Hej! Na #mtbxcpl piszę o kolarstwie dzięki TOBIE!
Wspieraj mnie, żebym mógł dalej być blisko kolarstwa, robić relacje z zawodów, pisać i zarażać pasją.
Kolejne rozdanie ŚLR przypadło w Piekoszowie czyli w gminie, której wójtem jest Zbigniew Piątek (znakomity kolarz, zwycięzca Tour de Pologne z 1987 roku oraz 18-krotny medalista Mistrzostw Polski w różnych odmianach kolarstwa).
Można powiedzieć że dystans Fan był mocno obsadzony, do tego kilku wyjadaczy maratonów i czołówka to naprawdę zacni zawodnicy. Był to mój drugi start w Piekoszowie, a jedyne wspomnienia jakie mi zostały to straszny gorąc, przejazd kolejowy, opóźniony start i kartoflisko. Niestety wspomnienia zostały utrwalone, nic się nie zmieniło. Można dodać do tego opóźnioną dekorację i mamy komplet.
Trasa w porównaniu do zeszłorocznej oprócz kilku pierwszych i kilku ostatnich km całkowicie odmieniona, ale nie była to nowość. Fragment trasy, pętle za mostem nad drogą krajową poznaliśmy w zeszłym roku na zakończeniu sezonu w Chęcinach. Tym razem trasa miała ponad 500 m więcej przewyższeń. Wracając do pętli wytyczonej przez organizatora za mostem, to chodzą słuchy że to właśnie w tych terenach Świętej Pamięci Marek Galiński trenował kadrę olimpijską, więc jest gdzie jeździć i może to świadczyć o trudności trasy. Dystans Master miał do pokonania 2 kółka tej pętli co przełożyło się na prawie 5 godzinny czas czołówki.
Na dystansie Fan mieliśmy do pokonania 49 km i ponad 1 200 m w pionie, ale był to ciągły interwał bez ani chwili wytchnienia. Organizatorzy zrobili aż trzy bufety i wszyscy przed startem mówili że po co tyle, że za dużo ale kto był ten wie, że trasa plus gorąc dała wszystkim ostro popalić i mimo takiej ilości bufetów na mecie pokazało się sporo DNFów.
Dla mnie trasa była idealna gdyby nie te kartofliska czyli zaorane pole na którym konkretnie człowieka wytrzepie. Na szczęście po nich poprowadzone było ,,tylko,” 5 ostatnich km, co dało ostro w kość przed finiszem. Był to wyścig na którym wyprzedziłem największą do tej pory ilość zawodników, niestety nie byli oni z mojego dystansu tylko po kilkunastu km zjechały się początek Fan oraz środek stawki Family. Dało to spory tłok, a ciasne odcinki oraz niektórzy zawodnicy nie ułatwiali wyprzedzania ale jakoś trzeba sobie radzić i większość ustępowała miejsca szybszym bikerom. Tylko jeden podjazd z buta, zjazdy bez większych błędów, żadnej kraksy ani problemów technicznych z rowerem, tfu (odpukać, żeby nie zapeszyć na dalszą część sezonu).
Niestety muszę również ponarzekać na organizację chociaż bardzo tego nie lubię. Najpierw opóźnienie startu czekając na pociąg i zamknięty szlaban w sektorach w litym słońcu i 27 stopniach. To jeszcze nie jest tragedia, ale dlaczego przy dojeździe do przejazdu ten nagle się zamyka po przejechaniu zaledwie kilku zawodników. Większość pchała się przez zamykające się zapory a reszta została z obawy o własne zdrowie.
Druga sprawa to dekoracja, która jest najsłabszym punktem tego cyklu. Czemu zawsze ma tak długie opóźnienie i zaczyna się o godzinie 15 dla dystansu Family, o 16 Fan i 17 Masters, skoro wszyscy dekorowani są już dawno na mecie pojedzeni, umyci i z czystym sprzętem.
Dokładając do tego opóźnienie przynajmniej 30 min plus powrót mniej więcej 2 godziny dla większości zawodników, daje to powrót w późnych godzinach wieczornych. Skutkuje to później brakami na podium i bardzo niską frekwencją podczas dekoracji dłuższych dystansów.
No niestety, ale podsumowując maraton i tak na plus. Trasa i panująca na niej a także w miasteczku atmosfera (przynajmniej w moich odczuciach) rekompensują większość wpadek organizatorów.
COMMENTS