Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
W zasadzie trochę przypadkiem się złożyło, że w ostatnich dwóch tygodniach miałem okazję trochę pojeździć, a trochę też pościgać się na trzech* rundach do cross country, które mimo, że są dedykowane kolarstwu górskiemu to w górach wcale zlokalizowane nie są.
Na początku sezonu, po starcie w Kujawii XC, spisałem mocne argumenty przemawiające za startami w cross country, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Było sporo Waszych komentarzy zarówno za, jak i przeciw. Idąc trochę za ciosem, trochę jako poparcie własnych słów, wymyśliłem projekt „Mistrzostwa Polski bez dubla”, do którego moje przygotowania trwają już ponad dwa miesiące.
To także po części wpływa na to, że jeśli jadę w jakiekolwiek nowe miejsce to szukam raczej krótkich i interwałowych rund na których najzwyczajniej w świecie mogę trenować. A że pracuję itp. to w większości przypadków „moją rundą” stała się trasa na Kazurce, której nie tyle nie ma, co z każdą moją wizytą jest inna, bo organizatorzy w pocie czoła walczą z czasem, żeby była jak najszybciej gotowa.
Jaka jest albo będzie runda na Kazurze? Sztuczna – poczynając od faktu, że jeszcze 50 lat temu w tym miejscu nie było górki, bo została usypana z ziemi wydobytej podczas budowy Ursynowa. Ostateczny kształt trasy MP cały czas nie jest znany, ale mogę wydedukować, że będzie 4-5 podjazdów, z czego przynajmniej trzy będą naprawdę sztywne i wchodzące w nogi. Zjeżdżać będziemy zasadniczo albo torem do 4X albo wybudowanymi bandami. Do tego 2-3 dropy i pumptrack.
Marek Tyniec ostatnio mi przypomniał wyniki (tu i tu) z GP Lang Team z 2007, gdzie wyścig bez dubla ukończyło raptem kilka osób. Podczas tegorocznych MP może być podobnie.
Tak w zasadzie zleciał mi kwiecień, maj i początek czerwca. Przyszedł długi weekend i wyjazd na Mazury, gdzie zdecydowanie trudniej o płaską trasę niż pofałdowaną. W zasadzie te rejony to marzenie każdego kolarza, który niekoniecznie chce mierzyć się z wielokilometrowymi podjazdami znanymi z w zasadzie tylko z gór.
Przypadkiem się złożyło, że byliśmy niedaleko Mrągowa, a jak Mrągowo, to Bike Park Poręby. „Bike Park” to może zbyt huczne określenie, bo wyznaczona jest jedna runda. Ale za to jaka! Naturalna!!! Niezliczona liczba zjazdów, podjazdów, naturalnych przeszkód, korzeni. Całość w zasadzie sprawia wrażenie jednego długiego i bardzo krętego singla, którego pokonanie wywołuje na twarzy tylko i wyłącznie uśmiech. No i może kilka kropel potu na czole ;)
Ostatni weekend czerwca to z kolei czwarta runda Małej Ligi XC, czyli serii wyścigów cross country rozgrywanych w okolicy Warszawy. Gór tu nie ma, ale chociażby w Mazowieckim Parku Krajobrazowym parę pagórków jest. Jest też niestety zmora Mazowsza czyli piach. Jednak wyścig w Celestynowie albo jak kto woli na Bunkrach w Górze Dąbrówieckiej dobitnie pokazuje, że wszystko jest kwestią odpowiedniego zaangażowania organizatora. (Mała dygresja. To chyba były moje pierwsze zawody na które oznaczenia dojazdu zaczynały się na kilka kilometrów przed biurem zawodów, już przy wjeździe do miejscowości.) Wracając do trasy – zerknijcie do tej galerii i zobaczcie jak fajnie organizator rozwiązał problem piaszczystej sekcji jednocześnie tworząc techniczną przeszkodę, która dla niektórych okazała się wyzwaniem. Trasa wokół bunkrów została poprowadzona w taki sposób, że nie sposób było się nie ujechać – była szeroka i bezpieczna rozbiegówka na pierwszej rundzie, kilka podjazdów, ciasne nawroty, niekończące się krótkie interwałowe sekcje na których amortyzator się nie nudził. Krótko mówiąc, naturalna!
Po co o tym wszystkim piszę? Spędziwszy ostatnie tygodnie na Kazurze o trasach do cross country zacząłem myśleć tylko w kategoriach sztucznych konstrukcji naszpikowanych wybudowanymi przeszkodami, które większość zna tylko z relacji z Pucharu Świata na redbull.tv. Prawda jest jednak taka, że zawodników nie tyle mogących, co muszących sobie radzić z takimi trasami w kraju mamy może kilkunastu. Reszta ściga się w kraju. Do tego dochodzą może jeszcze nie tysiące, ale na pewno setki amatorów czy zawodników z licencjami Masters, którzy obierają cross country jako swoją główną dyscyplinę.
Ekipy z Mrągowa (Luz Grupa) oraz Otwocka (iBox Mała Liga XC) przypomniały mi, że zajawka na rower to nie tylko ściganie. Rozejrzycie się dokoła, bo na pewno w Waszej okolicy też jest teren, gdzie w porozumieniu z właścicielem czy Nadleśnictwem można wyznaczyć na stałe rundę do cross country, żeby bawić się kolarstwem bez większych nakładów i wielogodzinnych przejazdów samochodem na zawody. A do tego można nieźle podciągnąć się w technice!
Budujmy wyznaczajmy naturalne trasy, bo prędzej czy później na którejś z nich objawi się nam następca Mai Włoszczowskiej czy Bartłomieja Wawaka. Może to brzmi trochę pompatycznie, ale tak jak mamy przysłowiowe orliki w każdej gminie, tak samo nie ma zbyt wielu przeszkód, żeby w każdej gminie przy orliku był pumptrack, a gdzieś niedaleko w lesie czy na okolicznym pagórku trasa do cross country.
Apropos Barta i Pucharu Świata – trasa w Lanzerheide to świetny dowód, że trasy nawet na imprezach z najwyższej półki mogą być naturalne:
*BikePark Kazury, Bike Park Poręby, Mała Liga XC w Celestynowie
COMMENTS