rozgrywaną w podobnym terenie w której liczę że również uda się wystartować.
COMMENTS