Hej! #mtbxcpl jest na Google News - kliknij tu i bądź na bieżąco z tym, co słychać w kolarstwie!
REKLAMA
Po ponad roku przerwy fajnie było znowu stanąć na starcie i poczuć lekki stres przedstartowy… oj brakowało mi tego. Myślałem że to już koniec ze ściganiem – nowe obowiązki, mniej czasu na trening, musiałem to jakoś wszystko poukładać na nowo i na nowo ustalić jakiś plan działania, by to znowu zaczęło się jakoś zazębiać.
W tym sezonie postanowiłem pościgać się trochę w kat. Masters, bo do tej pory przez prawie wszystkie poprzednie lat jeździłem jako Elita i ta kategoria dla mnie będzie zawsze królową wszystkich kategorii. Mógłbym dalej startować jako Elita, ale chcę się pościgać teraz bardziej dla przyjemności, bez żadnego przymusu – tak poprostu… czysta przyjemność z jazdy, bez parcia na wynik (w sumie tak tylko się mówi, bo w miarę jedzenia apetyt rośnie ??).
Co do samych zawodów? Sam byłem ciekawy jak to będzie, ale było dobrze, nie spodziewałem się że aż tak dobrze i tego że wygram. Moje przygotowania nie były jakieś mega, trochę też patrzę na to z perspektywy lat wcześniejszych, gdzie na treningach spędzałem naprawdę mnóstwo czasu i to jest taki mój odnośnik do tego co musiałbym zrobić by mieć super formę. Lecz zauważyłem też to, że nie potrzebuje już tyle czasu co wcześniej, by osiągnąć jakąś tam dobra formę. Doświadczenie i wyjeżdżone kilometry robią swoje przez co nie muszę już tyle trenować.
Trasa w Spytkowicach jest już dobrze mi znana, lecz co roku runda jest inna za co wielkie podziękowania dla organizatora, że nie idzie na łatwiznę i próbuje wprowadzać co roku coś nowego. Tym razem było jak zawsze, to co mi odpowiada czyli dużo i długo pod górę. Tuż po starcie oderwałem się samotnie z Tomaszem Bluszczem i chwilę jechałem razem z nim, po czym pod koniec pierwszego stromego długiego podjazdu postanowiłem oderwać się i dalej już aż do samej mety kontynuowałem samotnie osiągając spora przewagę nad resztą stawki.
Dzięki czemu znowu mogłem cieszyć się z kolejnej victorii w mojej karierze.
COMMENTS